Dlaczego niektóre rodzeństwa trwają w konflikcie i wzajemnej niechęci, a inne są dla siebie najlepszymi przyjaciółmi? Co buduje więzi między siostrami i braćmi, a co je osłabia? Jaki mamy wpływ na relacje między naszymi dziećmi? I czy w ogóle jakiś mamy?
„Ja nie chcę brata! Ja chcę konia!” – krzyczał mały Jaś, gdy dowiedział się, że będzie miał rodzeństwo. Mamie trudno było ukoić jego rozpacz. Natomiast ośmioletnia Basia na widok nowo narodzonej siostrzyczki zapytała rzeczowo: „Kiedy możemy ją oddać?”. Dziś Jaś jest już dorosłym Janem, a Basia – Barbarą. Sami mają dzieci i zastanawiają się, jak je wychowywać, by były sobie bliskie – teraz i na całe życie.
Różnica wieku i wspólnota doświadczeń
Agata (40 l.) i Marek (39 l.) to wzór doskonałej relacji, pełnej miłości, troski i ciepła. – Z Markiem od zawsze łączyła mnie mocna bratersko-siostrzana więź. W dzieciństwie zawsze i wszędzie byliśmy razem – opowiada Agata.
– Mieliśmy mnóstwo wspólnych przeżyć, byliśmy sobie bliscy wiekowo, dobrze się znaliśmy i rozumieliśmy. Zdarzały się między nami konflikty, a nawet bójki, ale więcej pamiętam wspólnych zabaw. Podczas studiów w Warszawie też mieszkaliśmy razem. To nas jeszcze bardziej zbliżyło.
Obecnie Marek od dawna mieszka w Stanach, a Agata w Warszawie, ale odległość nie osłabiła więzi między nimi. Dobra relacja budowana od dzieciństwa trwa i nie słabnie. Jednak Agata ma też drugiego brata. Relacje z nim układały się już nieco inaczej. Dlaczego?
– Piotrusia (29 l.), który jest ode mnie o 11 lat młodszy, traktowałam trochę jak swoje dziecko, nie jak brata – opowiada kobieta. – Różnica wieku sprawiła, że nie zdążyliśmy się zaprzyjaźnić, zanim wyjechałam z domu na studia. Dopiero niedawno przestałam go traktować jak dziecko – odkąd dowiedziałam się, że zostanie tatą. Jestem dumna z tego, jakim stał się dojrzałym i mądrym mężczyzną. Dziś obaj bracia są mi bardzo bliscy, każdy na swój sposób.
Niewielka różnica wieku, wspólnota doświadczeń i dużo czasu spędzonego razem to może być sposób na budowanie bliskości. Nie zawsze jednak się sprawdza. Maria (65 l.) jest najstarszą z trójki rodzeństwa. Jej siostra jest tylko o dwa lata młodsza, brat – o cztery. Jako dzieci bawili się razem całymi godzinami: urządzali sklep na stercie desek, włazili za szafę, rozbijali doniczki podczas szalonych gonitw i realizowali dziesiątki niezwykłych pomysłów, jakie wygenerować może tylko dziecięca wyobraźnia. A jednak Maria pamięta, że szkolna koleżanka była jej znacznie bliższa niż siostra czy brat, a relacje z rodzeństwem wcale nie były i nie są pełne miłości i bliskości.
– Oczywiście zawsze możemy na siebie liczyć – zapewnia Maria. – Przez lata kryzysu w komunistycznej Polsce każde z nas zmagało się z wieloma trudnościami. Pomagałam siostrze, kiedy urodziła dziecko i trudno było zdobyć potrzebne rzeczy. Brat przysyłał nam paczki, kiedy wyemigrował za granicę, a potem pomógł mi wyjechać i znaleźć pracę, gdy tego potrzebowałam. Wzajemna pomoc w rodzinie była czymś oczywistym i niezależnym od uczuć, ale nie mogę powiedzieć, żeby rodzeństwo było mi emocjonalnie bliskie.