Adopcja zwierzaka ze schroniska, może być ważna lekcją miłości dla dziecka. Oczywiście, że najlepszy jest taki ze schroniska. Na początku trochę przestraszony, zdziwiony, że wszyscy otaczają go troską. A to przecież on sprawi, że wszyscy będą szczęśliwsi.
Wszystko zaczęł się od Kociej Babci. Przychodziła do sklepu ekologicznego Ewy Dumańskiej i wspominała o kolejnych znajdach, którymi się opiekowała i którym szukała domu. Słowa trafiały w pustkę, bo Ewa:
a) nigdy nie miała zwierzęcia,
b) nigdy nie chciała zwierzęcia,
c) nigdy nie chciała psa,
d) nigdy nie miała pragnienia, by opiekować się czymkolwiek poza swoimi dziećmi.
– Już jako dziecko reagowałam dość obojętnie na psy i koty moich znajomych. Nie czerpałam przyjemności z głaskania ich, przytulania. W ogóle nie lubiłam się do zwierzaków przytulać – opowiada Ewa. Ale Kocia Babcia zobaczyła w Ewie to, czego ona sama nie mogła dostrzec, i nie rezygnowała. Niby przypadkiem, niby od niechcenia, snuła swoje kocie historie, a Ewę ogarniała wątpliwość. „Mam dom, ogród i nie chcę pomóc, a ona nie ma, a i tak pomaga. Może jestem złym człowiekiem? Może jestem wyjałowiona z miłości do zwierząt, bo wyrosłam bez grama psiego kłaka czy kociego włosia, nigdy we mnie nie zasiano tego ziarna?”, myślała. Ewa nie chciała, ale jednocześnie nie mogła przestać zaglądać na profil Kociej Babci na Facebooku, gdzie tamta wrzucała zdjęcia znajd.
Decyzję przyspieszyła przyjaciółka, która była specjalistką od chust dla noworodków i przygarnęła bezdomnego kota. Ewa popłakała się ze wzruszenia, gdy zobaczyła fotografię kota, którego zachustowały jej dzieci. Postanowiła wtedy, że jeśli obudzi się rano i na tablicy, na Facebooku Kocia Babcia znowu wrzuci jakąś znajdę, to ona tego kota weźmie.
Kotek był wacik
To często są osoby trzecie. Pasjonaci kotów, psów, ludzie o dobrych sercach i szaleńczej determinacji, dla niektórych dziwacy i oszołomy, pozytywni wariaci, którzy zrobią niemal wszystko, by znaleźć zwierzęciu dom. Tak było też u Oli Kocurek, której dwie córeczki – bliźniaczki – urodziły się z mózgowym porażeniem dziecięcym. Kilka lat wcześniej, w przedszkolu, w Gdyni po zajęciach pani dyrektor, psia przyjaciółka, organizuje spotkania ze zwierzętami Fundacji „Dogtor”, która jedną z pierwszych fundacji profesjonalnie zajmujących się zooterapią (animaloterapią) w Polsce. Wtedy jeszcze fundacja nie miała siedziby i organizowała zajęcia w przedszkolach. Przedszkole, do którego uczęszczają córeczki Oli, nie jest integracyjne, a jednak pani dyrektor, która sama kocha i posiada psy – dostrzegła korzyści z kontaktu jej podopiecznych z nimi. Dziś dziewczynki mają już jedenaście lat, ale wciąż pamiętają te pierwsze momenty ze zwierzętami i potrafią wymienić ich rasy i niektóre imiona. Kot był Wacik, bo biały. Wielki Bernardyn, którego trudno było obejść, owczarek niemiecki Rafa i labradorka Morka.
Magda Madajczyk z Fundacji „Dogtor”, wolontariuszka dogoterapeutka w szkole specjalnej, wspomina historię autystycznej dziewczynki, która cierpiała na echolalię (powtarzanie słów lub zwrotów drugiej osoby). Na pytanie terapeutki: „Kogo lubisz, Justynko?”, dziewczynka odpowiadała tym samym. Po dwóch latach pracy z psem Justyna nagle odpowiedziała: „Piesa”. – Kontakt z psem jest głęboko emocjonalny. więc wyzwala w dziecku silną potrzebę reagowania – tłumaczy Magda Madajczyk. – Dzięki psu osiąga się rezultaty, które trudno osiągnąć z dzieckiem w zwykłej, codziennej pracy. Pies wzbudza niezwykłą motywację, jest jakby mediatorem między światem a dzieckiem. Okazuje się, że zwierzę może też pomóc przezwyciężyć chorobę. Coraz częściej wskazuje się na skuteczność dogoterapii w pracy z dziećmi z zespołem Downa, porażeniem mózgowym czy autyzmem. W ciągu ostatnich kilku lat w USA i w Europie opublikowane zostały cztery duże raporty badawcze, które zgodnie stwierdzają, że psy zdecydowanie przyspieszają rozwój dzieci autystycznych. Ponadto od kilku lat brytyjski rząd zaczął wspierać tresurę psów dla dzieci niesłyszących. Pracujący na zlecenie rządu naukowcy doszli bowiem do wniosku, że specjalnie tresowane psy pomagają takim dzieciom się koncentrować, ułatwiają ich kontakt z rodzicami i rodzeństwem, a także zmniejszą ich stres, między innymi podczas snu.
Pies, który pomaga
Witek Tytko, ojciec Kuby z dziecięcym porażeniem mózgowym, kupił synkowi psa. Kuba dzięki labradorowi Balu potrafi siedzieć, dość sprawnie poruszać prawą ręką i zostawać sam w domu. Za nic w świecie nie mogliśmy wyskoczyć nawet na pięć minut do sklepu bez Kuby. A przecież ubieranie go i szykowanie tylko po to, by kupić bułki, było bezsensowne. Balu załatwił sprawę. – Wiele spraw udaje nam się załatwić z Kubą poprzez Balu – mówi Witek. – Jak Balu patrzy, to Witek zje nawet coś, co niespecjalnie lubi. Wychowali się od dziecka razem, bo pies został kupiony specjalnie po to, by wspomagać Kubę w leczeniu. Witek poczytał w Internecie na temat dogoterapii, skontaktował się z kilkoma fundacjami pomocy niepełnosprawnym i zdecydował, że synek musi mieć psa. Posłanie od początku znajdowało się pod łóżkiem Kuby. Jednak zanim pies był gotowy do pracy z chłopcem, musiał odbyć dwumiesięczne profesjonalne szkolenie stacjonarne z trenerem. Balu wyjechał na dwa miesiące i wraz z innymi psami, którzy już pracowały z dziećmi, uczył się potrzebnych komend i sposobów reagowania. Gdy Balu wrócił, w domu zaczęła się praca z Kubą. Komfort jest duży, bo pies jest na wyłączność i 24 godziny na dobę.
– Jestem ostrożna w doradzaniu kupna psa na dogoterapeutę – mówi jednak Magda Madejczyk. – Jest to duży wydatek finansowy wynikający z potrzebnych dodatkowych szkoleń i utrzymania psa. Nie każdego na to stać. Poza tym pies to kolejny członek rodziny, którym trzeba się zaopiekować, a szczególnie przy dzieciach niepełnosprawnych jest to trudne do uniesienia przez zmęczonych i zapracowanych rodziców.