Przez lata wmawiano matkom, że bliska relacja z synem przeszkodzi mu w staniu się prawdziwym mężczyzną. Dlatego z obawy przed wychowaniem maminsynków lub uginając się pod społeczną presją, odtrącały one swoich chłopców.
W 2011 r. Tom Hooper, odbierając statuetkę Oscara dla najlepszego reżysera za „Jak zostać królem”, w długiej przemowie dziękował swojej matce, która podsunęła mu pomysł na film. Kończąc, dodał z uśmiechem: „A morał z tej historii jest taki: słuchajcie się mamy”.
Matka jest pierwszą osobą, którą dziecko obdarza miłością. Wczesne interakcje oraz dynamika ukształtują ich związek na całe życie. Pierwotna więź stanie się również fundamentem przyszłego rozwoju psychicznego, fizycznego i emocjonalnego chłopca, jego stylu komunikacji, typu osobowości, poczucia własnej wartości, relacji z innymi ludźmi. Później zapewne pokocha jeszcze wiele innych kobiet: swoją siostrę, ciocię, przyjaciółkę, dziewczynę, partnerkę, ale to właśnie ta jedna, szczególna więź wpłynie na jakość wszystkich przyszłych relacji. Jednak z jakiegoś powodu – od mitu Edypa po „Psychozę” Alfreda Hitchcocka – nasza kultura ostrzega przed niebezpieczeństwem kryjącym się w bliskości matek i synów. Czy słusznie?
Do utrzymywania bliskich więzi społeczeństwo zachęca matki i córki, ojców i synów, a nawet ojców i córki, ale kobieta, która angażuje się w życie swojego syna, często jest oskarżana o „feminizowanie” go, rozpieszczanie, wtrącanie się albo tłamszenie osobowości. Od pokoleń zewsząd dociera przekaz: uważaj, by nie trzymać syna „zbyt blisko”!
Takie relacje nadal traktowane są jak tabu. Panuje swego rodzaju podwójny standard: podczas gdy ojcowie wszem wobec chwaleni są za uczenie swoich córek „tradycyjnie męskich” zadań czy umiejętności, to kobiety często czują się zawstydzone, słysząc, że uczenie syna szycia, gotowania czy po prostu rozmawianie z nim o uczuciach zrobi z niego maminsynka. Chyba nikt nie zaprzeczy, że obecność taty jest niezbędna do zdrowego rozwoju i wychowywania dzieci, jednak w realiach współczesnego świata, tj. często emocjonalnie i/lub fizycznie nieobecnych ojców, każdego dnia to kobiety mają największy wpływ na swoje pociechy.
Liczne matki chłopców czują się dziś zaniepokojone i zdezorientowane. Zadają sobie pytania: czy powinnam powstrzymywać się przed całowaniem mojego pierwszoklasisty przed szkołą? Nie wolno mi już przytulać dziesięciolatka, gdy spadnie z roweru, bo to zamieni go w mięczaka? Kiedy nastoletni syn płacze w swoim pokoju, powinnam pójść pocieszyć go czy lepiej trzymać się z daleka?
Społeczny nacisk jest ogromny – nawet na placach zabaw można zaobserwować, jak po zranieniu kilkuletni chłopcy uśmiechają się przez łzy, dzielnie znosząc ból, podczas gdy dziewczynki są pocieszane i uspokajane. Od matek oczekuje się, że w pewnym momencie zaczną odpychać od siebie synów – fizycznie i emocjonalnie, dla dobra mającej ukształtować się „prawidłowo” męskości.
Czy mama, która doświadcza głębokiej, emocjonalnej więzi ze „swoim ukochanym syneczkiem”, przeszkadza mu wyrosnąć na silnego, niezależnego mężczyznę? Czy pozwalając chłopcu trzymać się maminego fartucha tak długo, jak sam zechce, jest na najlepszej drodze do wychowania życiowego nieudacznika? To nieprawda, twierdzi wielu psychologów i psychoterapeutów. Ich zdaniem chłopcy potrzebują i pragną bliskiej relacji ze swoimi matkami, przez całe życie czerpiąc z niej różnego rodzaju korzyści psychiczne i emocjonalne. Największym problemem jest presja wywierana na kobiety, by izolowały się od swoich synów. W jej rezultacie separacja zaczyna się w szokująco wczesnym wieku i narasta wraz z kolejnym etapem rozwojowym, aż mama faktycznie zaczyna wierzyć, że najlepsze, co może zrobić, to zostawić przygnębione dziecko „w spokoju”, by samodzielnie uporało się ze swoimi problemami. A gdy tacy młodzi chłopcy są przymuszani do przedwczesnego rozdzielenia, cierpią. Stają się niespokojnymi nastolatkami, przeżywającymi lęk przed bliskością, który w dorosłym życiu może przekładać się na problemy z wiernością i/lub utrzymaniem romantycznych związków. Przecież pierwsza kobieta, której zaufali i którą pokochali całym sercem, odtrąciła ich…