Wszyscy rodzimy się genialni. Uczenie się jest procesem naturalnym i sprawia dzieciom ogromną radość, dopóki nie uda nam się ich przekonać, że to ciężka i nudna praca. Czy to dlatego z genialnych dzieci wyrastają przeciętni dorośli?
Sir Ken Robinson, światowej sławy ekspert do spraw edukacji, motywacji i kreatywności – przedstawił wyniki badań longitudalych (ta sama grupa osób, obserwowana przez wiele lat) dotyczących kreatywnego myślenia. Narzędziem był test dla inżynierów i naukowców, stosowany w NASA. Mierzono umiejętności rozwiązywania problemów dywergencyjnych (takich, w których istnieje wiele prawidłowych rozwiązań).
Aż 98% trzy-, cztero- i pięciolatków uzyskało w teście wyniki powyżej progu genialności. Gdy dzieci osiągnęły 8- 10 rok życia, wartość ta spadła do 32, a po upływie kolejnych 5 lat do 10%.
W podobnym badaniu, tym razem na próbie kilkuset tysięcy osób ok. 25 r.ż., zaledwie dwie setne uczestników uzyskało najwyższe wyniki. Dlaczego z genialnych dzieci wyrastają przeciętni dorośli? Odpowiedź na to pytanie stała się dla mnie jasna, kiedy mój trzyletni syn wkroczył w system edukacji.
Już pierwsza wizyta w przedszkolu wprowadziła mnie w stan lekkiego osłupienia. Na ścianach w kolorze brudnego ugru wisiały pokryte suknem wystawki z pracami dzieci. Rysunki, wyklejanki, wydzieranki w obrębie jednej tablicy były do siebie łudząco podobne. Wyglądały jak odbite na ksero. (Jeśli koś myśli, że przesadzam, niech wpisze w wyszukiwarce frazę zawierającej słowa „prace dzieci”, „przedszkole”).
Do sali rodzice nie mieli wstępu. Żeby odebrać potomka, dzwoniło się domofonem wiszącym przy drzwiach. Pani pośpiesznie wyprowadzała dziecko, a reszta maluchów, korzystając z okazji, starała się uciec przez uchylone na ułamek sekundy drzwi. Na terenie przedszkola obowiązywał całkowity zakaz biegania, co również wydało mi się kuriozalne. „Przedszkole ma dobrą opinię, centrum Warszawy, XXI wiek, doświadczeni pedagodzy, przestań się czepiać” – powtarzałam sobie w myślach.
Po paru tygodniach zaczęły się skargi, że syn nie bierze udziału w zajęciach artystycznych. Dziwne. W domu zużywa ryzę papieru tygodniowo. Zarysował wszystkie ściany w swoim pokoju, śpiewa, tańczy, gotuje. Bardzo to lubi.
W końcu zostaliśmy wezwani na dywanik. Syn ma problemy adaptacyjne. Ciągle biega po sali, nie skupia się na zadaniach, dostaje histerii. Wszystko chce robić po swojemu. Nie bawi się zabawkami standardowo. Z samochodzików robi katapulty. Nie chce kolorować kolorowanek jak inne dzieci, tylko rysuje coś na drugiej stronie kartki.