Dziś wybraliśmy się z moim P. i dziewczynkami do lasu. Chcieliśmy im zakodować go jako miejsce mocy i prawdy, tak dalekie od koszmarnej scenerii z „Teletubisiów”, miejsce, w którym dzieją się cuda, choć miast półek z jajkami niespodziankami można spotkać druidów, satyrów, nimfy i jednorożca. I nawet nie trzeba stać w kolejce do kasy, bowiem wszystkie przeżycia i metafizyczne doznania płynące ze spotkania z potężną naturą są tu za darmo! Łącznie z zawartością koszyka Czerwonego Kapturka, a nawet chatką z piernika.
Las jest takim miejscem, w którym dzieci najlepiej się uziemiają, wyciszają i w sekundę stają się szczęśliwe. Cóż, Milena, nie podzielała tej opinii. „Kupiła” już las w Puszczy Kampinoskiej, „kupiła” Las Bielański z magiczną karuzelą Wilkonia, „kupiła” nawet Młociny, jednak las w Szuminie, najpiękniejszy z możliwych, miała gdzieś. Zaczęła świrować, uciekać od nas, od swojego stada, po to, by łapać przerażone babiny wiejskie okutane w chusty – bo przecież połowa października i zimno – za powykręcane podagrą ręce.
Ostatnio łapie tak też chłopaków w Łazienkach Królewskich, tych, co trzymają za ręce swoje dziewczyny i obściskują się z nimi na tyłach pałacu Na Wodzie. O! Milenka tylko na to czeka… Podbiega i ciach, już odpycha wybrankę i sama trach, trach, łapka w łapkę, i już wyrywa do przodu ze starszym od siebie o co najmniej 10 lat młodzieńcem!
Dziś w lesie zaczynaliśmy już tracić cierpliwość, bo Hela pragnęła zaszyć się głęboko i bawić w chowanego wśród drzew, Milena zaś uparła się, by tarzać się po ziemi i chwytać spódnic kobiet ze wsi tylko po to, by nam ten spacer w głąb lasu uniemożliwić, by za wszelką cenę postawić na swoim, by nas nauczyć moresu, że kto Hitler, ten rządzi, a Hitlerem na pewno ani my, ani Hela, tylko ona, Milena! Hitler i Stalin w jednym. I dyktatorzy z Korei. I z Chin! Milena, jak się uprze, zamienia się w czołg, w pancernik Potiomkin, który nie spocznie, dopóki nie zrówna z ziemią wszystkich, którzy mają inny pomysł na spędzenie razem wolnego czasu.
I ja wszystko rozumiem, tylko tak nie można!
To jest dyktatura siedmioletniego człowieka! To jest terror! Ja się liczę ze zdaniem Milenki, staram się ją wspierać w jej wyborach i nie narzucać przez cały czas swoich pomysłów, jak wiele mądrych, wszystkowiedzących matek, które dawno straciły łączność z dzieckiem w sobie i tylko gdaczą w kółko to samo: „Nie wolno, musisz, bo ja ci każę…”.
Jednak mimo że jestem totalnie antypedagogiczna z natury, są takie chwile, w których warto powalczyć o swoją godność i niepodległość.
O wielką wygraną! Nawet wtedy, gdy Schleswig-Holstein to wasze dziecko. Bo ono kocha prowadzić wojnę po to, by znowu wygrać.
Tylko jak walczyć? Łamać? Nie łamać? Co zrobić, by nakłonić małą Bestię do dalszego spaceru po lesie?
P. kucnął przed M., by spotkała się z nim spojrzeniem. A potem mądrze mówił, tłumaczył i prosił. Bardzo mi to imponowało, bo mnie w tej sytuacji było już szkoda śliny i liter, by sklecać po raz setny te same zdania i komunikaty. Najchętniej wzięłabym suchą gałązkę czy witkę i ze świstem przecięła powietrze tak, by dosięgła małej dupiny. Ale tego nie uczyniłam, bo to byłby mój upadek jako Człowieka i Rodzica.
Co nie znaczy, że mnie nie korci. Czasem ręka aż prosi się o uwolnienie frustracji, lecz odmawiam jej jeszcze. Tłumaczę, że Mała Mila też człowiek, tylko krnąbrny nieprzyzwoicie, bo charakter ma po mnie. Że przecież jak byłam mała, kładłam się od razu w kałuży na znak protestu przeciwko wszystkiemu, co było nie do końca po mojej myśli. A raz, jak się w Domach Towarowych Centrum we Wrocławiu położyłam, to dwadzieścia pięć osób próbowało mnie podnieść, bo matka nie mogła i płakała jak bóbr z bezsilności, a ja ten szwadron śmierci pokopałam i pogryzłam jak Terminator, Rambo, Rocky i Indiana Jones w jednym.
Dziś nie do końca wygraliśmy, ale też nie skapitulowaliśmy. Skończyło się na tym, że wzięliśmy Mimi pod ręce i przenieśliśmy ją z nogami w powietrzu jakieś 100 metrów w głąb lasu, by kontynuować spacer, a potem pozwoliliśmy jej wybrać miejsce odpoczynku. P. biegał z Helą wokół drzew i bawił się w chowanego, Mimi zaś przysiadła na mchu, zaczęła zbierać szyszki, patyczki i liście i segregować je precyzyjnie, tak jakby od tego zależały losy całego świata. Dzieci są nadzwyczajne. Nie łamcie ich, kochani rodzice, nawet gdy was świerzbią i jęzor, i ręka. Przechytrzcie te małe Czorty inteligentnie, lecz potem w bezruchu i prawdziwym pokłonie oddajcie Im cześć, bo to istoty najświętsze, w całym swym majestacie…