Joanna Weyna-Szczepańska: Podczas naszej ostatniej rozmowy powiedziała pani ważne słowa; że jednym z podstawowych celów wychowawczych powinno być pokazanie dziecku, co to znaczy dobry związek. Teraz chcę zapytać doświadczoną terapeutkę m.in. par – co nam najbardziej przeszkadza w tworzeniu dobrych związków? Co je wyniszcza?
Małgorzata Liszyk-Kozłowska, psychoterapeuta (www.maliko.com.pl) Najczęściej są to tłumione lub źle wyrażane emocje. Np. żal kobiet, czujących się przytłoczonymi obowiązkami i nie potrafiących porozmawiać o tym z partnerem. One uważają, że poświęcają się dla rodziny, często pracują również zawodowo, i są kompletnie wyprute z sił. Narasta frustracja, ale próba opowiedzenia o swoim poczuciu krzywdy z powodu nierównego podziału obowiązków kończy się klęską.
Dochodzi jeszcze ten czynnik, że kobiety same sobie w tej kwestii umniejszają. Mówią: „Przez dwa lata siedziałam z dzieckiem w domu. Mam tego dość!”. A co to znaczy: „siedziałam”? Przecież – nie siedziała właśnie tylko dzień po dniu wykonywała mnóstwo ciężkiej pracy w domu i przy dziecku. Kobiety, mówiąc w ten sposób, uczą otoczenie, że można utrwalać szkodliwy stereotyp. Że „siedzenie” z dzieckiem w domu jest lekkie, łatwe i przyjemne. Otóż, nie jest!
Więc co je boli?
Niedocenienie przez mężczyzn. Ich „ślepota” na ciężką i bardzo ważną pracę na rzecz rodziny. Boli je również brak zrozumienia wobec ich zawieszonych ambicji. Większość kobiet ma wiele marzeń i planów nie wiążących się wyłącznie z egzystencją rodziny. Pragną rozwijać się zawodowo, chcą rozwijać swoje pasje. Etap zamknięcia w domu z małym dzieckiem może być dla nich trudny również od tej strony.
Więc taki żal i pretensje spychane pod dywan…
W końcu wybuchają. Albo – nadal pod nim skrywane – powodują, że ten dywan potwornie się wybrzusza, deformuje. Nie da się po nim dalej chodzić.
Inne powody?
Obecność w związku osób trzecich. Zwłaszcza w tych związkach młodszych stażem, gdzie jest jeszcze silna, niemal dziecięca więź z rodzicami. Także nie chodzi mi tu o kochanków (śmiech), a raczej o rodziców i teściów, którzy zbyt pochopnie są wpuszczani na terytorium nowej, młodej rodziny utworzonej przez ich dzieci. Często sami się wpychają. Z butami!
Dlaczego to może być tak niebezpieczne? Raczej lubimy i tęsknimy za domami wielopokoleniowymi.
Niebezpieczne, czyli bardzo niedobre dla związku jest wtedy, gdy rodzic lub teść występuję w roli intruza, osoby, która nie szanuje wytyczonych przez młodych granic. Narzuca im np. swoją wizję wychowywania dziecka, obarcza ich poczuciem winy za niepowodzenia, wtrąca się w osobiste relacje lub domaga opieki i troski, szantażując emocjonalnie. Jest cała gama toksycznych zachowań rodziców i teściów wobec dorosłych dzieci. Nieraz trudno je wychwycić , zobaczyć, bo nakłada się na to wszystko uczucie miłości. Kochamy naszych rodziców i wiemy, że oni również nas kochają. Nie mają przecież złych intencji. To powoduje, że miotamy się między sprzecznymi uczuciami. Np. młody mężczyzna nie potrafi wypośrodkować między komfortem emocjonalnym swojej żony, a potrzebą matki. Dochodzi do konfliktu. Do zaburzenia ról.
Co trzeba zrobić w takiej sytuacji?
Przede wszystkim uporządkować role w rodzinie. Każdy musi wiedzieć kim jest dla kogo. Muszą wiedzieć o tym dzieci! Np. żona jest żoną, teściowa teściową. Oznacza to, że to żona, czyli matka dziecka, ma decydujący głos w jego wychowywaniu, nie babcia narzucająca swoje rozwiązania. Oczywiście, nie mówimy tu ekstremach, kiedy należy odseparować dziecko np. od matki alkoholiczki. Chodzi mi o przeciętne, tzw. normalne rodziny, których, na szczęście – jest najwięcej.
To może być bardzo trudne. I bardzo ryzykowne – zagraża zerwaniem więzi!
Zgadza się. W niektórych sytuacjach tak właśnie może się zdarzyć. Próba wypracowania płaszczyzny porozumienia dla wspólnego egzystowania w rodzinie z poszanowaniem dla swoich granic i ról, może zakończyć się fiaskiem. Kiedy? Gdy np. stary rodzic poczuje się urażony i się śmiertelnie obrazi. Albo młody mąż i ojciec nie zdoła oderwać się od mentalnej pępowiny z własną matką i będzie wynosić jej potrzeby ponad potrzeby własnej żony i własnego dziecka. To są trochę już zgrane przykłady, ale tak dzieje się bardzo często. Rodzice dorosłych dzieci mają niekiedy problem z traktowaniem ich właśnie jako dorosłych! Z kolei dorosłe dzieci mają problem ze staniem się dojrzałymi ludźmi i z różnym powodów wygodniej im tkwić w roli dziecka, które wciąż jest zależne.
Określenie kto jest kim w naszym domu, gdzie jest ośrodek decyzyjny, gdzie w nim jest miejsce dla naszych rodziców i teściów – to są bardzo istotne kwestie, bez których nasza rodzina, nasz związek, nie będą prawidłowo funkcjonować.
A mężczyźni? Jakie oni problemy zgłaszają w związku?
Mężczyzn trawi wiele lęków. Jednym z nich jest obawa przed niesprostaniem roli głowy rodziny. Przed utratą męskości w oczach kobiety. Żyją pod ogromnym wewnętrznym napięciem, pod presją, aby być sprawczym, zapewnić byt i bezpieczeństwo rodzinie, nie zawieźć. Kiedy nakładają się na to odczucia nudy, znużenia, zmęczenia i bezsilności (wielu mężczyznom trudno się do nich przyznać), najczęściej rodzi się z tego zniechęcenie i złość. Narasta lawina wzajemnych pretensji, oczekiwań, żalu i niezrozumienia. Niektórzy mężczyźni w takiej sytuacji w ogóle wycofują się z relacji. Stają się zamknięci w sobie, coraz bardziej wycofani. Pragną porzucić rodzinę, która ich przygniata, frustruje. Zostawić bliskich, z którymi sobie nie radzą w relacjach. Izolacja i ucieczka są wtedy wielką pokusą.
Co robić w takim razie, aby się z tymi problemami, o których rozmawiamy, jakoś sensownie uporać?
Mogę podpowiedzieć kilka sposobów, jednak trzeba pamiętać, że każda rodzina ma tylko swoje problemy do ogarnięcia. W każdej jest jednak inaczej, więc trzeba szukać rozwiązań na różne sposoby. Również w gabinecie terapeuty.
A tak na co dzień? Zadbajmy właśnie o tę codzienność. O to, aby było nam w niej miło, ciepło, bezpiecznie. Nie szczędźmy sobie w związku czułych gestów i słów, dążmy do rozwiązywania konfliktów. Nie zamiatajmy ich pod dywan. Bądźmy dla dzieci dobrym przykładem dojrzałych osób, które potrafią ze sobą rozmawiać, wspierać się i są na siebie uważne.
No tak, mówiłyśmy już o tym szczegółowo w naszej rozmowie „Bądźcie światłem w waszym domu”. Pozostaje mi więc zachęcić do lektury.
Serdecznie dziękuję za rozmowę!