Dowiedziałam się, że 16-letnia córka moich dawnych znajomych jest po próbie samobójczej.
Tzw. dobry dom, zwyczajna rodzina…
Rodzinie zaproponowano terapię. Jedno z zadań na terapii polegało na tym, że mieli narysować kredą koło na podłodze i rozstawić się w nim. Rodzice stanęli w okręgu, ale oddaleni od siebie o całą średnicę. Dziewczynka stanęła przy oknie. Nie weszła do koła, ani nie przycupnęła na jego krawędzi. Uciekła do kąta!
Matka rozpłakała się. Ojciec – zdenerwował.
Matka i córka nadal są pod opieką terapeuty, ojciec uznał, że poradzi sobie sam.
Samo życie.
Wiele razy zadaję sobie pytanie, co przeszkadza dorosłym być naprawdę szczęśliwymi rodzicami i dochodzę do wniosku, że przeszkodą na drodze do radości bycia z dzieckiem są często te obmierzłe „trupy w szafie”.
Każdy je ma. Bez wyjątku. Obślizgłe, zmurszałe, cuchnące truchła naszych kompleksów, zranień, uraz, zawiści, obsesji, lęków…
Wnosimy je w nasze związki. I w nasze rodzicielstwo.
Robiąc reportaże dla tzw. kolorówek, objechałam wiele zakątków Polski. W zwykłych domach, gdzie witano mnie pieruńsko mocną kawą (bo pani redaktor po podróży przecież) oraz ciastem własnej roboty ( trzeba się jakoś posilić) – zwyczajne kobiety, matki, opowiadały mi swoje pokręcone losy.
Nie trzeba było umiejętności psychoterapeuty, aby wychwycić w ich słowach ogrom nieprzepracowanych emocji i traum, które zaważyły potem na ich nieraz dramatycznych losach.
Zaważyły również na relacjach z własnymi: małymi, dorastającymi i dorosłymi już dziećmi, którym zapewnienie dachu nad głową, środków do życia i wykształcenia – o zgrozo! – nie wystarczyło.
Czego zabrakło?
Moja znajoma z fejsbuka po przeczytaniu jednego z felietonów zapytała; – Dlaczego matka, o której piszesz, nie potrafiła powiedzieć córce, że jest dla niej ważna. Chcąc to zrobić, czuła gulę w gardle.
Droga Lidio, ja tego nie wiem. Ale pamiętam jej łzy, gdy wspominała zmarłą córkę.
Kochała ją.
Myślę, że aby mądrze kochać dziecko (by w tej miłości było również ważne miejsce na czułość, dobre słowo, przyjazny gest, szczerą rozmowę, pomocną dłoń, śmiech, wygłupy i tylko wasze chwile) trzeba regularnie robić porządek we własnej głowie.
Dopóki nie wypowiemy wojny idiotycznym przekonaniom na własny temat,
– nie wywalimy z głowy tego fałszywego krytykanta: „bo jesteś nikim”, „bo nic nie osiągnąłeś”, „twoje życie jest do niczego”,
– dopóki nie zbierzemy się na odwagę i nie skonfrontujemy się z obmierzłym pyskiem naszych obsesji i lęków wyniesionych jeszcze z wczesnego dzieciństwa,
– dopóki nie uwierzymy, że jesteśmy fajnym ludźmi bez względu na to, co sądzili o nas nauczyciele z podstawówki,
– dopóki nie ucałujemy, nie wyściskamy i nie obetrzemy łez płaczącemu dziecku w nas samych,
– i nie wyciągniemy za te suche, brudne kudły tych wszystkich zasiedziałych w naszych wnętrzach „trucheł”
Będziemy mieć problem z wejściem w pełną radości i swobody relację z naszym dzieckiem oraz innym ludźmi.
Czy możemy, czy potrafimy to zrobić?
Pewna kobieta powiedziała mi, że proces uzdrawiania relacji z dorosłą już córką rozpoczął się, gdy znalazła w sobie siłę, aby przyznać się przed samą sobą, że spieprzyła sprawę.
Tak właśnie mi powiedziała: „spieprzyłam to”.
Podczas spotkania nazwała siebie niepijącą alkoholiczką. Jej nałóg polegał na tym, że Przez 18 lat małżeństwa i wychowywania jedynej córki piła tylko w weekendy, uważała więc, że wcale nie pije.
Z powodu jej zaledwie weekendowego picia wiele ważnych spraw „jakoś się dziwnie posypało”.
Rozpad małżeństwa, byle jaka praca. Okaleczone relacje.
Jednak, gdy rozmawiałyśmy, nie była zgorzkniała. Pokonała poczucie winy z powodu bezpowrotnie utraconych lat.
Wywaliła trupa z szafy!
Teraz obie kobiety odbudowują przyjaźń. Ważnym pomostem między potłuczonymi sercami okazała się kilkuletnia wnuczka. Niepijąca od 11 lat alkoholiczka zajmuje się nią, gdy córka jest w pracy. Zapewnia, że dzięki małej przeżywa uczucie miłości wolne od cierpienia. Matką zaledwie bywała…
Podejmując świadomą pracę nad sobą, aby stawać się lepszymi – dla swoich bliskich, dla dzieci, ponieważ pragniemy troszczyć o nich najlepiej jak potrafimy – wykonujemy najważniejszą robotę na rzecz miłości.
Zawsze jest odpowiedni czas na ten wysiłek.
Dar przemiany jest wspaniałym darem.
A kiedy jakiegoś truchła nie udaje się wywlec z serducha? Ok, niech się dalej mumifikuje.
Jak se pan życzy, proszę pana!