Zabawię się we wróża Grzegorza – najbliższy rok do najspokojniejszych należał nie będzie.
Ale, oczywiście, mogę się mylić, bo zamiast w szklaną kulę wlepiam wzrok w szklany ekran. Obym był równie mało przewidujący jak jasnowidz z Człuchowa! Na razie jednak rok 2015 zalewa nas okrutnymi obrazami – i nie wszystkie zdołamy ukryć przed dziećmi. Co więc robić?
– Wyrzucić telewizor! – zaproponował mój sąsiad. – My nie mamy, dzieci słuchają radia, płyt, do internetu jeszcze ich nie ciągnie…
Oczywiście, można wprowadzić rygorystyczne zasady korzystania z komputera (słusznie!), można zainstalować zaawansowane programy pozwalające rodzicom na kontrolę docierających do dziecięcych oczu treści (znajdziemy takie między innymi na internetowej stronie fundacji Dzieci Niczyje) – problem jednak w tym, że w przedszkolu, u babci, podczas wizytowania wujka, na imieninach stryjenki, między ciastkiem a lemoniadą w osiedlowej kawiarence, innymi słowy: w każdej chwili wzrok naszych dzieci może paść na sfilmowane lub sfotografowane sceny okrucieństwa. W gazetach, na ekranach telewizorów, tabletów czy smartfonów. Nie ustrzeżemy ich przed nimi, nie ma mowy. Czyli jesteśmy bezradni, tak?
Ależ skąd!
Przecież możemy naszym dzieciom czytać – zwłaszcza baśnie!
– Jak to? – zapyta zaraz nowoczesny rodzic, podnosząc głowę znad Gagi. – Czego naiwne bajeczki mogą nauczyć o naszych czasach?
Naiwne – niczego.
Dlatego wyrzućmy natychmiast wszelkie adaptacje baśni, mitów i legend. Na księgarskich półkach roi się, niestety, od książek udających oryginały: produkty andersenopodobne, popłuczyny po braciach Grimm, opowieści wykastrowane ze wszystkiego, co nazbyt troskliwemu gronu redaktorów wydaje się nieodpowiednie dla dzieci – zwłaszcza ze scen przemocy i namiętności.
Czytałem już „Czerwonego Kapturka”, w którym wilk wraz z babcią bawią się w chowanego, a myśliwy przynosi na końcu jagody – czort wie dlaczego (pewnie zapatrzył się na gajowego Maruchę z opowieści o panu Sułku).
Czytałem o dziewczynce z zapałkami, która wcale nie zamarzła – przebudziła się we własnym łóżku, szczęśliwa, że to był tylko sen. Czytałem o Zeusie, któremu nie tylko Atena wyskoczyła z głowy (konkretnie z ucha, żeby usunąć scenę rozbijania czaszki przez boskiego kowala Hefajstosa), ale i cała reszta jego latorośli – pojawiły się na świecie zapewne w wyniku procesu pączkowania (bo nie można dzieci szokować samą sugestią cielesnych uciech).
Czytałem wiele bzdurnych adaptacji i wiem jedno: ich autorzy trafią do czyśćca wyściełanego własnymi dziełami.