Rodzice często mówią, że gdyby dziecko coś od nich chciało czy czegoś by potrzebowało, przyszłoby i powiedziało im o tym – mówi Lucyna Kicińska w rozmowie z Joanną Weyna-Szczepańską, inspirowaną książką „Noah ucieka” (wyd. Zielona Sowa).
Zbliżają się święta. Jeśli szukacie dla swojej pociechy magicznej książki, z której płynie mądra miłość, sięgnijcie po pozycję „Noah ucieka” Johna Boyne. Zapewne polecą łzy, ale uśmiech również zagości na twarzach, a przede wszystkim: będziecie mogli o niej porozmawiać w długi, świąteczny wieczór…
Joanna Weyna Szczepańska: „Noah ucieka” jest magiczną książką. Można powiedzieć, że ta publikacja irlandzkiego pisarza jest przeznaczona dla dzieci wczesnoszkolnych. Dla ośmio-, dziewięcio- czy dziesięciolatków, gdyż taki jest też bohater książki, ośmioletni Noah. Jednak każdy, kto ją chociaż trochę przewertował, zorientuje się, że nie należy do łatwych lektur. Porusza bowiem tematy, o których trudno rozmawiać z małym dzieckiem. Czy dawać więc ją do przeczytania swojemu niespełna dziesięcioletniemu dziecku?
Lucyna Kicińska, pedagog w Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę (dawniej Fundacja Dzieci Niczyje): To prawda. „Noah” jest trudny. Ale jest również napisany w taki sposób, że może zachwycić. Dorosłych również, ponieważ w książce tej urzeka nie tylko wysoki poziom literacki, ale również pomysł na rozprawienie się z poruszonym tematem – niezwykle trudnym, jakim jest choroba terminalna matki chłopca, czyli jej umieranie… Dlatego proponowałabym, aby najpierw książkę przeczytać samemu, a potem czytać ją z dzieckiem.
Czytać i zapewne też rozmawiać o przeżyciach głównego bohatera.
To modelowa sytuacja, natomiast z doświadczenia swojej pracy wiem, że daleko nam do niej. Rozmowa z dzieckiem z uważnością na jego emocje, sposób przeżywania problemów, na jego świat, jest rzadkością w wielu rodzinach. Jednocześnie, jest dobrem pożądanym do bólu. Dzieci potrzebują mądrych i empatycznych rozmów ze swoimi rodzicami na wszystkie tematy. I nie musimy, oraz też – nie powinniśmy się ich bać. Jak bardzo brakuje tych rozmów dzieciom, świadczą liczne połączenia z prowadzonym przez nas Telefonem Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116 111.
Nie rozmawiamy z naszymi pociechami, a jednocześnie zarzekamy się, że są dla nas całym światem!
Tak, więc skoro są naszym całym światem, to zainteresujmy się nim! Rodzice często mówią, że gdyby dziecko coś od nich chciało czy czegoś by potrzebowało, przyszłoby i powiedziało im o tym. To przecież oczywiste! – słyszę podczas spotkań z rodzicami. Oni są otwarci – i to na pewno cieszy. Ale na podstawie rozmów z dziećmi w Telefonie 116111 (a są ich setki tysięcy) wiem, że oczywiste dla dziecka są słowa rodziców i ich czyny. To my, dorośli, mamy zachęcać nasze dzieci do mówienia. Do dzielenia się z nami ich problemami. Tymczasem wymówek jest naprawdę sporo: praca, potem obowiązki domowe i na wieczór seriale… Dziecko siedzi cichutko w swoim pokoju. Uczy się lub gra na komputerze. Tak myślimy. Tymczasem przez jego głowę i serce mogą przetaczać się prawdziwe burze!
Noah również COŚ zdaje się bardzo przeżywać. I chyba nie do końca potrafi to COŚ nazwać. Ucieka z domu, by uwolnić się od niezrozumiałych dla niego emocji, których przyczyną jest śmiertelna choroba ukochanej mamy. Ma szczęście, ponieważ spotyka na swej drodze starca, który zapala w jego myślach światło, jednak w rzeczywistym życiu dzieci nieczęsto spotykają tak wspaniałych, mądrych i nienachlanych mentorów.
To prawda. Starzec jest dla chłopca przewodnikiem. I to powinien być pogodny wniosek dla dorosłych, gdyż możemy być dokładnie tacy sami dla naszych dzieci. Szkopuł w tym, że wymaga to wewnętrznej świadomości, odpowiedzialności, dojrzałości i przełamania rutyny. Choć nie wiem, jak bardzo byśmy się starali, nie uchronimy naszych rodzin przed problemami. One paradoksalnie stanowią niezwykle ważną dla nas próbę. Również tego, czy potrafimy rozmawiać z dzieckiem, np. o śmierci, czy mamy na tyle siły i mądrości, aby w umiejętny, taktowny i nieraniący sposób włączyć dziecko w proces odchodzenia kogoś mu bliskiego. Tymczasem wielu opiekunów chce za wszelką cenę „uchronić” psychikę dziecka przed trudnymi emocjami. Izolują dziecko od choroby w rodzinie, śmierci, pogrzebu. Uważają, że tak jest lepiej.
A nie jest…
Nie jest, ponieważ dziecko czuje się zdezorientowane, a nawet odrzucone. Dzwonią do nas dzieci, które mają żal do opiekunów, że nie zostały zabrane do szpitala czy na pogrzeb ukochanej babci, wujka, mamy… W tej chęci oszczędzenia im bólu, otaczamy je zmową milczenia, ale to nie spowoduje, że dziecko nie będzie odczuwało rozpaczy czy tęsknoty! Musimy mówić mu o tym, z wyczuciem i troską – tłumaczyć, co się wokół niego dzieje. Mówmy zatem mądrze, z empatią. Możemy poradzić się psychologa, duchownego. Zadzwonić do prowadzonego przez naszą Fundację Telefonu dla Rodziców i Nauczycieli w sprawie Bezpieczeństwa Dzieci 800 100 100.
Noah ucieka z domu, bo zrozpaczony tato nie potrafił mówić o tym, co dzieje się z mamą. Mama również nic nie wyjaśniała, chociaż robiła niesamowite i wspaniałe rzeczy, aby jak najlepiej przeżywać swoje ostatnie chwile z synkiem. To „niemówienie” doprowadziło dziecko do ucieczki, która skończyła się w niezwykły, zaskakujący i na swój sposób szczęśliwy sposób. Jednak w życiu może być inaczej, dlatego nie warto uciekać od rozmowy z dzieckiem.
Książka zakończyła się tak, że czytając tę piękną historię, zalałam się łzami, choć przyznaję, jednocześnie się uśmiechałam.
Na tym polega magia tej książki. Porusza w nas struny najgłębszych uczuć. Nie jest ckliwa, a jednak płyną łzy… Wspaniała lektura na obecną aurę i nadchodzące święta. Choć porusza trudny temat, czujemy się po niej lżejsi. Jakby spadł nam kamień z serca. Bo mimo wszystko dowiadujemy się, że w każdej, nawet najtrudniejszej życiowej sytuacji kryje się ważna lekcja dla całej rodziny, po której wychodzimy wzbogaceni, dojrzalsi i nie tracimy cennej radości życia.