Nie tylko źle zbilansowana dieta jest przyczyną otyłości Polaków. Nasze dzieci, które należą do najgrubszych w Europie, niechętnie ćwiczą. Dlaczego wuef, tak uwielbiany kiedyś przez pokolenie rodziców, dla ich pociech jest katorgą?
38-letnia Monika, pomimo urodzenia trzech synów, może pochwalić się sprężystą sylwetką. Uważa, że to zasługa zaszczepionego jej w dzieciństwie zamiłowania do sportu. Choć w podstawówce kształciła się w maleńkiej wiejskiej szkole, w której nie było sali gimnastycznej, do dziś z rozrzewnieniem wspomina wychowanie fizyczne.
– Nasz wuefista był nauczycielem z powołania. Ćwiczył z nami na poprzecieranych materacach, miał do dyspozycji połatane piłki, a mimo to nie mogliśmy doczekać się lekcji z nim. Większość zajęć spędzaliśmy po prostu na boisku. Już wczesną wiosną Zygi (tak go przezwaliśmy) wyciągał nas na świeże powietrze. Uczył grać w kosza, siatkówkę, założył drużynę piłki ręcznej i sekcję zapaśniczą. Często zabierał nas do pobliskiego parku, gdzie na jakichś starych ławeczkach i huśtawkach, których dziś nikt nie dopuściłby do użytkowania, robiliśmy „siłkę”. Jego wesołe pokrzykiwania: „Ruszać się, ruszać!”, do dziś dźwięczą mi w głowie…
Po coś, bracie, tam się pchał?
Z badań przeprowadzonych przez NIK w roku szkolnym 2012/2013 wyłaniają się niepokojące dane. Aż 15 proc. uczniów klas IV-VI szkoły podstawowej nie bierze udziału w zajęciach z WF-u. Wyżej jest już tylko gorzej – 23 proc. w gimnazjach i ponad 30 proc. w szkołach ponadgimnazjalnych.
– W szkole zamiast pasjonatów mamy frustratów. Nauczycieli, którzy nie powinni pracować z młodzieżą – uważa Wojciech Siewaszewicz z VII LO w Bydgoszczy, jeden z ambasadorów ministerialnej akcji „Stop zwolnieniom z WF-u”. – Nawet teraz, po 30 latach w zawodzie, ileż razy jestem na bakier z podstawą programową. Bo dla mnie priorytetem jest nie odhaczanie tabelek w dokumentach i liczenie słupków, a uśmiechnięta młodzież na lekcjach, w której uda się zaszczepić zamiłowanie do ruchu. Oni pójdą w świat i ja chcę, by wynieśli ze szkoły to, że warto dbać o rozwój fizyczny. Że sport jest fajny. Tej chęci nie znajdą w Internecie, a wydaje się, że jest tam wszystko: gotowe programy treningowe, diety, filmiki, motywatory. Ale chęci nie ma, bo tę może zaszczepić dobry nauczyciel.
Niżej coraz gorzej…
„Stop zwolnieniom z WF-u” to akcja Ministerstwa Sportu i Turystyki, która ma inspirować szkoły do odnowy ducha sportu w dzieciach i przywrócić lekcjom wychowania fizycznego dawną rangę oraz sympatię uczniów. Z przeprowadzonej bowiem przez ministerstwo diagnozy wynika, „że aktywność fizyczna naszych dzieci w ciągu ostatnich 20 lat wyraźnie spadła, sprawność fizyczna polskich dzieci w ciągu ostatnich 30 lat dramatycznie się pogorszyła, na dodatek polskie dzieci są mniej aktywne niż dzieci z innych europejskich krajów i ich aktywność fizyczna wraz z wiekiem maleje”.
W celu uatrakcyjnienia kampanii włączono w nią celebrytów. Nakręcono np. spoty wideo z udziałem karateczki Anny Lewandowskiej, która – na swym przykładzie – zachęca młodzież do aktywniejszego uczestnictwa w podnoszeniu sprawności fizycznej. Czy to jednak skuteczna metoda na nagminne sytuacje w polskich szkołach, kiedy to na zajęciach z wychowania fizycznego ponad połowa dzieci zgłasza niedyspozycję, brak stroju lub pokazuje zwolnienia od rodziców czy lekarza?