Marta: Co zrobić z bezradnością
Kiedy synek pojawił się w naszym domu, był luty. Czarno za oknem, w domu dziecko chore na zapalenie płuc, ja – do tej pory nadaktywna zawodowo – uziemiona w czterech ścianach, bo mąż po kilku dniach musiał wrócić do pracy… To było straszne. Włączałam TVN24, żeby cały czas ktoś gadał, żebym nie była z tym nieszczęściem zupełnie sama. Mimo to czułam, że nikt mnie nie rozumie. Dowodów z zewnątrz dostawałam aż nadto: rodzice i teściowie dopytywali: „Ależ ty jesteś teraz szczęśliwa, musisz czuć się wreszcie na swoim miejscu, nieprawdaż?”. Miałam ochotę wykrzyczeć im wszystkim: „Gówno prawdaż! Jestem załamana i chcę stąd uciec, a wy róbcie, co chcecie, z tym słodkim, wyglądającym jak domowe dzieciątkiem!”.
Na szczęście przed adopcją skończyłam trwającą prawie trzy lata terapię i wiedziałam, że jak jest źle, to muszę o tym gadać. I to z mężem, a nie psychoterapeutą. Gadałam więc, że sobie nie radzę, że mam chyba depresję poporodową, a mój instynkt macierzyński wyczerpał się podczas sezonowej opieki nad Mizią, kotką przyjaciół. Mąż nie miał pojęcia, o co mi chodzi, bo kiedy przyjeżdżał do domu o 18, wszystko wyglądało pozornie OK. Dlatego był przerażony. „Nie możemy go już oddać, za późno” – mówił, a ja płakałam, że tego nie chcę, ale po prostu nie mam pojęcia, co zrobić z bezradnością i strachem. Nie miałam pojęcia, że to samo co ja przerabiają wszystkie matki adopcyjne, podobnie jak matki biologiczne. Normalny jest kryzys, trudności wynikające z przejścia z jednej roli życiowej w kolejną, konieczność pożegnania się z sobą dawną, a powitania siebie nowej.
Ktoś na wyłączność
Średni okres szkolenia, liczony od momentu zgłoszenia się rodziców do ośrodka adopcyjnego do momentu uzyskania kwalifikacji wynosi około dziewięć-dziesięć miesięcy. Jak mówi Izabella Ratyńska, to czas potrzebny na „przepracowanie, przegadanie, przepłakanie i przemodlenie” tematu ze sobą samym i najbliższymi. Jest to dopiero początek żmudnej drogi, by stworzyć z nowym dzieckiem dom. Łączny czas oczekiwania to nawet dwa-trzy lata. W krajach Europy Zachodniej procedura jest szybsza i bardziej przyjazna dla wszystkich. Instytucja taka jak dom dziecka może w jego życiu w ogóle nie funkcjonować.