– Zaczęły mnie zastanawiać drobne, z pozoru mało istotne szczegóły. Na przykład to, że na każdym spotkaniu z uczniami – czy to rozpoczęciu roku, czy spotkaniu świątecznym – pani dyrektor wszystkie słowa adresowane do nich czytała z kartki. Jedyne, co znała na pamięć, to wyniki rankingów, w których wygrywała szkoła. Tak jakby nie można było szczerze i od serca życzyć dzieciakom udanych wakacji. Kim więc jest dla nich moje dziecko? – opowiada Agata Habel o swojej przygodzie z prywatną szkołą.
Płacić czy nie płacić?
Te konteksty, choć pozwalają zrozumieć korzenie dzisiejszego zróżnicowania oświaty, niestety nie pozwalają na prostą odpowiedź na pytanie: to w końcu które szkoły są lepsze – publiczne czy niepubliczne?
Z wielu rozmów, które przeprowadziłam z rodzicami dzieci z różnych szkół, wynika mało użyteczny jednostkowo wniosek: szkoła publiczna, która spełnia oczekiwania rodziców i dzieci, to jak wygrana na loterii. Jest możliwa, ale dość rzadka, natomiast szkoła niepubliczna spełniająca oczekiwania rodziców to reguła, od której wszakże są wyjątki.
[dropcap style=”round”]Raport NIK-u ujmuje to tak:[/dropcap]
„Zdecydowana większość rodziców uczniów ze szkół niepublicznych uważa, że nauczyciele rozwijają potencjał intelektualny ich dzieci (67 proc.) i dbają o przestrzeganie zasad dobrego wychowania wśród uczniów i ich bezpieczeństwo (85 proc.). W szkołach publicznych uważa tak odpowiednio 34,5 proc. i 61 proc. rodziców. Zaledwie co piąty rodzic (20 proc.) ucznia ze szkoły publicznej oraz prawie co drugi (41 proc.) ze szkoły niepublicznej uważa, że w szkole, do której uczęszcza jego dziecko, indywidualizuje się pracę”.
Dlaczego tak się dzieje? Pewną odpowiedź daje ten sam raport:
[negative]„Na jednego nauczyciela w zbadanych szkołach podstawowych o statusie szkół niepublicznych przypadało 19 uczniów, w gimnazjach – 10 uczniów. Sytuacja ta sprzyja większej indywidualizacji kształcenia, umożliwia bardziej skuteczną pracę wychowawczą. W publicznych szkołach podstawowych na jednego nauczyciela przypadało 23 uczniów, w gimnazjach – 30 (tj. trzykrotnie więcej niż w szkołach niepublicznych)”. [/negative]
Tyle cyfry. Są ważne, ale nie najważniejsze.
– Szkoły niepubliczne stworzyli rodzice, aby dziecko było w nich podmiotem, aby lubiło do nich chodzić – mówi Elżbieta Rakoczy, wicedyrektorka szkoły STO w Warszawie, nauczycielka szkół publicznych i niepublicznych z wieloletnim stażem. – Naszym atutem są nie tyle wyniki w rankingach, bo one są skutkiem ubocznym, ile atmosfera w szkole, to, że znamy nasze dzieci, że jesteśmy w stanie realizować z nimi indywidualne ścieżki rozwoju, że mamy środki na to, aby każde potrzebujące dziecko otrzymało stosowną pomoc psychologiczną i pedagogiczną – opowiada. – Mam doświadczenie w pracy w szkołach publicznych i wiem, że nasza szkoła różni się choćby tym, że nauczyciele tu naprawdę mają poczucie misji, pracują nad sobą, codziennie pamiętają – jakkolwiek górnolotnie by to zabrzmiało – że naszym celem jest wychowanie pięknych, mądrych i dobrych ludzi – tłumaczy.