Bywają seksualnie odpychające lub traktują seks instrumentalnie, obdarzając nim partnera jako nagrodą za dobre zachowanie. Gdy partner się dystansuje, stają się z powrotem czułe, walcząc zaciekle o powrót jego uczuć. Ambiwalentna więź z matką tworzy nieustający chaos w ich dorosłym życiu. Niektórzy ekspartnerzy przyznają, że ta relacja była dla nich jak rollercoaster: nieprzewidywalna aczkolwiek działająca jak narkotyk. A wiadomo, że narkotyki wykańczają każdego.
Z perspektywy dziecka matka/rodzic jest najważ-niejszym filarem bezpieczeństwa w życiu i pierwszym obrazem tego, jak wygląda świat. A świat takiego dziecka oprócz miłości pełen jest strachu, że zaraz po tym, jak rodzic/ukochany się pojawi – zniknie. Podobnie chwiejnie kocha potem swojego partnera, a chaos emocjonalny rzutuje na ich relacje w silny i destrukcyjny sposób.
Miłość warunkowa/bezwarunkowa
– Kochać to znaczy dawać – opowiada Ola, czterdziestolatka po rozwodzie z dwójką dzieci. – Tak, jak rozpieszczałam swojego męża, tak teraz traktuję swoje córki. Fakt, są nieznośne i roszczeniowe. Coraz trudniej mi je wychowywać, ale też nie chcę, aby miały poczucie, że czegokolwiek im brakuje. Dostają wszystko za nic, bo ja dostawałam nic za wszystko. Całe moje życie jest dawaniem. To paradoks, że faceci mnie zostawiali, bo czuli się zbyt obdarowani. Moim zdaniem oni wolą zołzy. Jesteś egoistką, wymagasz i masz wszystko. Ja tego nie rozumiem. Potrafię zarobić, wypucować dom, zmienić opony, wydać eleganckie przyjęcie i jeszcze nieźle wyglądać. A te wszystkie księżniczki nie robią nic. Mojemu mężowi prowadziłam prawie całą firmę, mimo swojej pracy na etacie. W tym czasie on mógł zabawiać się z kochanką, dla której ostatecznie mnie zostawił. Nie mogłam uwierzyć, gdy zobaczyłam ich razem. Mała, pulchna szatynka, która potrafi wklepywać dane do komputera. Zero. Gdy zapytałam dlaczego, powiedział, że wreszcie czuje się jak facet. Słucham?! Dodał, że czuje się potrzebny. Za dużo mu dawałam…
Ola opowiada: – Mój ojciec był aktorem, gwiazdą swojego pokolenia. Szliśmy ulicą, a ludzie się do nas uśmiechali. Nie do nas, do niego. I do Zosi, mojej starszej pięknej siostry. „Taka podobna do pana jest córka”. Ja, korpulentna po mamie, o mysich włosach, uśmiecham się smutno. W szkole zaczynam rozumieć, że moje pięć minut jest wtedy, gdy uda mi się zdobyć najlepszą ocenę w klasie.