Jadąc do Turcji z dzieckiem, weź zapas lektur z miejscowymi baśniami. Przypomnij sobie, o co chodziło w Wojnie Trojańskiej i jakie zagadki rozwiązywał Hodża Nasreddin. Dzięki temu pokażesz dziecku – na miarę jego możliwości – miejscową kulturę i historię.
Muszę przyznać, że gdy planowałam wyjazd do Turcji, towarzyszyła mi i mężowi pewna frustracja. Jak zobaczyć w trzy tygodnie tak ogromny kraj? Tamto kusi, to nęci. Może zatem wyruszyć tropem niezwykłości i przygód na miarę naszych dwóch synków, kilkulatków? – zastanawialiśmy się. Opowiedziałam nawet dzieciom o Chimerze, która była zła niesłychanie, a do tego strasznie niezdecydowana co do swej postaci: z głową lwa, tułowiem kozła i ogonem węża. No i ziała ogniem. Eee tam, to tylko w bajkach tak jest… – Siedmioletni Michałek właśnie wchodzi w wiek kontestowania moich opowieści. Nie wierzysz? Sam się przekonasz!
Zła Chimera i domek na drzewie
Kilka dni później wędrujemy już leśną ścieżką nieopodal wioski Olympos. Nie mieszkali tu greccy bogowie, ale mityczna Chimera pozostawiła ślad w postaci ogni płonących na nagiej skale. Płomienie wydobywające się spod ziemi wyglądają zjawiskowo. Odczytuję dzieciom opis stwora i zwycięskiej walki. Teraz muszą mi uwierzyć, że to wszystko zdarzyło się naprawdę. Na mnie jednak znacznie większe wrażenie robi… domek na drzewie. W Olympos bowiem mieszkamy w Kadri’s Tree House: domku umieszczonym kilka metrów nad ziemią. W środku do dyspozycji drewniane prycze, żarówka… oraz wielki pień starej sosny, który można pogłaskać przed snem. Odrabianie lekcji (starszy synek jest już w pierwszej klasie) na tarasie wokół drzewa zmusza do zdwojonej uwagi, by ołówek lub temperówka nie spadły, bo trzeba wtedy wędrować kilka metrów w dół. Za to nauka, wbrew mym obawom, okazuje się całkiem prosta. Najważniejsze, aby konsekwentnie co dzień odrabiać partię materiału, co zajmuje nie więcej niż godzinę. W tym czasie młodszy synek robi kolorowanki – sprawiedliwość musi być!
Święty Mikołaj i Myra
Skąd pochodził św. Mikołaj? Z antycznej Myry, którą znajdujemy w Demre. To miejsce słynie z licyjskich grobowców wykutych w pionowej skale, bowiem w dawnej Licji wierzono, że dusze zmarłych niosą w zaświaty skrzydlaci posłańcy niebios. Ludzie ułatwiali im zadanie, tworząc w ścianach skał coś na kształt miast. Za to w centrum współczesnego miasta odnajdujemy najsłynniejszego ze świętych – to Noel Baba. Ma tu swój pomnik, muzeum oraz kościół, w którym zachował się jego sarkofag. Przez otwór widać, że jest pusty. Ciało świętego swego czasu wywieziono jako cenną relikwię do Bari. O tym jednak dzieciom już nie opowiadam, poprzestając na historii jego dobrych uczynków. Przy okazji muszę wykazać się pomysłowością, bo jak wiadomo, Święty Mikołaj mieszka za kołem podbiegunowym i co roku rozwozi prezenty. Jak zatem wytłumaczyć dziecku, że pochodził z Myry i że jest tu jego grobowiec? Uznajemy, że reniferom było tu za gorąco, więc Mikołaj się przeprowadził, a grobowiec kazał zrobić dla zmylenia ewentualnych poszukiwaczy. Trochę naciągana opowieść, ale na razie dzieciom wystarcza.
Kleopatra i Pamukkale
Czy jest coś lepszego od kąpieli w ciepłym morzu? Ależ tak! Kąpiel w gorących źródłach. Gdy docieramy do Pamukkale, dzieci patrzą zdumione. Skąd w takim upale (jest blisko 30 stopni) wzięło się tyle śniegu? Faktycznie trawertynowe tarasy wyglądają niczym turecka wersja szczytu Kilimandżaro. Dalej jest jeszcze ciekawiej, bo aby je zwiedzić, musimy… zdjąć buty! Nawet policjant (pilnujący, by nie chodzić poza szlakiem) też jest boso. Brodzenie w wodzie jest świetną zabawą, a do tego można się tu kąpać! Chłopakom dwa razy nie muszę tego powtarzać: natychmiast siadają w potoku płynącym wartko w rynnie i wołają do mnie, bym wsiadła do ich pociągu. Krystalicznie czysta woda spada kaskadą w dół na błękitne tarasy, wygląda to zjawiskowo i najchętniej zostałabym tu na dłużej, ale przecież na górze czekają kolejne atrakcje. Starożytne ruiny miasta Hierapolis w innym miejscu ściągałyby tłumy, tu mają konkurenta nie do przebicia: antyczne baseny, w których kąpała się ponoć sama Kleopatra, a woda słynie z dobroczynnego działania na skórę. To może być prawda, bo tysiące bąbelków unoszą się w niej przy każdym ruchu, masując ciało niczym szampan.
Heraklit, koty i Efez
W Efezie zachwycają mnie detale architektury, piękno ażurowej fasady biblioteki Celsusa. Z przewodnika dowiaduję się, że ulicami, którymi chodzę, niegdyś wędrowali słynny filozof Heraklit i św. Jan Ewangelista, a moich synków zajmuje zupełnie coś innego. Oto w załomach murów kryją się dziesiątki kotów. Wystarczy poszurać po kamieniach gałązką, by jakiś kiciuś poderwał się do zabawy.
Kaczki, Kaymakli i balon
Kapadocja wita nas skalnymi labiryntami, wprost stworzonymi dla małych odkrywców. Niby człowiek wie, czego się spodziewać, a jednak oglądanie tych krajobrazów na własne oczy jest niczym przejście do krainy baśni. Jednak dla dawnych mieszkańców życie tu nie było sielanką. Musieli się kryć przed najazdami, więc budowali podziemne miasta. Największe w Derinkuju ciągnie się przez 60 metrów w głąb ziemi, a w razie zagrożenia dawało schronienie nawet 20 tys. osób. My do zwiedzania wybieramy Kaymakli. Przede wszystkim jest mniejsze, więc prościej będzie je zwiedzić. Prościej? Niestety, nie przewidzieliśmy aż tak wąskich przejść, przez które z trudem się przeciskamy. Za to dzieci czują się tu niczym w krainie krasnoludków. Wędrówka wąwozem Ihlara jest niczym spacer w przeszłość. Po drodze widać niegdyś zamieszkane jaskinie i kościoły wykute w skale. By spojrzeć na Kapadocję z lotu ptaka, a właściwie z balonu, trzeba wstać przed świtem. O czwartej rano chłopcy jeszcze śpią, więc ubieramy ich w najcieplejsze rzeczy i półprzytomnych niesiemy na rękach do czekającego przed hotelem busa. Gdy docieramy na miejsce startu, kolejne balony rozświetlają mrok niczym gigantyczne lampiony. Na początku lecimy wysoko w niebo, by po chwili mijać skały dosłownie na wyciągnięcie dłoni. Pod nami przesuwają się malowniczo potargane szczyty Zelwe Open Air Museum, skrywające w jaskiniach dawne domy i kościoły. Tymczasem nasze smyki bardziej niż widokami z balonu są zainteresowane wyjadaniem słodyczy.
Kamyki i Nemrut
Za to wspinaczka na górę Nemrut znacznie bardziej pasuje do ich koncepcji doskonałej zabawy. Bo tyle kamyków po drodze i tyle można z nich zbudować! Nemrut Dagi to kwintesencja tajemnicy Orientu. Grobowiec zbudowany przez króla Antiocha I jest niczym pomost między Zachodem a Wschodem, gdyż Antioch miał wśród swych przodków Aleksandra Wielkiego i perskiego władcę Dariusza I. Na Tarasie Zachodnim i Wschodnim zasiadły bóstwa panteonu grecko-perskiego. Trzęsienie ziemi sprawiło, że ich głowy stoją dziś samotnie, patrząc na swe minione królestwo. Najbardziej niezwykły moment, by zobaczyć to miejsce, jest o zachodzie słońca – wtedy niebo barwi się purpurą, a ostatnie promienie wyzłacają kamienne posągi. Po nadejściu nocy wyjmujemy latarki i ostatni schodzimy z legendarnej góry. Dzięki temu byliśmy tu sami, choć przez chwilę, mogąc poczuć magię Nemrut. Stamtąd już niedaleko do Şanliurfa, miasta proroków słynącego z narodzin Abrahama i niezwykłej próby jego zgładzenia przez króla Nimroda. Rozkazał on wystrzelenie Abrahama z katapulty w stos ognia, by pozbyć się proroka. Jednak Bóg zniweczył nikczemny plan Nimroda: ogień zmienił w wodę, płonące polana – w ryby, a sam Abraham wyszedł z tej próby bez szwanku. Śladami tej opowieści trafiamy do parku Gölbasi. Woda dosłownie gotuje się od karpi, które wszyscy dokarmiają. Także my: chłopcy wydali już wszystkie drobne na przenośnych straganach, w końcu jednak udaje się ich namówić na zdobycie ruin zamku Nimroda.
Basen, frytki i lodyOstatnie dwa dni odpoczywamy w hotelu z basenem. Warto wspomnieć, że podróżowanie z dzieckiem przez Turcję jest nad podziw łatwe. Wszędzie są przyjaźni ludzie i pyszne jedzenie (naszym kulinarnym hitem była turecka pizza, czyli pide: bułka zapiekana z serem, warzywami i mięsem). Między miastami często kursują dolmusze, na dalszych trasach mkną lśniące autobusy, w których stewardzi rozdają kawę i herbatę (w cenie biletu!), a w zagłówkach foteli są ekrany telewizorków – gdybyśmy więc mieli filmy na pendrive, to dzieci mogłyby oglądać ulu
bione kreskówki, ale i tak znaleźliśmy jeden kanał z bajkami, tyle że… po turecku. Na szczęście kilkulatek takimi drobiazgami jak obcy język się nie przejmuje, bo właśnie hotel Otium Eco jest spełnieniem marzeń naszych pociech o idealnej podróży: basen, frytki i lody. Sześcioletni Staś patrzył na te cuda rozmarzonymi oczami: Mamo, a czy kiedyś pojedziemy na taką wyprawę, żeby być tylko w hotelu z basenem? Tak, oczywiście, cała ta podróż bardzo się smykom podobała i już dobrze wiemy, że zamiast zdobywać czterotysięcznik Erciyes Daği niedaleko Kayseri, lepiej było pospacerować dolinami Kapadocji, a zamiast raftingu, ciekawszy był park miniatur odnaleziony przez nas w Antalii. Przez dwie godziny oglądaliśmy najwspanialsze zabytki Turcji w miniaturze. Nasi synkowie szaleli szczęśliwi – nareszcie budowle w odpowiednim dla nich rozmiarze! Dzieci wszędzie potrafią być szczęśliwe, ale frytek i lodów nad basenem nic nie przebije.
Anna i Krzysztof Kobusowie, podróżnicy, fotografowie i autorzy książek, m.in. „Smoki i smoczki. Z dziećmi przez Azję”, „Podróżuj z dzieckiem. Poradnik praktyczny” oraz serii przewodników „Mali podróżnicy w wielkim świecie”. Rodzice 7-letniego Michałka i 6-letniego Stasia. Prowadzą portal www.malypodroznik.pl