Jason i Lauren mają zegar, ale nie jest on biologiczny. Postawili sobie ultimatum. Po pięciu latach bycia parą wyznaczyli marzec na ostateczny termin decyzji o dalszym życiu razem.
Jedyne, co ich dzieli, to decyzja o posiadaniu dzieci. Przyzwyczailiśmy się, że to kobieta żądna jest potomka, o co musi walczyć z mężczyzną, który nie chce dziecka . Tutaj sytuacja jest odwrotna.
„Od początku było dla nas obojga jasne, że Jason chce mieć dzieci, rodzinę. To ja się temu bardzo sprzeciwiałam – mówi 29-letnia Lauren. On jest nieco starszy, ma 34 lata, i chce zostać ojcem jeszcze przed zakończeniem 40 lat. Myślą także o przeprowadzce, ale tylko jeżeli oboje zgodzą się na powiększenie rodziny.
Z powodu braku porozumienia już raz zerwali relację, ale nie mogli żyć w rozstaniu zbyt długo i wrócili do siebie. „On chce, żebym miała to, czego ja chcę, a ja, vice versa, chcę, żeby on był zadowolony.” – wyjaśnia Lauren. „Dlatego istnieje możliwość, że będziemy mieć dzieci, ale z innymi partnerami, co jest smutne.”
Lauren należy do grupy 20- i 30-letnich kobiet, które nie chcą być matkami lub nie są przekonane do tej roli. Z ankiety przeprowadzonej w Wielkiej Brytanii wśród bezdzietnych osób w 2011 r. wynika, że więcej mężczyzn chce mieć dzieci. Za to więcej kobiet chce uniezależnić się w relacjach, rozwijać własne zainteresowania i hobby. Badanie z 2013 r. potwierdziło ten trend. Ponad 80% mężczyzn chciało zostać ojcami lub spodziewało się tej roli w przyszłości, podczas gdy „jedynie” 70% kobiet miało podobne zapatrywania.
Młode kobiety mają dziś więcej wolności w wyborach dotyczących płodności niż pokolenie ich babć czy nawet mam. Bardziej klarownie widzą też wyzwania związane z wychowywaniem dzieci. Dwa pokolenia wstecz nie kwestionowano rodzenia dzieci, było ono oczywistością. Zaowocowało to wyżem demograficznym: w 1957 r. wskaźnik urodzeń osiągnął poziom 1227 urodzonych dzieci na 1000 kobiet w wieku macierzyńskim. Kolejne pokolenie miało już większy wybór dzięki pigułce antykoncepcyjnej i zmianom oczekiwań społecznych na fali ruchu wyzwolenia kobiet. Wskaźnik urodzeń nieco opadł i ustabilizował się.
Podczas gdy pokolenie hipisów marzyło o utopijnych, równościowych, egalitarnych relacjach, rzeczywistość była inna. Stephanie Coontz, historyk i socjolog badający kobiety oraz strukturę rodzin, urodziła się podczas wyżu demograficznego. „Kobiety za tamtych czasów zaczęły rodzić po jednym dziecku, bo twierdziły, że posiadanie drugiego zniszczy ich karierę zawodową.” Ojcowie owszem zaczęli pomagać w obowiązkach domowych, lecz nie wydłużono matkom okresu poświęconego wychowaniu dzieci. Co więcej, matki nadal wykonywały lwią część prac wychowawczych i domowych. Lawina rozwodów ruszyła w latach 70.
Dziś większość młodych ludzi szuka równego podziału w pracy i obowiązkach rodzinnych. Lecz nawet, gdy dwie osoby w związku tego chcą, najczęściej odpowiedzialność spada na kobiety. W sondażu wśród ojców z 2011 r., 65% z nich stwierdziło, że partnerzy powinni poświęcać równą ilość czasu na wychowywanie dzieci.
Lecz gdy spytano ich o realia, 65% ojców przyznało, że to ich żony zajmują się dziećmi więcej niż oni. „Przed urodzeniem się dziecka facetom jest łatwo wyobrazić sobie, że będą w stanie pogodzić pracę i rodzinę.” – tłumaczy Coontz. „Ale to kobiety są lepiej przystosowane do przewidzenia pracy, która jest powiązana z wychowywaniem. Widziałyśmy, jak robiły to nasze mamy.”
Trzeba tutaj dodać, że praktycznie nie istnieje wsparcie dla matek w długim okresie wychowywania dzieci. Np. Amerykanki nie mają gwarantowanych świadczeń, takich jak płatny urlop macierzyński lub płatny urlopu chorobowy. Nie ma w zasadzie zasiłków związanych z ogromnymi kosztami wychowywania dzieci. Dlatego, muszą one stawiać czoła tej dyskryminującej je sytuacji, w tym m.in. spadkowi zarobków tylko ze względu na to, że zdecydowały się zostać matką. Gdy więc szuka się przyczyn oporu Lauren przed zostaniem matką, warto wziąć pod uwagę te czynniki.