Nosić? Nie nosić? Oto jest pytanie, które zadaje sobie wielu rodziców zalewanych morzem sprzecznych informacji o chustach. GAGA postanowiła bliżej przyjrzeć się zjawisku, które i w Polsce staje się coraz popularniejsze.
Nie noś, bo już nigdy nie zejdzie ci z rąk! Nie wpuszczaj do własnego łóżka, bo już nigdy z niego nie wyjdzie! Pomna takich „dobrych” rad zaraz po powrocie ze szpitala usiłowałam uśpić synka w jego łóżeczku. Trwało to wieki, mały budził się dosłownie co kilkanaście minut i płakał. Wytrzymałam tak dwie noce, a potem… pozwoliłam spać dziecku w naszym małżeńskim łóżku. Dzisiaj mogę powiedzieć, że była to jedna z lepszych decyzji, jakie do tej pory jako matka podjęłam. W tym momencie dotarło też do mnie, że nie wszystko, o czym pisze się w poradnikach czy też mówią inni jest prawdą absolutną. Postanowiłam zdać się na własną intuicję i rozum oraz po prostu słuchać mojego dziecka.
Synek bardzo wcześnie, bo już w wieku trzech tygodni zaczął domagać się aktywnego uczestnictwa w naszym życiu rodzinnym. Chciał oglądać świat, uczyć się go i wtedy pojawił się problem: po pięciu minutach noszenia go omdlewały mi ręce, a przecież nie będę jeździć wózkiem po domu! Zaczęłam wertować internet. Najpierw trafiłam na nosidła, które wyglądały jak torba na dziecko. Już prawie byłam zdecydowana na zakup, gdy otworzyłam kolejną stronę, na której przekonywano mnie, że świetnym rozwiązaniem jest noszenie dziecka w długiej wiązanej chuście… Siedziałam nad tym całą noc, rozważałam wszystkie za i przeciw i ostatecznie pełna wątpliwości zdecydowałam się na zakup „wiązanki”. Gdy jednak wzięłam do ręki pięciometrowy pas materiału, wpadłam w panikę! Co ja z tym zrobię! Jak w to włożyć dziecko! Gdy ochłonęłam, zaczęłam analizować instrukcję i spróbowałam zawiązać w chuście misia (nie miałam odwagi przeprowadzać tego eksperymentu na własnym dziecku!). Wyszło nie najgorzej, więc poczułam się lepiej i ćwiczyłam dalej.
Po pewnym czasie wybrałam się na spotkanie mam noszących swoje dzieci w chustach. Euforia! Spotkałam bratnie dusze, poprawiłam jakość wiązania, ale moja duma z posiadania chusty nieco zbladła, gdy okazało się, że wiele mam posiada nie jeden obowiązkowy egzemplarz, lecz cały stosik kolorowych tkanin… Na polskich i zagranicznych forach można znaleźć mnóstwo zdjęć takich dumnych stosików. Przyznam, że popatrzyłam wtedy na te mamy nieco z przymrużeniem oka, no bo po co komu pięć długich chust? Okazało się, że dociekanie jest tak samo niedorzeczne jak pytanie męża: „Kochanie, a po co ci kolejna torebka?”. Każda z noszących mam ma swoją listę wymarzonych chust. Na rynku ciągle pojawiają się nowe wzory i kolory. Oczywiście istnieje też prężny rynek wtórny funkcjonujący na zasadzie „jedną chustę sprzedaję, kolejną nabywam”… Każda z nas posiada oczywiście takie modele, z którymi nie potrafi się rozstać, wręcz zostawiamy je dla naszych potomków jako ważny element przyszłej „wyprawy”. Wiele mam kolekcjonuje chusty, np. wzory limitowane, bo jest to też niezła inwestycja: po kilku latach osiągają one niekiedy zawrotne ceny kilkuset dolarów. Muszę się przyznać, że po paru miesiącach mój stosik wzrósł do ośmiu chust wiązanych, kilku nosideł azjatyckich i ergonomicznych…
Wychodząc z synkiem w chuście, od początku odczuwałam niesamowitą frajdę, bo po prostu wszyscy zwracali na nas uwagę! Obudziło to jednak także wiele wątpliwości. Często spotykałam się bowiem z napomnieniami, że robię krzywdę dziecku, nosząc je w pionie od pierwszych tygodni życia. Byłam krytykowana, że zamiast kłaść malucha na twardym materacyku wózka, noszę go, dusząc i nie dając możliwości swobodnego rozwoju. Wiele osób przestrzegało mnie również, że znacznie spowolnię jego rozwój ruchowy albo wręcz go zahamuję. Zaczęłam więc na ten temat czytać, przede wszystkim po niemiecku, bo właśnie nasi zachodni sąsiedzi mają w temacie chustowym największe doświadczenie w Europie. Uświadomiłam sobie, co jest ważne, na co zwracać uwagę, aby maluch był bezpieczny. Zawsze nosiłam synka tylko w takich typach wiązań, które były idealnie dostosowane do jego poziomu rozwojowego, brałam udział w warsztatach i rozmawiałam z bardziej doświadczonymi w tym temacie rodzicami. I jeszcze raz powtórzę: zdałam się na swoją intuicję! Pomimo że większość producentów w instrukcjach doradza noszenie noworodków w pozycji tzw. koali (czyli podwójnego x), ja podświadomie czułam, że nie jest to pozycja odpowiednia dla nas, do dzisiaj odradzam ją rodzicom bardzo malutkich dzieci. Mój synek wcześnie zaczął siadać, stać i raczkować, tak więc na szczęście nie sprawdziły się czarne przepowiednie, że krępowanie go w chuście bardzo opóźni jego rozwój motoryczny.
Znam jednak mamy, które nie mają z noszeniem tak pozytywnych doświadczeń. Ich dzieci w chuście płaczą, odpychają się, buntują. Zdarza się również, że noszenie w pewnych pozycjach może pogłębiać niektóre schorzenia (np. dysplazję bioderek czy asymetrię). Tak jak w innych obszarach dotyczących wychowania dziecka, należy kierować się zdrowym rozsądkiem, obserwować zachowania swojej pociechy i konsultować się w przypadku pytań i wątpliwości z lekarzem prowadzącym. Na pewno istotne jest, by nie nosić dziecka zawsze w tej samej pozycji, lecz regularnie zmieniać ułożenie i sposoby wiązania chusty.
Niedawno dowiedziałam się, że ponownie jestem w ciąży, i wiem, że w przyszłości chusta bardzo ułatwi mi życie, ponieważ i jedno, i drugie dziecko dostaną to, czego będą potrzebować najbardziej: młodsze będzie sobie słodko spało wtulone we mnie, a ja, mając wolne ręce, będę mogła poświęcić czas również starszakowi. We wczesnej ciąży ograniczam noszenie starszego dziecka. Jest to dla nas nowe doświadczenie, szukamy innych sposobów na okazywanie sobie bliskości, których jest przecież bardzo wiele, a noszenie w chuście jest tylko jednym z nich.
Nasz „wynoszony” synek, który nigdy miał mi nie zejść z rąk, jest dzieckiem niezwykle samodzielnym, nie przechodziliśmy tzw. lęków ósmego miesiąca (strach dziecka przed obcymi), jest niezwykle ciekawy świata i bardzo otwarty. Zauważyłam, że od kiedy jestem zmuszona ograniczyć noszenie go w chuście, znacznie częściej domaga się brania na ręce czy też towarzyszenia mu w zabawie, niż miało to miejsce wcześniej.
Pomimo że nasz synek niedawno skończył rok, nadal śpi z nami w łóżku i jest to nasz w pełni świadomy wybór. Dzięki temu przesypia noce w miarę spokojnie i my możemy się lepiej wyspać. Wiele osób pyta mnie, jak długo to jeszcze potrwa, a ja szczerze odpowiadam, że nie wiem. Liczę na to, że tak jak w wielu innych kwestiach dotyczących rodzicielstwa, intuicja podpowie mi właściwe rozwiązanie i właściwy moment na jego realizację.
Idea noszenia dzieci rozwija się bardzo szybko, jest to moda i po prostu pewien styl życia: chusta dla wielu mam stała się symbolem wolności i niezależności. Mam wolne ręce, więc sama jestem wolna! Niestraszne mi bariery architektoniczne, nieprzyjazne środki komunikacji miejskiej, wysokie krawężniki, schody itd… Dziecko w chuście czuje się bezpieczne i wyciszone, więc mogę iść do kina, na kawę z przyjaciółkami, na zakupy… Chusta jest też demonstracją indywidualności oraz innego niż ogólnie przyjęty sposobu wychowania dziecka.
UWAGA!
Absolutnie nie wolno nosić dzieci przodem do świata! Nóżki dziecka zwisają wtedy bezwładnie, obijając się o uda niosącego, a kręgosłup przyjmuje bardzo niekorzystną, szkodliwą dla dziecka pozycję!
W razie jakichkolwiek problemów neurologicznych, ortopedycznych itp. przed rozpoczęciem noszenia należy zasięgnąć porady lekarskiej. Najlepiej udać się z chustą do specjalisty i zaprezentować mu, w jakiej pozycji zamierzamy nosić dziecko. Warto jednak wcześniej robić research i wybrać specjalistę, który miał do czynienia z chustami.
tekst: Anna Nogajska (artykuł pochodzi z archiwum magazynu „Gaga”)