Przekonanie, że zasługujemy na szczęście powinno być czymś naturalnym, dlaczego więc tak trudno w to uwierzyć?
Uczymy dzieci wielu pożytecznych rzeczy: czytania, pisania, liczenia, tłumaczymy, jak rozwiązywać konflikty i jak radzić sobie ze złością. Ale czy uświadamiamy im, że mają prawo być szczęśliwe?
Na początek warto uświadomić sobie, że szczęście pochodzi… ze środka nas. Oczywiście, doświadczamy euforii, gdy w naszym życiu następują radosne wydarzenia: ślub, narodziny dziecka, awans w pracy. Każdego dnia pojawia się mnóstwo powodów do radości, jednak gdy przestajemy o nich myśleć, nasze emocje gasną, a wspomnienia blakną…
Dlaczego tak rzadko przeżywamy to najprawdziwsze, wewnętrzne uczucie? Może niektórzy z nas obawiają się być szczęśliwi? Uważają, że nie są wystarczająco godni, dość dobrzy? A przecież bycie szczęśliwym jest – niejako z natury – wpisane w nasze istnienie! Mamy prawo do szczęścia, a wybór, by być szczęśliwym, stanowi pierwszy i najważniejszy krok w jego osiągnięciu. Czy winne jest przekonanie, że gdy przydarza się nam coś naprawdę dobrego, nie potrafimy do końca uwierzyć, że naprawdę nam się powiodło? Jedno z najbardziej szkodliwych (i dość powszechnych) przekonań dotyczących szczęścia głosi, że leży ono gdzie indziej, na zewnątrz, na pewno nie w nas. Albo, że najpierw musimy na nie jakoś zasłużyć… A szczęście dzieje się, kiedy mu na to pozwolimy! Czasem jesteśmy tak zajęci pogonią za sukcesem, że nie mamy czasu, by być szczęśliwi tu i teraz. Dzień po dniu, rok po roku nie zwalniamy ani na chwilę, nie ma więc czasu, by się zatrzymać i przyjrzeć własnej, prawdziwej, wewnętrznej jaźni. Na różne sposoby możemy odwracać od niej uwagę, ale przecież nie możemy uciec od samych siebie, a nienazwany ból i strach będą towarzyszyć nam gdziekolwiek pójdziemy. Prawda jest taka, że doświadczamy tyle szczęścia, na ile wierzymy, że jesteśmy go godni i cierpimy tyle bólu, na ile uwierzymy, że na niego zasługujemy.
Wyrzekanie się szczęścia, to często efekt takiego, a nie innego postrzegania negatywnych doświadczeń z przeszłości. Zamiast traktować je jak lekcję umożliwiającą rozwój, pozwalamy, by kładły się cieniem na teraźniejszości. Sami siebie programujemy, przekonując: „Nie zasługuję na to, by być szczęśliwy!”. W efekcie jedno, co nam pozostaje, to się z tym pogodzić. A przeżywanie radości wymaga rezygnacji z roli ofiary i przyklejania sobie etykietek. Może kiedyś byliśmy ofiarami przemocy, może teraz zmagamy się z depresją, może musimy poradzić sobie z czymś nieprzyjemnym – ale to wszystko nie świadczy przecież o tym, kim jesteśmy.
Wiele osób uważa, że aby być najlepszymi mężami, żonami, matkami, ojcami, pracownikami lub przyjaciółmi, trzeba się poświęcać, niemal rozdawać siebie innym po kawałku. Ale to tak nie działa. Jak nie mając nic, można cokolwiek da
? Troska o innych wymaga – w pierwszej kolejności – zadbania o siebie. Trzeba dać sobie przyzwolenie, aby skupić się – dla odmiany – na własnym życiu. Jeśli każdego dnia wygospodarujemy trochę czasu, by ofiarować go sobie, prawdopodobnie właśnie wtedy staniemy się lepszym partnerem, rodzicem, przyjaciółką, pracownikiem…
Wszyscy zasługujemy na szczęście, trzeba tylko pozwolić sobie na jego odczuwanie. W naszym życiu zawsze znajdzie się pretekst do narzekania, czas na żal czy smutek, chwile, gdy poczujemy lęk, niezadowolenie z takiego, albo innego powodu. Nauczmy nasze dzieci, rodziny i przyjaciół, jak być szczęśliwymi! Dzięki takim ćwiczeniom, pojawi się okazja, by wspólnymi siłami stworzy
bardziej optymistyczną przyszłość. Dzieci rodzą się jako altruistyczni dawcy, jednak w wyniku socjalizacji uczone są, by myśleć bardziej o sobie (i tak, my wszyscy, dorośli, mamy w tym swój udział). Jak zatem zmienić ten stan rzeczy i zwiększyć dziecięce poczucie dobrostanu?
Rodzice dla swoich pociech robią różne rzeczy – niekiedy wprost stają na głowie, aby zobaczyć uśmiech na ich twarzyczkach! Kupują więc prezenty, zabierają do kina, na lody, zabawiają lub wyręczają w pracach domowych. Czy sprawianie przyjemności dzieciom uszczęśliwia rodziców? Oczywiście, że tak! Rozmaite Dół formularzaRozmaiteRbadania nieustannie udowadniają, że okazując życzliwość innym – naszym dzieciom, przyjaciołom czy naszej wspólnocie – czujemy się szczęśliwsi. Spełnianie dobrych uczynków nie tylko pomaga nam poczuć się lepiej – osoby, które są uprzejme i współczujące, zwykle odnoszą też więcej sukcesów: społecznych i zawodowych. Niestety, nie dotyczy to w równym stopniu beneficjentów tych działań… Poczucia szczęścia nie zwiększa bowiem samo korzystanie z przejawów czyjejś życzliwości. Jednak ucząc dziecko, jak zostać dawcą dobroci, możemy zwiększyć jego wesołość oraz wpłynąć na poprawę samopoczucia, pośrednio ulepszając relacje z otoczeniem. Niedawno prowadzone przez naukowców z University of British Columbia i University of California w Riverside badania pt. „Kindness Counts”, ujawniły korzyści osiągnięte przez nastolatków, gdy nauczono ich strategii zwiększania swojego poczucia szczęścia. Co ciekawe, wyniki pokryły się z danymi pochodzącymi z podobnego eksperymentu, tyle że z udziałem osób dorosłych.
Kilkuset 9, 10 i 11 latków rejestrowało „akty dobroci” dokonywane co tydzień przez miesiąc wobec rówieśników w potrzebie. Innych kilkaset dzieci odwiedzało w tym czasie jakieś przyjemne miejsca. Po spełnieniu przez dzieci dobrych uczynków lub przebywaniu w miejscach rozrywki, u wszystkich wyraźnie rosło poczucie szczęścia i ogólnie rozumiane zadowolenie z życia. Ale ci, którzy spędzili czas robiąc coś dla innych, zyskali znacznie, znacznie więcej… Naukowcy dokonali pomiaru akceptacji badanych wśród kolegów i okazało się że osoby, które zajmowały się pomaganiem innym, w przeciągu kilku tygodni pozyskały co najmniej jednego nowego przyjaciela. Dzieci biorące udział w badaniu miały okazję przekonać się, że bycie uprzejmym przynosi rozmaite korzyści – przede wszystkim zapewnia wzrost dobrego samopoczucia oraz popularność wśród rówieśników. Wyniki pokazały również, że spełnianiu dobrych uczynków towarzyszyło wiele innych zachowań. Bycie lubianym przekładało się na bardziej optymistyczną postawę wobec życia, posiadanie większej ilości pozytywnych przekonań oraz rzadsze stosowanie przemocy. Ponadto, szczęśliwsze dzieci częściej uzyskiwały lepsze wyniki w nauce.
Poczucie euforii potrafi tak szybko znikać – dlatego trzeba nauczyć się je pielęgnować. Każdego dnia przez głowę przebiega nam milion różnych myśli – niektóre z nich są pozytywne, inne produktywne, jeszcze inne destrukcyjne. Możemy uczyć siebie i innych – a zwłaszcza nasze pociechy – jak odróżniać i zastępować myśli niechciane przyjemnymi. Codziennie przypominać sobie, aby być szczęśliwym! Może warto w całym domu porozwieszać zdjęcia lub poustawiać przedmioty, które kojarzą się nam z radosnymi momentami? Wracając myślami do miejsc i czasów, gdy byliśmy najszczęśliwsi, będziemy mogli odnaleźć tam wskazówki, jak poprawić swoje samopoczucie – i to od zaraz. Zadajmy sobie pytanie: Co się działo wtedy, a co gdzieś po drodze zostało zapomniane, pominięte, zagubione?
Warto, bo nasze odczuwanie szczęścia jest darem dla świata.