Nowe pokolenie rodziców adopcyjnych zdaje sobie sprawę z tego, że nie wystarczy „pokochać i zaakceptować”. Trzeba jeszcze wiedzieć, jak mądrze postępować z dzieckiem, którego historia często już od zarodka jest boleśnie naznaczona. Jak wygląda adopcja z bliska?
Matka i ojciec przyjmują pod swój dach porzucone maleństwo. Zakochują się w nim od pierwszego wejrzenia. Ono odwdzięcza się im miłością i odznaką wzorowego ucznia. Żyją długo i szczęśliwie. Albo przeciwnie, okazuje się, że mieszkanie pod jednym dachem staje się koszmarem – młody wagaruje, ćpa, kradnie, a otoczenie kiwa głową z politowaniem: „geny się odezwały”.
Historie adopcyjne opisywane w mediach często oscylują między ckliwą bajką a horrorem. Tej pierwszej towarzyszą na ogół wystylizowane zdjęcia gwiazd z przybranymi dziećmi. Lista jest długa, począwszy od Angeliny Jolie, Madonny czy Eltona Johna, skończywszy na polskich artystach, takich jak Marek Kościkiewicz, były lider De Mono, czy aktorka Małgorzata Foremniak.
– Nic dziwnego, że ludzie często zakładają, iż będzie jak w filmie Disneya: dziecko zostanie prymusem ze średnią ocen 6,0, potem aktorką, wyjdzie za mąż za prawnika i stanie się dumą rodziny. A ono, mając lat 13, mówi: „Pocałujcie mnie w nos, już się nie uczę, idę do szkoły fryzjerskiej, a w ogóle to golę głowę na łyso i jestem lesbijką” – ironizuje Aleksandra Budziak, która od kilkunastu lat pracuje z dziećmi opuszczonymi i zaniedbanymi, a obecnie jest kierowniczką świetlicy socjoterapeutycznej Caritas na warszawskiej Woli: – I zaczyna się: najpierw szlaban, potem „jak cię nienawidzę”, a na koniec spakowana walizka pod domem dziecka. „No, nie udało się”.
– Rodzice są przeszczęśliwi, gdy adoptują dziecko. Po długim czasie pragnienia, oczekiwania, często cierpienia i leczenia, ich marzenie się spełnia. Bywa, że idealizują tę sytuację tak samo jak ci, którym rodzi się ich własny maluch – stwierdza Izabella Ratyńska z Fundacji Rodzin Adopcyjnych. I dodaje: – Wśród przyjętych dzieci są zdrowe, które rozwijają się prawidłowo, i takie, na których historia rodziny naturalnej odcisnęła trwałe piętno. Wiele problemów zaczynamy dostrzegać na etapie późnoprzedszkolnym, nawet u maluchów, które zostały zabrane do kochających domów w niemowlęctwie. Trzeba mieć dostęp do specjalistów znających specyfikę osierocenia, żeby sobie z tym poradzić. W ośrodku adopcyjnym rodzice często słyszą: „Kochaj mocniej i zaakceptuj”. Sama miłość nie wystarczy.