Marni uczniowie, zastraszeni nauczyciele, ubezwłasnowolnieni kuratorzy, brak miejsca na indywidualność. Ci, którzy chcą się pocieszyć, że w polskiej szkole nie jest tak źle, przedstawiają wyniki testów PISA czy matur. Tylko że w tym roku są one wyjątkowo złe.
Gdy zbadano grupę dzieci w wieku od trzech do pięciu lat, okazało się, że poziom kreatywności osiągnęło 98 proc. z nich. Pięć lat później ten odsetek wynosił 30 proc. Po kolejnych pięciu latach co 10. dziecko było kreatywne i twórcze. W wieku 25 lat te cechy znaleziono tylko u 2 proc. dorosłych.
Czy szkoła rzeczywiście marnuje wrodzone talenty i zniechęca do nauki?
Zapytaliśmy o to ludzi, którzy zajmują się edukacją, a także rodziców. Wszyscy marzymy o dobrej szkole dla naszych dzieci.
Co to znaczy?
Historia Pabla Pinedy jest dowodem na to, jak bardzo mamy zawężone wyobrażenia na temat prawdziwego potencjału dzieci. To także przykład tego, jak uprzedzenia mogą hamować rozwój.
40-letni Hiszpan jest aktorem, marzy o byciu nauczycielem. Jako jedyny Europejczyk z zespołem Downa skończył studia – pedagogikę i psychologię – jest jednym z bohaterów filmu dokumentalnego o porażce systemu masowej edukacji pt. „Alfabet” Erwina Wagenhofera, pokazywanego na tegorocznym festiwalu Planete Doc Review.
„Wiecie, jak dowiedziałem się, że mam zespół Downa?
Nie od rodziców, którzy traktowali mnie jak normalne dziecko, tylko od dyrektora szkoły, do której chodziłem – opowiada energiczny mężczyzna z niesamowitym poczuciem humoru. – Najpierw zapytał mnie, czy wiem, co to jest zespół Downa. Patrzył dziwnie i zaczął mi tłumaczyć genetykę mojej choroby. Nic nie rozumiałem, miałem wrażenie, że mówi do mnie po aramejsku. Przyznaję, było mi ciężko. Miałem tylko dwa pytania. »Czy jestem głupi?«. Odpowiedział: »Nie«. »Czy mogę nadal chodzić do szkoły z moimi przyjaciółmi?«. »Oczywiście«. Reszta nie miała dla mnie żadnego znaczenia”.
Nie od rodziców, którzy traktowali mnie jak normalne dziecko, tylko od dyrektora szkoły, do której chodziłem – opowiada energiczny mężczyzna z niesamowitym poczuciem humoru. – Najpierw zapytał mnie, czy wiem, co to jest zespół Downa. Patrzył dziwnie i zaczął mi tłumaczyć genetykę mojej choroby. Nic nie rozumiałem, miałem wrażenie, że mówi do mnie po aramejsku. Przyznaję, było mi ciężko. Miałem tylko dwa pytania. »Czy jestem głupi?«. Odpowiedział: »Nie«. »Czy mogę nadal chodzić do szkoły z moimi przyjaciółmi?«. »Oczywiście«. Reszta nie miała dla mnie żadnego znaczenia”.
W Hiszpanii już 80 proc. dzieci z zespołem Downa uczęszcza do szkoły masowej, coraz częściej zdają też maturę. 20 lat temu te dzieci w najlepszym razie mogły chodzić do szkoły specjalnej. Ta zmiana jest dowodem na to, że wcześniejsze niepowodzenia dzieci z tym konkretnym defektem genetycznym nie wynikały z mniejszych uzdolnień. Gdyby nauczyciele nie zgodzili się na edukację Pabla w ich szkole, nie uszanowali jego odmienności, gdyby go nie zachęcali i nie wspierali, nigdy nie osiągnąłby sukcesu.
W imię osiągnięć, które wciąż najbardziej się liczą w naszym społeczeństwie i systemie szkolnictwa, gotowi jesteśmy poświęcić wszystko, a w szczególności dzieciństwo dzieci i ich czas na naturalną zabawę, pełną entuzjazmu w odkrywaniu świata. Najczęściej nie mamy wyboru i posyłamy je do szkoły, która w swojej niezmienionej, archaicznej formie dotrwała do dziś, mimo że radykalnie zmieniła się rzeczywistość.