Nie wiadomo, komu bardziej się podobają – dzieciom czy rodzicom. Pewne jest, że radość z tworzenia tych książek czerpią też ich autorzy – Aleksandra i Daniel Mizielińscy.
GAGA: Dlaczego książki dla dzieci?
DM: Chociaż sami nie jesteśmy rodzicami, mieliśmy już dość tandety, która w latach 90. zalała księgarnie. Treść i opracowanie graficzne książek dla dzieci były wówczas tragiczne. Zawsze mieliśmy mnóstwo pomysłów. Zresztą do dziś trzymamy zeszyt, w którym je notujemy. Niestety, duża część wciąż czeka na realizację.
GAGA: Ale wiele już się udało. Wasze książki, tak jak „D.O.M.E.K.”, wydany przez Wydawnictwo Dwie Siostry, są rozpoznawalne. Możecie zdradzić przepis na dobrą książkę dla dzieci?
DM: Doszliśmy do wniosku, że musi ona spełniać pięć punktów.
GAGA: Jaki jest pierwszy?
DM: Dotyczy zawartości.
AM: Od początku wiedzieliśmy, że nie może być infantylna, poprawna pedagogicznie…
DM: … Musi być interesująca, powinna zwracać uwagę, zaskakiwać, a jednocześnie nie być tylko „ładnym przedmiotem” do postawienia na półce.
GAGA: Przejdźmy do punktu drugiego.
DM: Nie mówimy o sobie, że jesteśmy ilustratorami. Jesteśmy autorami książek. I jako autorzy posługujemy się dwoma językami: językiem obrazu i językiem słowa, które uzupełniają się wzajemnie. Oba są odmienne, ale nie powinny być wobec siebie w opozycji, nie powinny też być dla siebie lustrzanymi odbiciami.
AM: Język słowa jest świetny dla abstrakcji. „Kocham” jest łatwiej powiedzieć czy napisać. Z kolei język obrazu jest konkretny. Można narysować, jak ktoś czy coś wygląda.
DM: Tak więc nie ma sensu marnować słów, żeby opisywać to, co widać na obrazku, ale też nie ma sensu rozrysowywać czegoś, co można napisać jednym słowem.
GAGA: Jestem ciekawa punktu trzeciego…
DM: Dzieci trzeba traktować poważnie. To nie są przecież jakieś półinteligentne istoty z innej planety zakochane w magicznych jednorożcach… Mogę powiedzieć tak: my nie robimy książek dla dzieci, ale dla dorosłych, którzy mają trochę mniejszą wiedzę niż my.
AM: Musimy tylko uważać, czy nasz czytelnik zrozumie np. pojęcie „jedna trzecia” albo „promieniowanie”. Wtedy zastanawiamy się, czy coś opisywać, czy zostawić niedopowiedzenie, bo dziecko i tak intuicyjnie wyczuje, o co chodzi.