Oboje o niej marzyliśmy. Z różnych powodów. Ja chciałam się nacieszyć wyobraźnią Gaudiego, mój syn Mikołaj (12 lat) musiał (!) odwiedzić stadion Camp Nou i oczywiście spotkać Messiego. Zapadła decyzja – jedziemy na weekend do Barcelony!
Mikołaj: – Zawsze chciałem pojechać do Barcelony. Mówią na mnie Messi, bo tak jak on gram nieźle w piłkę i tak jak on jestem niezbyt wysoki, ale bardzo szybki. Ciągle czytam o Messim i Barcelonie, oglądam wszystkie mecze. Messi – król piłki, mistrz, czarodziej… Zadebiutował właśnie na Camp Nou, barcelońskim stadionie. Musiałem, po prostu musiałem, ten stadion odwiedzić!
Mama: – Dla mnie Barcelona to przede wszystkim Gaudi, jej najsłynniejszy architekt. Geniusz, jak twierdzą jedni, a zdaniem innych – szaleniec. Dzieła Gaudiego można kochać bezgranicznie lub pukać się w głowę, uważając, że to największy kicz świata. Ja jestem wśród fanów jego szalonej wyobraźni. Jak Katalończycy, dla których był bohaterem narodowym i architektem wszech czasów.Naczytałam się, naoglądałam, ale nigdy dotąd nie miałam okazji zobaczyć dzieł Gaudiego na własne oczy. Najwyższy czas to zrobić!
W drogę, w drogę…
Zapadła jednomyślna decyzja. Jedziemy całą rodziną na weekend do Barcelony. Jeszcze latem na ryanair.com wyszperaliśmy bilety na październik. Były tańsze niż pociąg z Warszawy do Gdańska. Potem upolowaliśmy na booking.com nocleg w urokliwym hostelu w starej kamienicy niedaleko La Rambla – też
w całkiem przyzwoitej cenie. Mieliśmy do dyspozycji tylko niecałe trzy dni, więc trzeba było z zegarmistrzowską precyzją upchnąć w tym czasie wszelkie atrakcje. Wszyscy zgadzaliśmy się co do Gaudiego, dla panów gwoździem programu miał być mecz na Camp Nou.
Mikołaj: – Wylądowaliśmy w Barcelonie wieczorem. Było ciepło, nie tak jak w Warszawie. Nasz hotel okazał się takim dziwnym mieszkaniem w zabytkowym domu, zupełnie innym niż zwykłe hotele. Hurrra!!! Wreszcie w wymarzonej Barcelonie! Wieczorem jeszcze długo spacerowaliśmy po ulicach. Wcale nie byłem zmęczony.
Wieża z filiżanek i gwiezdne wojny w domu smoków
Mama: – Barcelona przywitała nas piękną jesienną pogodą. Rano szybkie śniadanie w pobliskiej kafejce i w drogę! Azymut – Parque Güell. To niedokończone osiedle mieszkaniowe, zaprojektowane przez Gaudiego na początku XX wieku na zlecenie księcia Güell. Projekt przewidywał zbudowanie 60 domów ukrytych wśród parkowej architektury. Powstały niezwykłe budowle jak z baśni, barwne, o dziwnych kształtach zainspirowanych formami natury. Niestety, idee Gaudiego wyprzedziły czasy, w których przyszło mu żyć – nie było chętnych na zamieszkanie w tym magicznym miejscu. Dziś osiedle pełni funkcję miejskiego parku, wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Rozsiedliśmy się na najdłuższej ławce świata, przedziwnie powyginanej, zbudowanej z „trencadis” – fragmentów potłuczonych kafelków tworzących bajkową mozaikę. Pod nami, u stóp wzgórza, błyszczała rozświetlona słońcem panorama Barcelony, obramowana brzegiem morza. Wspaniałe dopełnienie architektury Gaudiego.
Mikołaj: – Mnie najbardziej zachwyciła Chatka Baby Jagi. Tak nazwałem domek stojący przy wejściu, który wyglądał jak z bajki (mama przeczytała w przewodniku, że był to kiedyś domek dozorcy). Najpierw się zdziwiłem, że można coś takiego zbudować, i pomyślałem, że to dziwoląg. Ale przyjrzałem się bliżej i bardzo mi się spodobało. Chatka miała śmieszną wieżyczkę, oblepioną potłuczonymi kolorowymi filiżankami. Ale ten Gaudi miał pomysły! Zupełnie zwariowane!
Mama: – Parque Güell zaostrzył nasz apetyt na oglądanie Gaudiego. Ale nie da się wszystkiego, trzeba było coś wybrać.
A może do „domu smoków”? Tak niektórzy mieszkańcy Barcelony nazywają Casa Mila, niezwykły dom, który Gaudi zaprojektował na początku XX wieku na zlecenie ekscentrycznego
i bajecznie bogatego małżeństwa. Wyobraźnia Gaudiego dorównała marzeniom zleceniodawców. Na jednej z głównych ulic Barcelony, Passeig de Gràcia, powstał niesamowity budynek-rzeźba o falistej fasadzie bez kątów prostych, z oknami w kształcie jaskiń, obramowanymi fantazyjnymi balustradami. Państwo Mila zamieszkali na pierwszym piętrze tego ośmiokondygnacyjnego budynku, w apartamencie o powierzchni 1323 mkw. Największe wrażenie zrobił na nas falujący taras, zwieńczony gigantycznymi rzeźbami, które Mikołaj porównał do wojowników z „Gwiezdnych wojen”. Najwyższe z nich mają ponad osiem metrów!
Viva Barcelona, viva Messi!
Mikołaj: – Gaudi jest odjazdowy. Nawet mi się podobało to zwiedzanie dziwnych budowli. Ale i tak przez cały dzień czekałem, kiedy w końcu pójdziemy na Camp Nou. Barcelona miała grać z Granadą. Na stadion pojechaliśmy metrem. Na mecz jechały razem z nami całe rodziny: z dziećmi, babciami i dziadkami.
Wszyscy mieli szaliki Barcelony, trąbki i gwizdki. Przed stadionem były już tysiące ludzi ubranych w barwy Barcy. Odebraliśmy w kasie bilety (wcześniej kupione przez internet). Naprzeciwko kas zobaczyłem wielki sklep Barcelony, musiałem wejść, bo pełno tam było koszulek klubu i różnych gadżetów. Oczywiście, że sobie coś kupiłem: czapkę, termos i breloczek.
Jeszcze kilka fotek przy zdjęciach piłkarzy i ruszyliśmy na stadion! Trzeba było wejść po schodach, i jeszcze, i jeszcze…myślałem, że one nie mają końca! Wreszcie zajęliśmy nasze miejsca i po chwili na murawę wybiegli piłkarze Barcelony oraz ich przeciwnicy z Granady. Trochę mi było smutno, bo nie grał Messi (miał kontuzję), ale potem już o tym nie myślałem, tylko śpiewałem hymn Barcelony.
Nagle, gdy piłkarze skończyli rozgrzewkę i ustawili się przed tunelem, na murawę wszedł Messi ze Złotym Butem w rękach! Przywitał się z publicznością. Wszyscy się ucieszyli, a ja szczególnie! Jednak zobaczyłem swojego idola! Zaczęło się widowisko. Wszyscy kibicowali, śpiewali, krzyczeli – nawet babcie po osiemdziesiątce. I nagle GOOOOOOOLLLLLL!!!!!!! 1:0 dla Barcelony. Trybuny szalały, a doping był coraz głośniejszy! Dziesięć minut później znowu GOOOOOOOLLLLLL!!!!! 2:0 dla Barcelony. Atmosfera była świetna. Po przerwie Barca strzeliła jeszcze dwa gole. To pogrom Granady.
Barcelona pokazała swoją moc, z czego byłem strasznie dumny. I koniec!!!!!!!!! Ostatni gwizdek. Wszyscy wracali ze stadionu i śpiewali hymn. Żałowałem, że już po wszystkim, ale moje marzenie się spełniło. I to w jakim stylu!
La Rambla – nieustający spektakl
Mama: – Podczas gdy Mikołaj z tatą i bratem szaleli na stadionie, ja spacerowałam po La Rambla. Ten 1200-metrowy bulwar, rozpoczynający swój bieg przy Plaça de Catalunya i „wpadający” do morza, to serce Barcelony. Od rana do późnej nocy trwa tu nieustający spektakl, w którym codzienność miasta miesza się
z turystycznymi atrakcjami. Zakochane pary, panie z zakupami, grupy Japończyków z nieodłącznymi aparatami, uliczni sprzedawcy, mimowie, kelnerzy biegający ze szklankami wśród gęsto ustawionych na ulicy stolików… – tu błyszczy życie miasta.
Zwiedzanie La Rambla wymaga skupienia uwagi, aby przepychając się przez tłum, jednocześnie nie przegapić perełek architektury zdobiących tę niezwykłą promenadę. Fasady domów to eklektyczna mieszanka stylów, wzbogacana przez wieki. Gmach opery sąsiaduje z malowniczymi sklepikami, a barokowe pałace – z kamienicami i sklepami w stylu art déco.
Zestawienie wrażeń, stylów, klimatów, dźwięków i obrazów przyprawia o zawrót głowy. Dlatego wieczór kończę w cichej i przytulnej restauracyjce na Starówce, smakując hiszpańską paellę w oczekiwaniu na powrót z meczu moich uszczęśliwionych kibiców.
Mikołaj: – Mnie już nic do szczęścia nie brakowało. Barcelona wygrała, widziałem Messiego, miałem koszulkę Barcy. Następnego dnia obudziłem się wcześnie, oczekując kolejnych atrakcji. Mieszkaliśmy niedaleko La Rambla, największej ulicy Barcelony. Rano od razu tam poszliśmy. Były już tłumy przechodniów. Otwierały się sklepiki z pamiątkami i różnymi smakołykami.
Zastanawialiśmy się, gdzie zjeść śniadanie, i odkryliśmy wielki targ, La Boqueria, kolorowy jak brazylijski karnawał. Jeszcze nigdy nie widziałem takiej ilości i rozmaitości owoców. Były też dziwne mięsa, nogi i głowy zwierząt, najdziwniejsze ryby i morskie stwory do jedzenia. Gwar, dużo śmiechu, świetna atmosfera. Najfajniejsze były soki owocowe i koktajle w najróżniejszych smakach i kolorach. Kupiłem też sobie hiszpańskie słodycze.
Potem poszliśmy zwiedzać stare miasto, dzielnicę gotycką, tak mi powiedzieli rodzice. To już nie było aż tak ekscytujące.
Świątynia, jakiej świat jeszcze nie widział
Mama: – Po południu mieliśmy znowu w planie Gaudiego, tym razem zwiedzanie katedry Sagrada Familia. Bałam się trochę, czy nie przedobrzymy z tą dawką dla Mikołaja, ale, o dziwo, nie było protestów. Gaudi zyskał kolejnego fana swoich szalonych pomysłów.
Zanurzyliśmy się w niezwykłej, rozświetlonej przestrzeni tej niesamowitej budowli. Gaudi zaplanował monumentalną świątynię, jakiej świat jeszcze nie widział. Zastosował przy jej budowie najnowsze osiągnięcia techniki i odważne rozwiązania konstrukcyjne.
Ogromna świątynia może pomieścić 14 tysięcy osób, bo marzeniem Gaudiego było zgromadzenie w jej wnętrzach wszystkich mieszkańców Barcelony. Wyzwanie przerosło jednak siły budowniczych i katedra do dziś nie została ukończona. Jej budowa na podstawie planów Gaudiego trwa już 113 lat, a jej koniec jest zaplanowany na 2026 rok!
Mimo swoich rozmiarów katedra jest lekka i eteryczna, rozjaśniona barwnymi refleksami witraży. Kolumny w kształcie konarów drzew tworzą ogromny las, ulotny i niematerialny, niczym ze snu.
Świątynię wieńczą strzeliste wieże o delikatnej, koronkowej konstrukcji. Gaudi zaplanował ich aż osiemnaście, do dziś udało się zbudować osiem. Windą wznosimy się na szczyt wieży – podniebny mostek prowadzi z jednej na drugą, po drodze można niemal dotknąć gigantycznych ozdób w kształcie owoców i warzyw, wyrastających z dachu. Ich twórca z przymrużeniem oka traktował sakralną budowlę.
Mikołaj: – Sagrada Familia robi niesamowite wrażenie. Najbardziej podobały mi się ogromne, pochylone kolumny w kształcie drzew, które podtrzymywały sufit. Gdy wjechaliśmy windą na wieżę, oglądałem z bliska gigantyczne kolorowe owoce, które Gaudi umieścił na dachu katedry. Wyglądały jak żywe. Co najmniej dziwnie, ale bardzo fajnie. Potem zwiedzaliśmy jeszcze dawną pracownię Gaudiego, gdzie były makiety i projekty różnych elementów katedry. Architekt sprawdzał w ten sposób, czy dobrze wszystko obliczył i czy katedra się nie zawali. Nie zawaliła się, ale wciąż jeszcze nie została ukończona! Ciekawe, jak będzie wyglądała, gdy już ją zbudują.
Mama: – Następnego dnia zmęczeni, ale szczęśliwi, odlecieliśmy do Warszawy. Niewiarygodne, ile wrażeń, miejsc, obrazów można zmieścić w trzy dni! Żegnaj, Barcelono! Na pewno jeszcze tu wrócimy.
[dropcap style=”round”]Warto zobaczyć:[/dropcap]
1. Chatka Baby Jagi przy wejściu do Parque Güell z bajkową wieżyczką.
2. Mikołaj „w objęciach” gwiazdy FC Barcelona przed stadionem Camp Nou.
3. Casa Mila, zwana czasem „domem smoków”, to niesamowity budynek-rzeźba.
4. Znakiem firmowym Gaudiego są barwne mozaiki zdobiące budowle.
5. Targ La Boqueria przy głównej promenadzie (La Rambla) jest kolorowy jak brazylijski karnawał.
6. Gaudi zaplanował, że katedra Sagrada Familia pomieści wszystkich mieszkańców Barcelony.