„Większość dorosłych uważa, że dobrym sposobem uczenia jest wyjaśnianie, tłumaczenie i opowiadanie o tym, co jest ważne i potrzebne. Sadzają więc dziecko przed sobą i uczą je za pomocą słów” – piszą z przekąsem we wstępie do książki „Dziecięca matematyka. Edukacja matematyczna dzieci w domu, w przedszkolu i szkole” Edyta Gruszczyk-Kolczyńska i Ewa Zielińska.
Dorośli – kierowani zapewne poczuciem odpowiedzialności – uważają bowiem, że powinni dzieci „nauczać”, nie dowierzając dziecięcym zdolnościom „uczenia się”. To głęboko historycznie zakorzeniona nieufność. Nauczano już w starożytnych greckich gimnazjonach, średniowiecznych trywiach (gdzie wykładano gramatykę, retorykę i dialektykę) i kwadrywiach (z arytmetyką, geometrią, astronomią i muzyką). Od XVII wieku upowszechniał się model szkoły podstawowej, jaki dziś znamy. Bogaci holenderscy mieszczanie zapragnęli wówczas dla swoich dzieci jak najlepszego wykształcenia.
Posyłali je do szkół, w których – jak pisze brytyjski historyk Jonathan I. Israel, autor książki „Radical Enlightenment”: „Dzieci uczyły się głównie na pamięć z abecadła (…). Zadaniem nauczyciela było utrzymanie porządku, słuchanie, jak uczniowie czytają, oraz upewnienie się, że modlitwy, psalmy oraz pytania i odpowiedzi z katechizmu zostały wykute na pamięć. Nauka w znaczeniu tłumaczenia i opisu rzadko się pojawiała”.
Co prawda Jan Amos Komensky, któremu zawdzięczamy nowoczesną edukację w siedemnastowiecznej Rzeczypospolitej, wyłożył swoje teorie pedagogiczne w dziele pod tytułem zadziwiająco nowoczesnym: „Wielka Dydaktyka, obejmująca sztukę uczenia wszystkich wszystkiego, (…) [skrót – red.] w sposób szybki, przyjemny i gruntowny”. Tyle że metody od czterech stuleci zmieniły się stosunkowo niewiele (nauka na pamięć, materiał podzielony na przedmioty, a czas na lekcje i przerwy) i dziś przyjemne już się nie wydają, a i ich skuteczność budzi wątpliwości.
Abstrakcja nie zadziała
„Musimy pamiętać, że myślenie abstrakcyjne kształtuje się dopiero w okresie dojrzewania. Dlatego żarty dzieci w podstawówce nie są śmieszne, bo opierają się na myśleniu konkretnym” – mówi Urszula Sajewicz-Radtke, psycholog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Sopocie. „My zaś próbujemy odwoływać się do abstrakcyjnych pojęć i w ten sposób tłumaczyć dziecku świat. Musimy dostosować się do rozumowania małego człowieka i zrozumieć, że on widzi i poznaje świat inaczej niż człowiek dorosły”.
Zresztą przekonanie, że dziecko musi podlegać procesowi nauczania, by się uczyło, wcale nie jest uniwersalne. Jak twierdzi David Wood, autor książki „Jak dzieci uczą się i myślą”, jest ono typowe dla społeczeństw rozwiniętych technologicznie, piśmiennych, o sformalizowanym podejściu do kształcenia.
Jeszcze raz: doświadczenie!
Weller senior, jeden z bohaterów „Klubu Pickwicka” Karola Dickensa, tak się chwalił metodami, które stosował w wychowaniu syna Sama: „Wiele pracowałem nad jego edukacją, panie. Wypuszczałem go na ulicę, gdy jeszcze był małym bębnem, aby sam umiał sobie radzić. To jedyny sposób, by młody człowiek nabrał rozumu”. Intuicja nie zawiodła Wellera seniora, nauka przez doświadczenie – jak twierdzą pedagodzy – jest szczególnie skuteczna.
„Osobiste doświadczenia stanowią budulec, z którego dziecko tworzy pojęcia i umiejętności. Jeżeli doświadczenia są specjalnie dobrane, przyczyniają się także do rozwoju myślenia i hartowania dziecięcej odporności. Wszystko zaczyna się więc od doświadczeń” – podkreślają Edyta Gruszczyk-Kolczyńska i Ewa Zielińska.
Brytyjski psycholog Nicholas Humphrey, zastanawiając się, jak rozwinęła się jego pasja naukowa, wspomina dzieciństwo i wizyty u dziadka, który niemal co tydzień organizował dla swoich wnucząt zabawę lub eksperyment: wyścigi żab, łucznictwo, puszczanie latawców.
„Pewnego niezapomnianego dnia zgromadził nas wokół siebie przy kuchennym stole, na który (ku obrzydzeniu kucharki) wyłożył specjalnie na tę okazję kupioną u rzeźnika głowę owcy i przeprowadził jej sekcję. Ostrożnie rozciął gałkę oczną i podał nam do obejrzenia soczewkę. Spoglądałem przez ten klejnot na ogród, trawnik, huśtawkę, ukochane dalie babci; widziałem cudownie wyraźny obraz, a wszystko w nim było odwrócone do góry nogami” – pisze Humphrey w książce „Niezwykłe umysły. Jak w dziecku rodzi się uczony”. Trudno o silniej zapadającą w pamięć lekcję anatomii i optyki.
Aby jednak pomóc dziecku w uczeniu się i odpowiednio dobrać kształcące doświadczenia, warto wiedzieć, w jaki sposób przebiega jego rozwój umysłowy.(…)