Stanie przed dzieckiem, wyciągnie rękę, poprowadzi. Oświetli drogę, wskaże kierunek, powie: idź dalej sam. Wprowadzi dyscyplinę ćwiczeń, ale uszanuje godność. Roznieci iskrę młodego talentu. Tak wyobrażamy sobie pedagoga w szkole artystycznej. A jak naprawdę wygląda sytuacja? Czy polskie szkoły artystyczne są przyjazne dzieciakom?
Znów musiała pójść do pielęgniarki. Znów dostała tabletki. – Który to już raz w tym miesiącu? – westchnęła ze złością, bo ból brzucha wcale nie ustawał. Ból ze stresu. Nie chciała przypominać sobie kolejny raz egzaminu z saksofonu. Przeziębienia, kaszlu, kataru. Prośby, aby przesunąć termin, aż wyzdrowieje. Ale nie. Ma zdawać teraz: zakatarzona, kaszląca, z cieknącym nosem. Ma grać na instrumencie dętym. Bierze więc saksofon do ręki. Zaczyna. W połowie przerywa, bo dusi ją kaszel.
– Dostałam tróję, chociaż byłam przygotowana na piątkę. Nauczyciel potraktował mnie jak osobę zdrową, a nie przeziębioną – wspomina zdarzenie sprzed kilku lat 15-letnia Marianna, która chodziła do trzech szkół muzycznych, ale z powodu narastającego stresu z dwóch z nich musiała zrezygnować. – Tata jest zawodowym muzykiem, ale to dziadek, który kiedyś chodził do szkoły muzycznej i grywał na akordeonie, namówił mnie na kształcenie w tym zakresie – wspomina nastolatka. – Nie dlatego, żebym była sławną pianistką, tylko żebym rozwinęła się muzycznie. Uważał, że to ćwiczy pamięć i koncentrację.
– I aktywuje sieci neuronalne w korze mózgowej – dodaje Bianca-Beata Kotoro, psycholog i terapeuta z instytutu BEATA VITA z Warszawy. – Uprawianie sztuki, bierne i czynne, bardzo nam sprzyja. Taniec rozwija głównie część motoryczną, muzyka – słuchową, poezja – czołową, tę odpowiedzialną za myślenie, ale też słuchową. Malarstwo aktywuje część wzrokową i trochę skroniową. Ale każda dziedzina sztuki rozwija zdolność wybiórczego skupienia się na bodźcach intelektualnych.
Awanturowała się i wrzeszczała
Sześcioletnia Marianna poszła więc rozwijać się muzycznie. – W jednej ze szkół miałam bardzo fajną panią od fortepianu. – Nastolatka uśmiecha się do wspomnień. – Miała dobre podejście do uczniów, spokojnie tłumaczyła. Ale już nauczycielka od rytmiki była okropna – wzdryga się. – Pamiętam taką sytuację: pani na chwilę wyszła z klasy i dziewczyny zaczęły grać gamę na fortepianie. Gdy weszła, zaczęła krzyczeć, że śmiały dotknąć fortepianu. Inne koleżanki też jej nie lubiły, bo awanturowała się, krzyczała. W końcu nie wytrzymałam i przestałam chodzić do tej szkoły muzycznej.
Wojciech Ruciński, zawodowy muzyk grający na gitarze basowej i kontrabasie m.in. w teatrze Buffo, z Marylą Rodowicz i Ireną Santor, nie miał o to pretensji do córki.
– Wiem, że wielu rodziców „ciśnie” dzieci, aby chodziły do szkół muzycznych. Ja uważam, że nic z grania nie wyjdzie, jak dziecko będzie robiło to ze stresu – tłumaczy Wojciech, który skończył średnią i wyższą szkołę muzyczną i sam doświadczył stresującego profesora. – Miałem z nim dodatkowe zajęcia z fortepianu – wspomina. – Pamiętam, że bardzo na mnie krzyczał. Ale jako dwudziestolatek poradziłem sobie. Brałem go na spokój – opowiada muzyk, który uważa, że jeśli dziecko chce się rozwijać artystycznie, to powinno to robić w miłej atmosferze.
– W takiej, jaką stwarzały niektóre nauczycielki z moich szkół – dodaje Marianna. – Bo oprócz kilku niefajnych miałam wielu sympatycznych nauczycieli. Mówili, że najważniejsza jest zwykła edukacja. Mówili też, że talent to dar od Boga: trzeba go szanować i rozwijać.
Linijką uczniów bili po rękach
– Nauczycieli miałem różnych – wspomina Krzysztof Łazutka, zawodowy muzyk, pianista i organista. – Pamiętam, że jedna z nauczycielek pianina niezbyt umiała zachęcić i zmotywować do ćwiczeń. Inna zachwycała się naszymi osiągnięciami. Aż chciało się nam starać. „Jak fantastycznie wyczułeś temat”, „jak ślicznie zagrałeś”, mówiła. Ale byli też i tacy, którzy bili linijką po rękach.
Dorośli powinni od razu reagować, jeśli jest stosowana przemoc fizyczna lub psychiczna wobec dziecka – radzi psycholog Bianca-Beata Kotoro. – Bicie smyczkiem czy linijką po rękach nie jest elementem dyscypliny, ale przemocą, która jest poważnym przestępstwem, karanym więzieniem. Mówi o tym artykuł 207 kodeksu karnego: „Kto znęca się fizycznie lub psychicznie nad osobą najbliższą lub nad inną osobą pozostającą w stałym lub przemijającym stosunku zależności od sprawcy albo nad małoletnim lub osobą nieporadną ze względu na jej stan psychiczny lub fizyczny, podlega karze pozbawienia wolności od trzech miesięcy do lat pięciu.”
– Zwłaszcza w szkole podstawowej zdarzało się nauczycielom powiedzieć coś przykrego i krzyknąć – przyznaje Krzysztof. – Ale w szkole średniej i na studiach miałem dobrych i spokojnych nauczycieli, umieli zachęcić i pokazać właściwą technikę.
Co jest ważne w nauczycielach przedmiotów artystycznych?
– Żeby byli kompetentni warsztatowo i empatycznie wyczuwali ucznia – uważa Krzysztof. – Żeby umieli przekazać wiedzę, docenić podopiecznego i pokazać mu, jaki zrobił postęp.
Bo ja przez panią mam traumę
– Wściekała się, łapała brutalnie za palce, kiedy mu nie wychodziło. Wymagała postępów, jakby w miesiąc miał zostać małym Chopinem – denerwuje się Iza na myśl o nauczycielce 8-letniego obecnie syna Tonia. – A zaczęło się naprawdę dobrze – wspomina. – W przedszkolu miał miłą nauczycielkę, która mówiła, że warto, aby zdawał do państwowej szkoły muzycznej. Było kilkadziesiąt osób na jedno miejsce, ale zdał, chociaż był najmłodszy. Na zajęciach z rytmiki były dzieci w różnym wieku: i z pierwszej klasy, i z czwartej. Nauczycielka kazała im zapisywać prace domowe. I miała do Tonia pretensje, że zerówkowicz nie jest w tym biegły. „Jak to się stało, że został przyjęty!”, krzyczała.
Tonio był coraz bardziej zestresowany. Iza poszła do dyrektorki i ustaliły, że chłopiec będzie chodził na lekcje pianina jako wolny słuchacz, po roku zda egzamin i powtórzy pierwszą klasę. Tak zrobili. Pianino było fajną zabawą. Po roku chłopiec znowu zaczął pierwszą klasę. Nowa pani od rytmiki była wspaniała, zapowiadało się, że wszystko się ułoży. Niestety, pani od pianina zaczęła coraz bardziej się denerwować, że Tonio nie robi postępów, lekcje stały się udręką, z krzykami i bardzo napiętą atmosferą. Muzyka nagle przestała być świetną zabawą, a Tonio
w poniedziałki i czwartki nie był sobą.
Osowiały, zaczął skarżyć się na bóle brzucha. – Nie chciałam tak szybko rezygnować, myślałam, że trochę dyscypliny mu się przyda – tłumaczy Iza. Ale jednocześnie czuła, jakby cofnęła się w czasie o 40 lat. Do jej zajęć muzycznych w szkole podstawowej i pani od muzyki, która biła ucznia po głowie. Biła aż do wstrząśnienia mózgu.
– Więc na którejś lekcji nie wytrzymałam, kiedy znowu zaczęła krzyczeć. Siedzę osłupiała, aż tu nagle Tonio wstaje: „Ja przez panią mam traumę, bo pani krzyczy”. „Jaką traumę? Ja krzyczę? Ja krzyczę? Ja wcale nie krzyczę!”, darła się nauczycielka.
Jakie szkody w psychice dziecka mogą powstać przy takim traktowaniu?
– „Ciągle źle coś robię, nic się nie udaje, więc nie warto próbować”, myśli dziecko – wyjaśnia psycholog Bianca-Beata Kotoro. – W ten sposób zostaje zablokowana potrzeba sensu życia. Konsekwencją doświadczania przemocy fizycznej i emocjonalnej mogą być: trudności w kontrolowaniu emocji, zaburzenia koncentracji uwagi, nieufność, fobie, zaburzenia snu, ucieczki z domu, a nawet uzależnienie od alkoholu czy narkotyków. Granica między narzuceniem dyscypliny a przemocą psychiczną i fizyczną wobec dzieci jest jasna. Dyscyplina powinna być zbiorem zasad regulujących sposób zachowania. A autorytet to nie strach, tylko podziw i szacunek.
Dzieci idą do szkół artystycznych z różnych powodów…
– Pod uwagę należy brać realne możliwości i chęci dziecka, a nie niespełnione marzenia rodziców czy oczekiwania rodzinne – podpowiada Bianca-Beata Kotoro. Dodaje, że prawdą jest, iż prawie każda mała dziewczynka przeżywa okres, kiedy chce zostać piękną baletnicą. Jest to jedna z dziecięcych fantazji, które warto wspierać, bo zainteresowanie tańcem może przerodzić się w chęć regularnych treningów, a te dobrze wpływają na rozwój.
Piękna baletnica
Piękną baletnicą chciała zostać Zosia. Zainspirowała się historią tancerki z nowojorskiego baletu, której taniec posłużył do produkcji filmu „Barbie”. Jako czterolatka z zapałem ćwiczyła, kochała muzykę poważną i radio Classic.
Do szkół baletowych trudno się dostać. Państwowych w Polsce jest pięć: w Warszawie, Gdańsku, Poznaniu, Łodzi i Bytomiu. Przyjmują dzieci po trzeciej klasie szkoły podstawowej. Kryteria są ostre – bada się budowę ciała: ułożenie bioder, kolana i stopy. Patrzy się na umuzykalnienie, poczucie rytmu i aparycję.
Zosia dostała się do szkoły. Z pasją ćwiczyła, motywowana przez mądrą pedagog, która kierowała się mottem, że najlepszych nauczycieli poznać po ich najgorszych uczniach. Potrafiła motywować zarówno dziewczynki o idealnej budowie ciała – aby nie spoczęły na laurach – jak i te o trudniejszej do baletu sylwetce.
Córka mi zwiędła..
W kolejnej klasie zmieniła się pedagog.
– Córka usłyszała, że ma nieodpowiednie biodra i kolana do baletu. A przecież ją przyjęli – wzdycha mama Zosi. – Nie mogłam się pogodzić z tym, że przyjmują dzieci z nieidealną budową ciała, a potem nie dają im wsparcia. Ale Zosia nie odpuszczała. Ile ona miała zapału w pierwszej klasie! – wspomina Marta. – Jaka to była pasja przez lata. Jak w pierwszej klasie na szkolny konkurs sama z koleżanką wymyślała choreografię. Długo miała marzenie, żeby tańczyć.
Jednak nauczycielka wybrała „lepsze” uczennice, a „gorszym” odmawiała pomocy w nauce i bardzo niemiło się wyrażała. Była też druga pedagog, która poniżała słownie i psychicznie uczennice.
– Córka znosiła to coraz gorzej – kontynuuje opowieść mama Zosi.
– Pojawiły się bóle brzucha przed wyjściem do szkoły. Zaczęła spadać motywacja, przeniosło się to także na inne przedmioty. Próbowałam uzyskać wsparcie od psychologa szkolnego – bez skutku.
Część rodziców prosiła dyrektor, aby wpłynęła na to, żeby dzieci nie były obrażane oraz mobbowane przez nauczycielki. Aby w czasie lekcji nie były krytykowane i ośmieszane za wygląd. Aby panie nie zwracały się do uczennic w sposób poniżający.
Podawano przykłady, m.in. takie, że jedna z nauczycielek nie panowała nad emocjami: krzyczała, rzucała krzesłem i wypraszała
uczniów za drzwi. Rodzice nic nie wskórali. I córka zrezygnowała ze szkoły baletowej. Napiętnowana, przygaszona, z podciętymi skrzydłami. A gdyby nauczyciele inaczej do niej podeszli? Zosia wierzyłaby, że jej umiejętność ciężkiej pracy na pewno przyniesie efekt.
Ale Marta zgodnie przyznaje z córką, że chociaż pobyt w szkole baletowej był dla Zosi trudnym przeżyciem, to dobrze, że spróbowała. – Cieszymy się, że miała szansę realizować swoje marzenie, bo inaczej miałaby żal do nas, rodziców.
Bianca-Beata Kotoro zgadza się z takim podejściem: – Rodzicom może się wydawać, że zmarnowali czas swój i dziecka. Ale tak nie jest. Bo takie dziecko będzie lepiej uczyło się języków, matematyki, szybciej i logiczniej myślało. O wspaniałym wpływie zajęć artystycznych na rozwój mózgu pisze wielu badaczy mózgu, m.in.: Manfred Spitzer, Sarah-Jayne Blakemore, Uta Frith czy Gerald Hüther.
Po mnie dzieci przechodzą
– Wiem, że wiele zależy od nauczycieli – mówi Ewa Aksamitowska, pedagog tańca klasycznego w Szkole Baletowej w Poznaniu i wieloletnia tancerka Teatru Wielkiego w Warszawie, która rok temu na Ogólnopolskim Spotkaniu Młodych Tancerzy w Bytomiu zdobyła nagrodę dla najlepszego pedagoga. – Dążymy do wykształcenia świadomego, twórczego i wyposażonego we wszechstronną wiedzę artysty baletu. Każdy ma inne metody wychowawcze, ważne, żeby kochać dzieci i przekazać im zamiłowanie do zawodu.
– Balet jest dyscypliną bardzo specyficzną – próbuje wytłumaczyć Ewa Aksamitowska. – Z jednej strony: piękno, uduchowienie i romantyzm, z drugiej jak w zawodowym sporcie: żmudne ćwiczenia, rywalizacja, sukcesy i porażki.
Zdarza się, że dziecko ma trochę gorsze warunki fizyczne do uprawiania tego zawodu, ale posiada pasję, a to połowa sukcesu, wyjaśnia pedagog – Ono będzie ciężko pracować, a w każdym ćwiczeniu odnajdzie cząstkę baletu. Ale nauczyciel powinien wymagać i wpoić dyscyplinę, żeby młody człowiek mógł sobie poradzić i przyzwyczaić się, że w tym zawodzie jest ostra rywalizacja. Tak jak u mojego kolegi, kierownika baletu w Bostonie, gdzie na jedno wolne miejsce jest ponad stu chętnych tancerzy.
Klasa baletowa jest jak ogród. I każdego ucznia – niczym różne gatunki kwiatów – trzeba traktować indywidualnie, opowiada Ewa o swoich metodach pracy.
– Czuję, że jestem pomostem, który łączy uczniów ze sceną. Dobry nauczyciel to okno na świat. Kształtuje dziecko, by uwierzyło we własne siły. I wypuszcza.
Ale ma też uczniów, którzy nie przykładają się do ćwiczeń, sprawiają wrażenie, że decyzja o podjęciu nauki w szkole nie wypłynęła z ich przekonania. Tłumaczy wtedy rodzicom, aby zastanowili się nad zmianą szkoły, bo dzieci tracą swoje siły i energię życiową.
Musisz wygrać
Rodzice czasem narzekają, że ich dzieci uczone są przez nauczycieli, którzy nigdy nie tańczyli na deskach teatrów. I swoją zawodową frustrację przenoszą na nie.
– Zgadzam się z tym, że tak to może wyglądać – przyznaje Ewa Aksamitowska. – Ja miałam na szczęście znakomitego pedagoga, który był kiedyś czynnym tancerzem. Jeśli niektóre dzieci mają sfrustrowanych nauczycieli, to im współczuję.
Tancerka dodaje, że wie, jak trudna może być dla uczniów i rodziców decyzja o rezygnacji ze szkoły. – Ostatnio odeszły dwie moje uczennice, bo sobie nie radziły. Ale czasem jest tak, że dzieci widzą, że nie poradzą sobie w następnych klasach, a rodzice namawiają je do nauki. To ja wtedy pytam: „Jak długo chcecie, aby doświadczały porażki? Czy nie mogą spokojnie odejść i rozwijać innych talentów?”. Rodzice mówią: „Ale ona tak lubi tańczyć”. Odpowiadam: „To fantastycznie, niech ćwiczy taniec współczesny, latynoski czy hip-hop. Ale dla przyjemności”.
– Jako pedagog z wieloletnim stażem obserwowałam i nauczycieli z niewłaściwym podejściem, i roszczeniowych rodziców, i dzieci ze słabą motywacją – opowiada Aksamitowska. – Czasem uczniowie mówią o prawdziwych motywach pobytu w naszej szkole: „Moja mama zawsze chciała iść do szkoły baletowej”. Jest nawet tak, że rodzice oddają nam dzieci, bo się rozwodzą i nie mają co z nimi zrobić. A my mamy internat. I potem dziecko codziennie płacze na lekcji. Niekiedy też słyszę, jak niespełnieni rodzice mówią z zacięciem: „Musisz wygrać”. Traktujmy dzieci poważnie, dajmy im możliwość wyboru własnej drogi życiowej.
Jak powinna wyglądać przyjazna dzieciom szkoła artystyczna?
– Wspierać zamiłowanie do tańca, śpiewu czy gry na instrumencie – tłumaczy Bianca-Beata Kotoro. – Podsycając pasję, motywując poprzez pozytywy, nie porównując, nie poniżając, jesteśmy w stanie wzmacniać i ćwiczyć talent. Trudy wielogodzinnych ćwiczeń są wtedy do przejścia. Autorytet nauczyciela to podziw i uznanie odbiorcy za to, co potrafi i jak to przekazuje, a nie stosowanie przez niego przemocy psychicznej i fizycznej, wzbudzanie lęku i strachu.