Pracowałam kiedyś w szkole. W niewielkim, warszawskim gimnazjum byłam przez kilka miesięcy panią od polskiego. Klasy były nieliczne, raptem po dwadzieścioro uczniów, a i tak jedną czwartą stanowiły dzieciaki z orzeczoną dysleksją i dysortografią. Po czworo, pięcioro na jeden zespół!
W tamtym czasie współpracowałam z pismem poświęconym wychowywaniu nastolatków. Zaproponowałam naczelnej napisanie artykułu o dysleksji. Opowiedziałam jej o swoich obserwacjach ze szkoły i ona zgodziła się, abym wzięła temat pod lupę.
Rozmawiałam z pedagożkami z poradni wydających orzeczenia, psycholożkami, ekspertami od zaburzeń rozwojowych u dzieci, nauczycielami z różnych szkół, uczniami-dyslektykami i ich rodzicami.
Skontaktowałam się również z profesorem pewnej renomowanej uczelni pedagogicznej i zapytałam, co o tym wszystkim sądzi.
– Dysleksja jest wynikiem zaburzeń w funkcjonowaniu mózgu i w znaczący sposób dotyka znikomego odsetka populacji – oznajmił.
– To dlaczego w klasach na dwadzieścioro uczniów mam pięcioro dyslektyków? – obruszyłam się.
Profesor odpowiedział.
– Odnoszę wrażenie, że nasza młodzież jest po prostu niedouczona.
Mamy cudowną skłonność zakłamywania rzeczywistości po to tylko, aby nie spojrzeć prawdzie w oczy i nie zobaczyć problemu tam, gdzie faktycznie jest.
Młodzież niedouczona.
Dziecko niedopilnowane.
Maluszek niedopieszczony.
Nastolatek niewysłuchany.
Dzieci dorastające bez poczucia co jest NIEDOZWOLONE.
Stające się nie do zniesienia.
Na jednym z forum rodzicielskich przeczytałam ostatnio taki post. Mama 15-latki zapytała, co ma zrobić. Jej córka wraca po urodzinach koleżanek zamroczona alkoholem. Zaraz kładzie się spać. Rano tłumaczy, że wszystkie dziewczyny w jej wieku tak mają. Matka pyta: czy mam to przeczekać?
Badania wykazują, że w ciągu ostatnich 10 lat drastycznie obniżył się próg wieku młodzieży sięgającej po raz pierwszy po używki. Swego pierwszego papierosa i pierwszego dżojta wypalają dzieci w wieku 11, 12 lat. Podobnie z alkoholem.
Bezradność matki z forum obrazuje zjawisko, które może niepokoić.
Nie potrafimy wyznaczać naszym dzieciom granic. Nie uczymy ich tego. Przestaje nam zależeć, aby być dla nich dobrym wzorcem. Zdajemy się na los i innych ludzi. Mamy pretensje do nauczycieli w szkole, że nie wychowują za nas. Obkładamy się poradnikami, a nie znajdujemy chwili, aby sprawdzić dobre porady w praktyce. Czytamy o dziesięciu rozmowach, które każdy rodzic powinien przeprowadzić z córką, a nie umiemy zamienić z nią kilku prostych zdań po lekcjach.
Fascynujemy się rodzicielstwem bliskości, chcemy być świadomymi rodzicami, rozczulamy się nad cytatami z Korczaka i piejemy nad dzieckiem do mniej więcej dziesiątego roku życia. Kiedy jednak mamy skonfrontować nasze rodzicielstwo ze starszym dzieckiem, z nastolatkiem, wycofujemy się, albo fundujemy i sobie, i dziecku emocjonalny rollercoster.
Statystyki wykazują, że najwięcej związków rozpada się w ciągu pierwszych pięciu lat pożycia partnerskiego. Druga grupa to związki z dorobkiem czasu i dorobkiem dzieci – najczęściej, nastoletnich.
Kiedy na okres dojrzewania dziecka nakłada się kryzys małżeństwa rodziców i rozpad rodziny, albo rodzina źle funkcjonuje, nie oczekujmy cudów, że ominą nas problemy z „tym strasznym nastolatkiem”.
Najgorsza rzecz, jaką wmawiają sobie rodzice dorastających córek i synów to taka, że nie są już potrzebni swoim nastoletnim dzieciom.
Tworzą się oddzielne światy. Świat rodzica, i świat dziecka.
Zanika więź, zaufanie i bliskość, na którą zasuwaliśmy przez pierwsze dziesięć lat życia dziecka!
O co chodzi?
Niedouczona młodzież, bo trudno poświęcać nam wieczór za wieczorem, aby utrwalić z dzieckiem ortografię.
Niedopilnowane dziecko, bo nie chce się nam latać przy nim na okrągło jak osa nad miodem.
Niedopieszczony maluszek, bo wkurza nas jego płacz.
Niewysłuchany nastolatek, bo odpuszczamy sobie rozmowę z nim, gdy wrzeszczy nam prosto w twarz: Nienawidzę cię!
Leniwi, rozlaźli, racjonalizujący własne zaniedbana, czasami również cholernie bezmyślni i najzwyczajniej w świecie samolubni – tacy bywamy jako rodzice.
Zamiast załatwiać orzeczenie zwalniające z oceniania za ortograficzne pisanie, uderzmy się czasem w piersi i zobaczmy problem małego i młodego człowieka tam, gdzie faktycznie jest.
Z reguły i na szczęście mamy normalne i niezaburzone dzieci!