Nie ma bardziej intensywnego niż ten ulubiony, zapamiętany z dzieciństwa. Kto oglądał film „Ratatuj”, ten wie, że nawet najbardziej krzywą minę potrafi zastąpić błogi uśmiech, kiedy na stole pojawia się np. ciasto z truskawkami – takie samo, jakie kiedyś piekła babcia. Do niektórych smaków nie ma już powrotu, ale wspomnienia o nich są wciąż świeże.
Paulina Motyka, fotoedytorka
Moi dziadkowie mieszkają w domku z dość dużym ogrodem i prawie każde wakacje spędzałam wraz z bratem u nich. Dziadek był zapalonym ogrodnikiem, a babcia lubiła nas rozpieszczać. Hitem późnych wakacji było kruche, pachnące ciasto z truskawkami, rabarbarem i kruszonką. Pamiętam, że truskawki zbieraliśmy sami, a po rabarbar trzeba było wybrać się z dziadkiem. Babcia, która jest mistrzynią świata w pieczeniu tego ciasta, przynosiła je nam do ogrodu jeszcze gorące. Rzadko starczało porcji dla reszty domowników…
Katarzyna Paliwoda, aktorka, producentka
Pierwszy obraz, jaki mi przychodzi do głowy, to wielka pajda wiejskiego chleba z masłem ręcznie robionym przez babcię i wielkimi, jak mi się wówczas wydawało, kryształkami cukru. W dzieciństwie wszystko wydaje się większe… Te olbrzymie kromki dostawaliśmy w czasie przerwy między rozpoznawaniem terenu posiadłości dziadków a ucieczkami od nudnej pracy polegającej na zbieraniu porzeczek, do której każde z wnucząt zaraz po przyjeździe było zaprzęgane. Drugi ulubiony smak to pierogi ruskie z dużą ilością farszu! Moja mama do dziś jest niedoścignioną mistrzynią w tym względzie – są ręcznie zawijane ze splotem przypominającym warkocz. Nadal pamiętam technikę zawijania, choć sama pierogów nie potrafię robić. Na szczęście mistrzyni mieszka niedaleko, więc zawsze jest okazja, żeby wpaść na pierogi.
Magdalena Fiejdasz, psycholog
Podobno gdy miałam trzy lata, zapytałam tatę, co jest najważniejsze w życiu, a kiedy on sprytnie odwrócił pytanie, odpowiedziałam: „Szynka i kolorowy telewizor”, co było znamienne dla czasów mojego dzieciństwa… I choć smak szynki już mnie nie prześladuje (jestem wegetarianką), to zdecydowanie sięgam w przeszłość na widok mlecznej czekolady z pełnymi orzechami, zapakowanej w pudełko „z okienkiem”. Wtedy wydawało mi się, że nic bardziej pysznego nie istnieje. Prawdziwym powiewem luksusu były też banany, nigdy nie mogłam się zdecydować, czy lepiej pochłonąć takiego od razu, czy podzielić na części i delektować się cały dzień.
Magorzata Albrecht-Nowicka, tłumaczka
Do dziś mam sentyment do bananów, bo pierwszego zjadłam, kiedy miałam dziesięć lat. Ale najmilej wspominam kluski leniwe, które mama kręciła z ziemniaków i białego sera, a potem podawała z podsmażoną na maśle bułką tartą. Szukałam potem tego smaku i odnalazłam go w barze mlecznym Bambino. Sama niestety nie nauczyłam się ich robić – widok mamy umęczonej codziennym gotowaniem skutecznie zniechęcił mnie do sztuki kulinarnej.
Aleksandra Engler-Malinowska, menedżerka w fundacji
W podstawówce tata zabrał mnie do kina Luna na „Akademię Pana Kleksa”, a że mieliśmy trochę czasu do seansu, poszliśmy do pobliskiej kawiarni Carino przy placu Zbawiciela. Był tam sernik w trzech kolorach: białym, zielonym i czerwonym. Do dziś pamiętam jego zjawiskowy wygląd. Tak mi posmakował, że biegliśmy do Luny na złamanie karku. Opuściliśmy początek filmu, ale warto było. Przypominam sobie o tym za każdym razem, kiedy przechodzę ulicą Nowowiejską, chociaż Carino już nie istnieje. Żaden sernik nie smakował mi potem tak jak ten pałaszowany z tatą.