Pomoc potrzebującym dzieciom jest dla niej tak naturalna jak bycie matką. Gdyby miała więcej czasu, spędzałaby go, przytulając maluchy i opiekując się nimi. Choćby codziennie. Magdalena Różczka opowiada o tym, dlaczego w wychowywaniu nie musimy dążyć do ideału, ile można zdziałać miłością i co myśli o pogoni za młodością.
IF: Wandzia, Twoja córeczka, ma pięć lat. Jak przeczytałam w jednym z wywiadów, urodziła się w idealnym momencie, w dogodym czasie.
MR: Mam wrażenie, że dla mnie zawsze byłby idealny moment, bo chciałam mieć dziecko od bardzo dawna.
IF: Brakowało Ci tego?
MR: Nie, nie aż tak, że brakowało, ale czułam, że macierzyństwo będzie najważniejszą częścią mojego życia. Więc w jakimkolwiek momencie by mi się przytrafiło, byłabym szczęśliwa i zadowolona.
IF: Czyli baby blues Cię nie dopadł?
MR: Wtedy myślałam, że nie, ale po czasie wydaje mi się, że każdej kobiecie jest ciężko uporać się z tym ogromem odpowiedzialności i pracy. I nawet jeśli nie jest to depresja poporodowa, to ten pierwszy rok może być bardzo trudny. Jedziemy na tej hormonalnej euforii, a kiedy to opada, zdajemy sobie sprawę, że byłyśmy w kosmosie. Dlatego moja rada dla wszystkich matek jest taka, żeby dużo rozmawiać z kobietami, które mają dzieci. Jesteśmy wpędzane w stereotypy, że ciąża jest stanem błogosławionym i cokolwiek by się działo, powinnyśmy być szczęśliwe, nie denerwować się, tylko w tym kokonie przyszłego macierzyństwa lewitować metr nad ziemią. A tymczasem, po pierwsze, te dziewięć miesięcy wcale nie jest łatwe, szczególnie ostatnie tygodnie, kiedy zwyczajnie fizycznie ciężko nosić kilka lub kilkanaście dodatkowych kilogramów. Kiedy kobieta w takim stanie budzi się rano, jest jej źle, bo kiepsko się czuje albo wstała lewą nogą, to od razu ma wyrzuty sumienia, że jest niedobrą matką. Po drugie, wystarczy spojrzeć na te wszystkie kampanie społeczne. Ostatnio ktoś mnie namawiał do kampanii przekonującej kobiety do jak najdłuższego karmienia piersią.
IF: Do siódmego roku życia?
MR: No właśnie (śmiech). Mnie się wydaje, że warto mówić o tym, że to może być dla dziecka najzdrowsze i najlepsze. Ale musimy pamiętać, że zdarzają się przypadki, kiedy kobieta nie ma mleka albo z jakichś innych powodów nie może karmić. I wcale nie oznacza to, że jest wyrodną matką. A po takim komunikacie od razu jest narażona na depresję poporodową. Wydaje mi się, że wiem, jak można się wtedy czuć, bo mimo że jest to najwspanialsza rzecz w moim życiu, to też miałam trudne chwile.
IF: Jak wychowujesz córeczkę? Czytasz poradniki?
MR: Czytam. Ale przesiewam tę wiedzę przez swoją intuicję. Myślę, że nie ma jednej recepty na wychowywanie, bo każde dziecko jest inne. Trzeba słuchać, obserwować i dopasowywać swoje reguły i podejście do tego, jakie mamy dziecko i czego ono potrzebuje. Ale przede wszystkim staram się nie mądrzyć na ten temat. Ludzie często zadają pytanie: jak dobrze wychowywać? Jeśli za 20 lat okaże się, że dobrze mi to wyszło, to może zacznę coś mówić. Jedno jest pewne. To niełatwe zadanie. Dzwoniłam do mojej mamy, żeby jej podziękować, kiedy zrozumiałam, jaki trud włożyła w moje wychowanie. Ktoś kiedyś powiedział takie ładne zdanie, że „jestem najlepszym rodzicem w miarę możliwości”. Nie ma sensu dążenie do jakiegoś wyimaginowanego ideału.
IF: Jaka jest Twoja córeczka?
MR: Wandeczka jest radosnym, wrażliwym dzieckiem, ale też fajnym i mądrym, małym człowiekiem. I tak staram się ją traktować.
IF: Jesteś ambasadorką UNICEF-u, pomagasz Fundacji Rodzin Adopcyjnych, byłaś twarzą kampanii „Kocham, nie biję”. Skąd ta potrzeba pomagania?
MR: Wiesz co? Tak samo jak zawsze chciałam być mamą, tak samo byłam wrażliwa na nieszczęścia dzieci. Ale jest na pewno coś takiego, że kiedy widzisz, jak twoje dziecko się rodzi, jak strasznie jest bezbronne i jak bardzo potrzebuje dorosłego, to jeszcze bardziej ta krzywda, która się dzieje dookoła, cię dotyka. Zaczęłam szukać miejsc, w których mogłabym pomagać, być potrzebna. Właśnie takim miejscem jest Interwencyjny Ośrodek Preadopcyjny, do którego trafiają noworodki zostawiane w szpitalach przez matki albo porzucane w innych miejscach. Idea IOP polega na tym, że w ciągu sześciu tygodni dziecko ma profesjonalną opiekę, a po tym czasie trafia do rodziny adopcyjnej. Jeśli oczywiście są spełnione odpowiednie warunki.
IF: Jak to się zaczęło?
MR: Miałam po Wandeczce prawie nowe łóżeczko i dużo rzeczy kompletnie nienoszonych. Chciałam to komuś oddać i koleżanka, która w Otwocku była kiedyś wolontariuszką, powiedziała mi, że tam to się bardzo przyda. Więc pojechałam. Okazało się, że to był trudny moment, bo było więcej dzieci niż łóżek. To jest taki ośrodek, gdzie się wszystko przydaje. Od mokrych chusteczek, po pieluszki i wózki.
IF: Jak sobie radzisz z emocjami? To trudne. Szczególnie dla matki.
MR: To jest trudne, byłam tam tydzień temu, jutro jadę z moją mamą, która – słysząc historie tych dzieci – przy każdej płakała. Ja też tak miałam na początku. Ale teraz staram się myśleć o pozytywnej stronie IOP. Że robi tyle dobrego, zmieniając im życie. Dając nowe, lepsze. Więc trzeba się z tym pogodzić. I tyle. Nie mam czasu, żeby być z tymi dziećmi codziennie, ale każda chwila tam spędzona i ich przytulanie to olbrzymi dar.