Chłopczyk znów wyrywa się na ruchome schody. Mógłby zjeżdżać nimi bez końca. To takie fascynujące! Przy kolejnej „akcji” młoda mama nie wytrzymuje. Chwyta malca za kaptur kurteczki, przyciąga do siebie i na oczach ludzi w hipermarkecie na Bemowie wymierza mu siarczyste klapsy.
– Ile razy mam ci powtarzać, że tak nie wolno! – krzyczy do dziecka przez łzy.
Po chwili oddalają się pospiesznie w kierunku parkingu. Zakupy mają już z głowy…
Dlaczego bijemy nasze dzieci, choć potem czujemy wstyd i żal, że nie udało się nam powstrzymać.
Jeśli przyznamy całkiem szczerze, to okaże się, że bijemy dzieci z różnych powodów, spośród których konkretne zachowanie dziecka wcale nie jest na pierwszym miejscu.
„Muszę zrobić zakupy, a ty mi w tym ciągle przeszkadzasz! Jak mam sprawić, abyś przestał wbiegać na te cholerne schody? Nie wytrzymam! Biję…”
Gdy nasze dzieci są małe, często jesteśmy u kresu wytrzymałości. Wyczerpani, niewyspani, bez poczucia wsparcia od innych osób, osamotnieni w codziennej, wykańczającej krzątaninie.
Bycie z dzieckiem przynosi mnóstwo okazji do „niewytrzymania”. Trudno pogodzić obowiązki domowe z opieką nad malcem. Obiad kipi, z pralki wylewa się woda, łóżko jeszcze nie posłane, a smyk zsikał się właśnie na środku pokoju! Nerwy puszczają…
Czujemy przemożną potrzebę wywarcia wpływu na zachowanie dziecka. Wydaje się nam, że klaps jest takim narzędziem. Sami dostawaliśmy „razy” w dzieciństwie i wyrośliśmy przecież na porządnych ludzi.
Ulegamy więc złudzeniu, że to metoda, która odniesie skutek.
Czy odnosi?
Z punktu widzenia dziecka bicie powoduje strach i upokorzenie. Regularna przemoc wobec dziecka pozostawi w jego wnętrzu niezatarte ślady. Nagromadzony i tłumiony przez lata gniew będzie szukał ujścia.
Bity w dzieciństwie Janek, może stać się bijącym własne dziecko Janem.
Bijemy dzieci, bo mamy taki odruch.
Bijemy dzieci, bo myślimy, że w ten sposób sprawujemy nad nimi kontrolę.
Bijemy dzieci, bo przecież też mamy swoje potrzeby.
Bijemy dzieci, bo „trochę dyscypliny” nie zaszkodzi.
Bijemy dzieci, bo odzywa się w nas złość na coś lub na kogoś, a dziecko stało się jej zapalnikiem i odbiorcą.
Bijemy dzieci, bo nas też bito w dzieciństwie.
Bijemy dzieci i cierpimy, bo w głębi duszy wiemy, że to nie ma sensu, jednak nie potrafimy inaczej.
Wszyscy pragniemy tworzyć szczęśliwe rodziny. Obiecujemy sobie, że nasze rodzicielstwo będzie wolne od błędów. Jestem przekonana, że gdyby młodzi rodzice znali i również chcieli poznawać lepsze niż krzyk i bicie metody egzekwowania posłuszeństwa, nigdy nie uderzyliby własnego dziecka.
Nasi rodzice – również.
Czuję zażenowanie, gdy osoba publiczna, polityk, wypowiada się pochlebnie na temat klapsów i argumentuje, „że nikomu jeszcze nie zaszkodziły”. Jest mi przykro, gdy pewien ksiądz zapytany o bicie dzieci wyjaśnił, iż „niewielkie” klapsy są nawet wskazane, a ręka rodzica jest „lekka”, bo uderza powodowana miłością…
Gdy w pewnej szkole nauczycielka maluchów przyznała, że dostała przyzwolenie, aby ciągnąć za uszy krnąbrnego chłopca. – Proszę się z nim nie patyczkować – oznajmił jej prawny opiekun dziecka. Strach pomyśleć, co wyprawiał z siedmiolatkiem w domu…
Na szczęście, każdy rodzic, bez względu na to, co mówią i sądzą inni, może podjąć osobiste zobowiązanie. Nigdy nie uderzę swojego dziecka. W moim domu się nie bije.
To dobry początek.
Skutkiem takiej decyzji jest chęć, a następnie świadome próby poszukiwania skutecznych metod wychowania bez uciekania się do przemocy.
Metody takie istnieją i nie są trudne do opanowania.
Wielu z nas wyniosło je z domu, w którym – po prostu – nie było bicia.
Być może trzeba będzie podjąć wyzwanie pracy nad własnym charakterem, gdyż w nas samych tkwi źródło agresji, którą wylewamy na dzieci.
Świadome rodzicielstwo właśnie na tym polega – że pracujemy nad sobą i nieustannie zadajemy sobie pytanie: Czy to, co chcę zrobić, jest dobre dla mojego dziecka?
Czy bicie jest dla niego dobre?