Kiedy na świat przychodzi dziecko, obok bezgranicznego szczęścia w nas, rodzicach, pojawia się mnóstwo niepokoju. Od najczęstszego: czy się najada, czy nie jest chore, dlaczego płacze, po: czy kupić lalkę, czy misia, czy książkę, czy sensorek, a może puzzle? Kiedy zacząć edukować, stymulować, działać?
Jesteśmy w tym trochę zagubieni. Można nawet powiedzieć, że zachowanie młodych rodziców jest podobne do zachowania młodego kierowcy. Niby ma zielone światło, ale nie jedzie, bo boi się, że światło się zmieni, gdy będzie na skrzyżowaniu. No i tu jest podobnie. Niby wiemy, co dla naszego dziecka jest dobre, ale z drugiej strony te głosy „ekspertów”. Najpierw mówią: ”Kąpać dziecko codziennie”, następnie „Codzienna kąpiel jest szkodliwa dla niemowlęcej skóry”; najpierw: „Układać dziecko do snu na brzuchu”, następnie: „Układanie dziecka do snu na brzuchu grozi śmiercią”; potem: „Jak najwcześniej rozpocząć bodźcowanie”, następnie: „Ostrożnie z bodźcowaniem niemowląt, bo może to przynieść odwrotny skutek”. Ja lubię jeszcze: „Koniecznie spać z dzieckiem, bo to buduje jego poczucie bezpieczeństwa”, następnie: „Nie wolno spać z dzieckiem w jednym łóżku”, bo grozi oczywiście śmiercią lub kalectwem! Okropnie to wszystko skomplikowane. I choć wstęp nieco przydługi, to właśnie dlatego, że temat też trochę dyskusyjny. Oto Biblioteka Bobasa, czyli książeczki dla najmłodszych.
Zapytana, czy jest sens kupowania książeczek dla najmłodszych dzieci (wręcz niemowlaków), specjalista chorób oczu – dr n. med. Anna M. Ambroziak, z warszawskiego Instytutu Oka odpowiada, że absolutnie tak, tylko wybory powinny być rozważne i nieprzypadkowe. A oto kilka powodów. Po pierwsze to doskonały przyczynek do pierwszej, okulistycznej kontroli, przeprowadzonej osobiście przez rodzica. Przecież to rodzice dostrzegają nieprawidłowe reakcje swego dziecka i to ich intuicja nierzadko okazuje się na wagę złota. Po drugie przy użyciu takich książeczek można stymulować rozwój mózgu, bo najważniejsza reprezentacja czuciowa w naszym mózgu to wzrok. Po trzecie i najważniejsze – nie jest tak do końca, że obcowanie dziecka z książeczkami zawsze stymuluje prawidłowy rozwój gałki ocznej, bo nie są to specjalistyczne materiały do terapii widzenia. Pamiętajmy, by zwrócić uwagę na to, czy dziecko ”czyta” z równolegle ustawionymi oczkami; by kontrolować czas, a raczej przerwy w ”czytaniu”, by nie indukować krótkowzroczności, a przede wszystkim dopasowujmy ”czytane” znaki do wieku dziecka.
Wychowujmy więc nasze dzieci od urodzenia w świecie realnej książki, ekran monitora może stać się ich „drugą książką” dopiero po 2. roku życia!
Zatem wiemy już, że warto zaopatrzyć się w odpowiednie książki dla niemowląt i małych dzieci. Wiemy też, po co i jak z nich korzystać. Przyszedł czas, by przyjrzeć się temu, co aktualnie oferują nam wydawnictwa.
Moja ( i moich córeczek) ulubiona dziesiątka!
1. Wydawnictwo Wytwórnia, Warszawa 2016, seria Little Eyes 1, „Pierwsza Książka. Dla noworodków i niemowląt” autorstwa Katsumi Komagata.
To pierwsze polskie wydanie kultowej już książki dla dzieci, którą autor w 1990 roku zaprojektował dla swojej nowo narodzonej córki. Mówiąc: „książka”, mamy na myśli zestaw dwunastu trójdzielnych kart w kolorze białym, a na nich znaki graficzne – koła, trójkąty, kwadraty. Przez możliwość układania, przekładania, odwracania i odkrywania, przed oczyma Maluszka ukazują się coraz to nowe kształty. „Oko dziecka jest mniejsze od oka dorosłego człowieka, ale te małe oczy uważnie obserwują świat”, jak we wstępie pisze autor. Warto taką właśnie książką – precyzyjną, oszczędną, doskonale prostą – rozpocząć z dzieckiem przygodę czytelniczą. Będzie to droga dobrego smaku i wyrafinowanego gustu. Jedyne moje zastrzeżenie to gramatura papieru – mógłby on być zdecydowanie grubszy. Maleńkie rączki maleńkich czytelników mają sporo siły i niektóre z kart są właściwie jednorazowego użytku. A bardzo, bardzo szkoda…
2. Wydawnictwo Sierra Madre, seria Oczami Maluszka, „Harmonijka”.
Jedna z kilku książeczek serii, wielokrotnie nagradzanych i docenionych przez specjalistów i rodziców. Kontrastowe ilustracje, tylko 3 kolory – biały, czarny i czerwony; układ harmonijkowy i tematyka życia codziennego w domu, w układzie dzień i noc (czyli na białym lub czarnym tle). Można rozłożyć na macie edukacyjnej, w łóżeczku lub na kolanach. Wspiera rozwój, koncentrację, a w przyszłości również kojarzenie. Dziś nie ma chyba niemowlaka, który nie miałby już tego typu książki w swoim składziku zabawek. Najbardziej popularna wśród książeczek dla najmłodszych.
3. Wydawnictwo Tatarak, Warszawa 2015, „Miś patrzy!”, tekst: Bill Martin Jr., ilustracje: Eric Carle.
„Raz, dwa, trzy, rudy miś patrzy! Co widzi?…”. Tak zaczyna się historia opowiedziana oczyma zwierzaków, które oglądając siebie nawzajem, zabawnie opowiadają o kolorach. Oto miś jest rudy, ale już koń – niebieski; żaba jest zielona, ale kot – liliowy. Miła dla ucha rymowanka, która prowadzi narrację i równie miłe dla oka ilustracje, które są bardzo proste, ale i efektowne zarazem. Maluszki lubią tego typu powtarzalność zwrotkową – bowiem tworzy się dzięki temu wesoła wyliczanka. Duży plus za wykonanie – solidna, dobrze sklejona książka. Dla więcej niż jednego dziecka na pewno!
4. Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2016, „Pucio uczy się mówić. Zabawy dźwiękonaśladowcze dla najmłodszych”, tekst Marta Galewska – Kustra, ilustracje Joanna Kłos, seria: „Uczę się: mówić, wymawiać, opowiadać”.
I jako logopeda, i jako mama, jestem orędownikiem tej książeczki. Można ją czytać i oglądać z maluszkami, które dopiero zaczynają składać sylaby. Należy się nią wspierać, gdy rozwój mowy dziecka nie przebiega prawidłowo i trzeba do niej sięgać przy okazji terapii logopedycznej. Jest ładna, prosta, nieprzegadana i merytorycznie świetnie zaprojektowana. Autorka we wstępie zaznacza, jak używać tej książki, na co zwrócić uwagę, podpowiada też, czego unikać podczas zabaw stymulujących rozwój mowy i wprowadza w historię Pucia i jego wesołej rodzinki. Sytuacje z życia domowego, z przydomowego podwórka dziadków, z lasu, pociągu wręcz zachęcają do aktywnego słuchania i konwersacji. Na końcu książki zestaw narysowanych i podpisanych obiektów do wspólnego z Puciem powtarzania. Nieoceniona pomoc dla rodziców, którzy pragną prawidłowego i harmonijnego rozwoju mowy swoich dzieci.
5. Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2016, „W domu, w dziczy, na ulicy. Rozbrykany słownik obrazkowy”, autorstwa: Fieb Westendorp, przekład z niderlandzkiego: Jadwiga Jędryas.
Książka jest zbiorem wybranych ilustracji z przebogatej twórczości holenderskiej ilustratorki, która gdyby żyła, kończyłaby w tym roku sto lat! Jej ilustracje – subtelne, spokojne, przyjazne dzieciom – są w tradycji holenderskiej książki dla dzieci tym, czym ilustracje Mirosława Pokory w polskiej, a Šaška w czeskiej literaturze dla dzieci. Są zabawne, dowcipne, lekkie i takie na dziecięcą miarę. Można oglądać na wyrywki, można bawić się w zgadywanki, można się sporo z tej książeczki dowiedzieć, ale przede wszystkim, można z satysfakcją ofiarować dziecku książkę piękna, mądrą i zabawną. Zero kompromisu, a sto procent zadowolenia.
6. Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2016, „Jest tam kto?”, Anna-Clara Tidholm.
„Mały dom. Niebieskie drzwi. Chodź, pójdziemy w odwiedziny!”. Tak oto zaczyna się nasza przygoda. Kolejne strony książki to różnokolorowe drzwi, w które możemy zapukać z dziećmi. Co jest za tymi drzwiami? Jak to w bajce – kotek, króliczek, małpka i miś. Mało detali, grube kontury obrazków, zdecydowane kolory i krótki, ale rytmiczny tekst, co sprawia, że możemy tę książeczkę kupić zupełnie małym dzieciom. Na serię składają się jeszcze następujące tytuły: „A dlaczego?”, „Gdzie idziemy?”, ” Wymyśl coś!”. Ja osobiście polubiłam część „A dlaczego?”. Nie tak dawno wspominałam etap, gdy moja starsza córka o wszystko pytała. Kiedy wypytała już na przykład „Dlaczego na kanapce jest masło, ser, szynka, sałata, ogórek, rzodkiewka, pomidor, czasem jajko”, to jak odpowiedziałam na wszystkie te pytania, kompletnie traciłam apetyt. Niemniej, warto z dziećmi pobawić się w zadawanie pytań, szukanie różnych, czasem nieco szalonych odpowiedzi – szczególnie że ilustracje tej zabawie bardzo sprzyjają. Nic dziwnego, że ten szwedzki bestseller doczekał się i w Polsce kolejnych nakładów.
7. Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2016, „Moja mama” i ” Mój tata”, Anthony Browne.
Browne, który jest twórcą tej książeczki, to wybitny brytyjski laureatem wielu prestiżowych międzynarodowych nagród i wyróżnień, m.in. najważniejszego wyróżnienia dla twórcy książek dziecięcych – przyznawanej za całokształt twórczości – nagrody im. Hansa Christiana Andersena. ”Mój tata” to wyjątkowa opowieść o tacie, który: świetnie gra w piłkę, jest znakomitym śpiewakiem i tancerzem, jest mądry jak sowa i szurnięty jak szczotka, jest wielki jak dom i miękki jak miś, je więcej niż koń i pływa jak ryba. I najważniejsze zdanie, pojawiające się jak refren: „Super jest ten mój tata”. Piękna, ciepła, z dowcipnymi ilustracjami i przezabawnymi tekstami książka, która wzruszy do łez niejednego tatę. Ale uwaga! Anthony Browne napisał też taką samą książkę o mamie – „Moja mama”. A mama to jest dopiero! Mama jest jak gwiazda filmowa, jak wróżka. Jest miękka jak kotek i wytrzymała jak nosorożec. Mama jest wreszcie: „wygodna jak fotel i kocham Ją najbardziej na świecie”. Ja lubię jeszcze ten fragment, że mama umie ryczeć jak lew. Hmmm… W moim domu te książeczki są uwielbiane!
8. Wydawnictwo Edukacyjny Egmont, Warszawa 2016, seria Akademia Mądrego Dziecka, „Widzę Cię” z wierszami Zbigniewa Dmitrocy.
Bardzo dobrze się stało, że te niewielkie włoskie książeczki zostały wydane w Polsce i to nie przetłumaczone, a napisane od nowa. I to jak napisane! Przyznam, że wyjątkowo lubię tę serie. Dobrze zilustrowane, z wymyślnymi wycięciami, kolorowe i przyciągające wzrok książeczki opatrzono nowymi wierszykami. Że zrobił to poeta i tłumacz (m.in. poezji Anny Achmatowej) czuć od pierwszej strony. Zabawnie rymowane zagadki mogą przydać się w domu, szkole czy gabinecie logopedycznym. Pod każdym względem polecam. Dla młodszych dzieci i nieco starszych. Tytuły serii: „Jeden, dwa, trzy…”, „Kto robi hu-hu?”, „Kształty i kolory”, „Koła i kółka”, „Świeci gwiazdka”, „Kto się tu ukrył?”.
9. Wydawnictwo Muchomor, Warszawa 2015, „Jaki to miesiąc?”, autorstwa Marcina Strzembosza.
Dwunastostronicowy ilustrowany rarytas. Książka, która z pewnością będzie „rosła” razem z dzieckiem. Z maluchem wspólnie poobserwujemy najprostsze elementy, starszak pobawi się w detektywa, junior pozna 12 miesięcy, a uczeń dostrzeże jeszcze zmieniające się pory roku. Na każdej ilustracji ukryły się różne postacie, nazwy miesięcy i… muchomor. Książka może też posłużyć do zabawy w „zgadnij, co widzę”, albo do nauki liczenia. Świetna rozrywka dla całej rodziny. Ps. A szukanie na ilustracjach przemądrzałej Zuzi lub Józia to niezła zagwozdka, i to nie tylko dla dzieci!
10. Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2010, ” Babo chce”, tekst Eva Susso, ilustracje Beniamin Chaud.
Babo to najmłodsze dziecko w pewnej sympatycznej rodzinie i bohater trzeciej z cyklu książeczek. Wcześniejsze tytuły: „Binta tańczy” i „Lalo gra na bębnie”. Nie są to nowości wydawnicze, ale te tytuły skradły moje serce. Prosty tekst, ale układający się w całkiem zabawną narrację, duża ilustracyjność i muzyczność całości. Ilustracje to również nie lada gradka dla dzieci. To książeczka zdecydowanie dla dzieci w różnym wieku, ale ze szczególnym wskazaniem tych, które zaczynają mówić. Powtarzalność, rytmiczność i humor to największe atuty tych tytułów. Dla dzieci uczących się pierwszych słów to absolutny „must have”.