Bo instrumenty, jakie teraz mamy do walki z przemocą, są niewystarczające?
Ich nie ma w tym sensie, że brak jest zarówno woli ścigania, jak i stosownej do tego współpracy różnych służb i stosownych działań prokuratury! O ironio, trzeba dopiero gwałtu i zabójstwa, by uruchomić działania z urzędu. Rzecz jednak nie w tym, żeby zmieniać kodeks karny, ale w tym, żebyśmy – odwołując się do obecnych przepisów dotyczących przemocy, nie tylko seksualnej – przemodelowali swoje podejście. Musimy też zrozumieć, że konwencja odchodzi od zasady „nie znaczy nie” i wprowadza zasadę „tak znaczy tak”.
Na czym polega różnica?
Gdybym na kogoś napadła, zaczęła molestować seksualnie, a ten ktoś wpadłby w stupor ze zdziwienia i zszokowany poddał się takiej napaści, nie stawiając oporu, to na dziś mogłabym powiedzieć: najwyraźniej chciał, przecież nie mówił „nie”.
Konwencja wymaga zaś poszanowania autonomii seksualnej. Przy niej moje tłumaczenie mnie nie tłumaczy. Bo czy usłyszałam wyraźne, nieskrępowane, chętne, pewne przyzwolenie na swoje zachowanie? Czy usłyszałam „tak”? Dzięki konwencji i my, i sąd wiemy, że dopóki nie ma „tak”, to napaści nie da się wytłumaczyć krótką spódnicą, seksownym wyglądem czy ciemną ulicą. Konwencja daje szansę na odejście od przedmiotowego traktowania ludzi i przyzwolenia, wciąż obecnego w naszej kulturze, na seksualne molestowanie.
To objawia się też językiem, jakim mówimy o przemocy. Obecnie 150 kobiet ginie rocznie w wyniku tzw. nieporozumień domowych, a większość spraw związanych z przemocą kończy się orzeczeniem o „niskiej szkodliwości czynu”. Co zmieni konwencja?
Zmusi do myślenia. Do nazwania rzeczy po imieniu. Do dostrzeżenia kobiet w rozmaitych rolach społecznych także poza domem. Dziś nawet w sferze publicznej funkcjonują w językowej burce; skryte pod męskimi tytułami. Wyszydzanie i obśmiewanie żeńskich końcówek to nic innego jak próba utrzymania kontroli nad kobietą i pomniejszania jej znaczenia. Dlaczego mężczyzna nie jest przedszkolankiem, tylko wychowawcą przedszkolnym? Język ma znaczenie; również język ustaw. Zgodnie z zaleceniem Rady Europy ma odzwierciedlać to, że przepisy są skierowane do mężczyzn i kobiet. Tymczasem nawet w konstytucji nie ma kobiet, są tylko obywatele. Dlaczego? Jak ktoś mi powie, że tak jest szybciej, to proponuję: zmieńmy to, zostawmy tylko formę żeńską. Konwencja wymusza więc wrażliwość na sytuacje, w których niechcący może dochodzić do utrwalania seksistowskich stereotypów i ich unikania. Nieuważność przekłada się na nierówność, na której tracimy wszyscy, zaprzepaszczając potencjał, jaki tkwi w kobietach.
Czy dzisiejsza rodzina jest bardziej równa niż jeszcze 20 lat temu?
Byłabym jak najdalsza od tego, żeby generalizować, natomiast wiem, że od 1981 roku – a mój mąż był jednym z pierwszych, którzy zakładali stowarzyszenie feministyczne – gdzieś ta myśl kiełkowała. Widzę dookoła siebie masę partnerskich związków i dobrych małżeństw. Niemniej jednak podczas spisu powszechnego na nasz opór, że oboje chcemy być głową rodziny, odpowiedź ankietera brzmiała: „Nie wolno”. Dlaczego dwoje ludzi nie może być głową rodziny i ważniejszy jest ten, kto więcej zarabia? Z powodów systemowych. Po to, żeby rodzina kojarzyła się z podporządkowaniem i przypisaniem ról. To jest nienaturalne i oczywiście konwencja to ujawnia. Fakt, że kobieta rodzi, nie oznacza, że mężczyzna ma być pozbawiony prawa do zajmowania się dzieckiem, a ona prawa do rozwoju osobistego w innych niż macierzyńskie rolach. Równość popłaca obojgu i dlatego mężczyźni feministek mają lepiej.
Bo?
Bo nie są obciążeni tym, że muszą być twardzi, mocni i w pojedynkę dać sobie radę z utrzymaniem domu. Nie wożą tego „wózka” sami. Podziwia się ich za to, co sobą reprezentują, a nie za to, że w ogóle istnieją. A kobiety są z nimi nie dlatego, że nie mają innego wyjścia, tylko dlatego, że chcą z nimi być. To duża różnica. Rodzina to nie więzienie i gwóźdź do trumny, tylko relacja między ludźmi. Żeby była dobra, musi być równa. Konwencja nas skłania do tego, by w trakcie tworzenia prawa, a potem jego stosowania, być wrażliwymi na te elementy kultury, języka i tradycji, które tę równość uniemożliwiają, i tylko te elementy tradycji eliminować.
[dropcap style=”round”]Prof. Monika Płatek [/dropcap]
Prawniczka, kierowniczka Zakładu Kryminologii na Wydziale Prawa i Administracji UW. Ekspertka i konsultantka organizacji międzynarodowych i krajowych, m.in. OBWE, Open Society Institute – New York (OSI). Wykładała na wielu uniwersytetach w Polsce i na świecie.