Przeładowane programy, presja rankingów, podporządkowanie indywidualnego rozwoju wynikom egzaminów. Polska szkoła zmarnowała ćwierć wieku. A przecież to miejsce, gdzie powinny budzić się talenty i kształtować osobowości.
Włączyłam radiową Trójkę, a tam jacyś ludzie mówili, że będą zakładać niezależną od państwa szkołę, i podali swój numer telefonu. Dwa dni później jechałam do Warszawy na spotkanie z Ulą Moszczyńską, Izą Malec i innymi. Był rok 1988 – wspomina Anna Jeziorna, która jako pierwsza zarejestrowała w wolnej Polsce niepubliczną i niezależną od Kościoła szkołę.
Dziś, 25 lat później, istnienie niepublicznej oświaty jest oczywistością. Z roku na rok rośnie liczba uczniów uczęszczających do szkół niepublicznych.
W raporcie NIK z 2013 roku czytamy: „Udział sektora prywatnego w liczbie szkół podstawowych systematycznie rośnie. W roku szkolnym 2000/2001 działało ich 420 (2,5 proc. wszystkich szkół podstawowych), a w roku szkolnym 2012/2013
– 1379 (10,2 proc.). Udział sektora prywatnego w liczbie gimnazjów również rośnie. W roku szkolnym 2000/2001 udział ten wynosił 7,2 proc. (451 gimnazjów), a w roku szkolnym 2012/2013 wzrósł do poziomu 11,6 proc. (856 gimnazjów)”.
Był klimat na zmiany
Ale kiedy Anna Jeziorna wyruszała z Krakowa do Warszawy, nie było jeszcze żadnej (poza kościelnymi) szkoły niezależnej od państwa. Jednak na inteligenckim, zamieszkanym przez młodych ludzi Ursynowie już wrzało. – Pracowałam jako psycholog w poradni dla dzieci, a jednocześnie działałam w sekcji nauczycielskiej Solidarności – wspomina Urszula Moszczyńska. – O spotkaniu z grupą inicjatorów na czele z Wojtkiem Starzyńskim dowiedziałam się pocztą pantoflową od ludzi zaangażowanych w działalność opozycyjną. W końcu w 1988 roku Wojtek, Iza Malec i Andrzej Witwicki przedstawili na nim idee niezależnej oświaty i możliwości powoływania szkół niepublicznych. Przyszło mnóstwo osób, głównie rodziców, nauczycieli było niewielu. Myślę, że tak silny odzew i poparcie społeczne w znacznej mierze przyczyniły się do powstania Społecznego Towarzystwa Oświatowego (STO) – opowiada Urszula Moszczyńska.
Powstała Rada Programowa z takimi osobami jak Andrzej Zoll, Henryk Samsonowicz i Krystyna Starczewska. Zaprzyjaźnieni prawnicy zaczęli szukać możliwości prawnych powołania niepublicznej szkoły. I znaleźli! Pierwsze szkoły powstały na podstawie ustawy z lat 50., w której wygrzebano odpowiedni zapis. – Z jednej strony, organizowały się środowiska w wielkich miastach (potęgą był Wrocław) – wspomina Anna Jeziorna. – Z drugiej strony, liczni emigranci z miast na wieś próbowali „przejąć” małe szkoły wiejskie. Był klimat na zmiany.
Anna Jeziorna spróbowała założyć szkołę. Ministerstwo Edukacji odmówiło rejestracji. Sprawa oparła się o Naczelny Sąd Administracyjny i ten wydał wyrok pozwalający na rejestrację szkoły. Drzwi zostały wyważone. – Potem przez dwa lata jeździłam po Polsce z moim „przepisem na szkołę”, zapraszana przez rodziców z różnych miejscowości – wspomina Anna Jeziorna. A tymczasem w styczniu 1990 roku na Ursynowie powstaje pierwsza szkoła warszawska, borykająca się z brakiem sprzętu, lokalu, warunków. Te kłopoty w jakiś sposób będą towarzyszyły społecznym szkołom do dziś. Raport NIK-u z 2013 roku mówi o brakach sal gimnastycznych i w wyposażeniu w szkołach niepublicznych. Jednocześnie jednak w tym samym raporcie czytamy: „Prawie wszyscy nauczyciele szkół publicznych i niepublicznych (…) stwierdzili, iż wyposażenie ich placówek w pomoce dydaktyczne jest wystarczające dla realizacji treści nauczania zawartych w podstawie programowej. Jednak zaledwie 14 proc. ankietowanych nauczycieli szkół publicznych uznało to wyposażenie za nowoczesne, podczas gdy w szkołach niepublicznych podobnego zdania było aż 92 proc. nauczycieli”.
– Bardzo pomagał nam Region Mazowsze Solidarności – wspomina Ula Moszczyńska. – Brakowało wszystkiego. Pamiętam, jak dzięki Regionowi udało się nam zdobyć ławki ze Szwecji.
Po 25 latach od tamtej chwili szkoły niepubliczne nadal borykają się z problemami lokalowymi. Brakuje zwłaszcza sal gimnastycznych.