Co tam fizyka kwantowa czy nauka suahili – zrozumieć, o co chodzi własnemu dziecku oraz nauczyć się właściwego postępowania z nim, to jest dopiero wyzwanie! Szczególnie trudne i stresujące dla matek debiutantek, które w dziedzinie dzieciologii stawiają dopiero pierwsze kroki. Na szczęście, kochane nowicjuszki, macie do dyspozycji obfitość wszelkich poradników z zakresu pielęgnacji i opieki nad niemowlętami. Na nieszczęście nie wszystkie są równie godne polecenia i co gorsza mogą pogłębić chaos panujący w głowie nowej mamci. Oto subiektywny przegląd dokonany przez początkującą adeptkę macierzyństwa.
Na pierwszy ogień wzięłam rynkowy hit: „Bobas – instrukcja obsługi” (wyd. Vesper), który kusi atrakcyjną szatą graficzną i oryginalnym ujęciem tematu, że niby bobas to taki w gruncie rzeczy nieskomplikowany mechanizm i wystarczy znać instrukcję obsługi, a wszystko będzie cacy. Jednak opis na poziomie „model” (dziecko), „posiadacz” (rodzic), „serwis” (lekarz), „usuwanie usterki” etc. po chwili zaczyna męczyć i, co gorsza, słabo oddaje niuanse zachowań dziecka czy możliwości rozwiązania problemu. Ten zimny i kategoryczny styl budzi w niedoświadczonym rodzicu poczucie niepewności, a czasami wręcz frustracji, gdy natrafia na zupełnie niezrozumiałe czy kuriozalne porady typu: „Zawsze myj dziecko pod koniec kąpieli”. Co robić na początku kąpieli, niestety, nie wyjaśniono. Zupełnie zaś nieprzydatna okazuje się ta pozycja, w sytuacji gdy szukasz w niej czegoś konkretnego. Niechże to będzie bliska sercu każdej mamy kwestia dziecięcej kupki – ani pod swojską „kupą”, ani pod oficjalnym „stolcem” nic nie figuruje w indeksie. Dopiero kiedy trafisz na rozdział zatytułowany „Wykrywanie działania funkcji odpadowej”, znajdziesz częściową odpowiedź na swoje pytanie. Do tego czasu dziecko może już dorosnąć i wyprowadzić się z domu.
Kolorową okładką z kółeczkiem, dzięki któremu możesz sprawdzać, co powinno umieć twoje dziecko w wybranym miesiącu życia (ach, jaki cudowny gadżet!), przyciąga uwagę książka pod wiele obiecującym tytułem „Wszystko, co powinnaś wiedzieć o swoim dziecku – 1 rok” autorstwa dr Penny Preston (wyd. AWM). No cóż, wychodzi na to, że niewiele tej koniecznej wiedzy jest, bo publikacja liczy zaledwie 130 stron, z których większość zajmują kolorowe rysunki i szalone grafiki w barwach różowo-fioletowo-niebieskich. Oprócz budzącego mdłości dizajnu publikacja ta oferuje poradnictwo na poziomie darmowych ulotek, jakie można znaleźć przed każdym gabinetem pediatrycznym i budzi podejrzenie, że dr Penny to tylko pseudonim literacki. Całość przywodzi na myśl estetykę i kompetencję rodem z gazetki dla nastolatek – „Bravo Bobo”! Jednak infantylizm, mimo pozornej zbieżności nazw, słabo się sprawdza w tym przypadku.
Nieco więcej do powiedzenia na temat rozwoju i pielęgnacji niemowląt ma Anette Nolden, autorka książki „Witaj na świecie – pierwszy rok życia dziecka” (wyd. Świat Książki). To całkiem przyjemne kompendium zawierające sporo rzeczowych i praktycznych porad. Mnie szczególnie ujął panujący w książce duch DIY (do it yourself) – matki o skłonnościach do makgajweryzmu znajdą w niej wiele pomysłowych propozycji na stymulujące rozwój dziecka zabawy z wykorzystaniem przedmiotów codziennego użytku, takich jak skarpetki czy watki do demakijażu. Dodatkowo na plus zaliczyć należy przejrzysty układ poradnika: łatwo w nim wyszukiwać informacje, a suche porady okraszone są krótkimi wywiadami ze specjalistami. Co razi i przeszkadza, to szalenie naiwne porady quasi-psychologiczne (jak być rodzicami i kochankami) oraz kiczowata estetyka. Publikacja ta wspiera również rozwój pamiętnikarstwa, proponuje bowiem, by prowadzić pamiętnik wieczorny oraz pamiętnik płaczu niemowlęcia. Zresztą sama książka ma formę sztambucha: z wolnymi miejscami na opisy „twoich przeżyć”, kolejnych postępów bobasa oraz zdjęcia potomka, więc polecam ją osobom, którym nie przeszkadza konwencjonalizacja intymnych uczuć.
Żeby otrząsnąć się z nadmiaru tej różowej słodyczy wylewającej się ze współczesnych podręczników dzieciologicznych, sięgam dla odmiany po wyszperaną w antykwariacie pozycję retro – wydaną w 1944 roku edycję przedwojennego bestsellera „Pielęgnowanie i karmienie niemowląt” (wyd. T. Gieszczykiewicz). Doktor medycyny Tadeusz Mogilnicki bez zbytniego sentymentalizmu radzi w nim, jak poskramiać „zbałamucone” dzieci, które zbyt długo wiszą przy matczynej piersi. Otóż głodem je, głodem, panie kochanku! Jak nie dostaną cyca przez dwa-trzy dni, to nauczą się ssać szybko i konkretnie. Oprócz tak radykalnych porad dla matek-spartanek książka zawiera sporo zdroworozsądkowych wskazówek i zaleceń, a jej niewątpliwym urokiem jest piękny i barwny styl: „Prawdziwie dobra mamka należy do rzadkich wyjątków. Przeważnie mamka pod względem moralnym stoi stosunkowo nisko”. Fragmenty takie jak ten czyta się ze smakiem, choć trudno o zastosowanie tej wiedzy w praktyce dnia dzisiejszego.
Dość jednak tych zabaw – czas wziąć na warsztat coś o większym ciężarze gatunkowym, jak klasyczna i ciesząca się dużą renomą pozycja „Pierwszy rok życia dziecka” (wyd. Rebis, ok. 50 zł), której kolejne, poszerzone, uzupełnione i uaktualnione wydanie trafiło właśnie na księgarniane półki. Już samą objętością budzi respekt i pozwala wierzyć, że znajdziesz tu odpowiedź na wszystkie dręczące cię wątpliwości – ponad 500 stron ze szczegółowymi indeksami, które ułatwiają poruszanie się po tej grubej księdze. Faktycznie jest to godne polecenia, choć może nieco nudnawe kompendium omawiające problemy pojawiające się w miarę rozwoju dziecka, od najdrobniejszych kwestii, takich jak pęcherzyk na górnej wardze, który powstaje przy intensywnym ssaniu, po popularne choroby wieku dziecięcego. Książka oprócz głównego wywodu zawiera odpowiedzi na konkretne pytania stawiane przez matki, dzięki czemu znaleźć w niej można naprawdę mnóstwo przydatnych informacji, wskazówek i… pocieszeń. Jedyny minusik polega na tym, że ta ze wszech miar pożyteczna publikacja odzwierciedla głównie realia amerykańskie – matka Polka z rozbawieniem tudzież zazdrością poczyta sobie o specjalnych pomieszczeniach do odciągania pokarmu, które powinny być w każdej firmie.
„Dziecko – pielęgnacja i wychowanie” autorstwa Benjamina Spocka (wyd. Rebis) to kolejna cegła, klasyk znany na całym świecie i wznawiany nieprzerwanie od lat 50., choć wśród niektórych budzący spore kontrowersje. Tych, którzy mają złe wspomnienia związane ze „starym” Spockiem, uspokajam – obecne wydanie książki ma tak naprawdę niewiele wspólnego z oryginałem: zawartość została dopasowana do dzisiejszego stanu wiedzy zarówno z zakresu pediatrii, jak i psychologii rozwojowej dziecka, a zbyt radykalne porady (np. dotyczące samodzielnego zasypiania) zostały z niej usunięte. Książka jest solidnym poradnikiem, który w dodatku przyda się na dłużej, bo obejmuje okres życia dziecka od noworodka do nastolatka. Przypadł mi zwłaszcza do gustu panujący w nim lekko rebeliancki ton zachęty, by ufać sobie, własnej intuicji i nie przestrzegać wszystkich tych porad, nakazów i zakazów, którymi zarzucają nas różnej maści specjaliści. W tym klasyczny dr Spock.
Tym, których onieśmielają opasłe tomiszcza, szczerze polecam książkę niewielkich rozmiarów, lecz ogromnie pomocną – „Język niemowląt” Tracy Hogg (wyd. KDC). Napisany przez doświadczoną położną i „zaklinaczkę” niemowląt poradnik koncentruje się na kluczowej kwestii wzajemnego porozumienia między matką a jej nowo narodzonym dzieckiem. Autorka wyjaśnia, co oznaczają poszczególne rodzaje płaczu malucha (np. ból, głód czy zmęczenie) i jak odczytywać inne pozawerbalne sygnały wysyłane nam przez bobo. Styl, jakim jest napisana książka, nie wprowadza niepotrzebnego dystansu, czyta się ją jak wyznania zaprzyjaźnionej starszej koleżanki, co pozwala wciąż stremowanej matce debiutantce nabrać trochę pewności siebie. Choć znajdziecie w niej zalecenia, z którymi najprawdopodobniej nie zgodziłby się wasz pediatra (np. by pozwalać bobasowi ssać kciuk), to opierając się na poradach Tracy Hogg, można z większym spokojem przystąpić do opieki nad dzieckiem. A w końcu przecież o to chodzi, by pozbyć się stresu i naprawdę cieszyć swoim macierzyństwem.
Katarzyna Nowakowska
(Artykuł pochodzi z archiwum magazynu „Gaga”)