Ken Robinson pisze, że aby dzieci mogły się rozwijać, potrzebują odpowiedniego środowiska. „Jesteśmy systemem organicznym, jeśli mamy odpowiednie warunki – rozwijamy się. Tak samo jak reszta przyrody.”
Chodzi głównie o to, żeby rozwoju dzieciom nie utrudniać. Rola nauczyciela/ opiekuna ma się sprowadzać do dostarczania bodźców i modelowania pewnych zachowań. „Tak jak rośliny potrzebują gleby, słońca i deszczu, a z całą resztą radzą sobie same.”
Najważniejsze, żeby nie równać dzieci do abstrakcyjnej, uśrednionej statystycznie normy. Nie ma dwóch takich samych osób na świecie. Każdy maluch rozwija się w swoim tempie, ma inne potrzeby, zdolności i osobowość. Tymczasem żyjemy w kulturze standaryzacji i norm, promującej posłuszeństwo i konformizm.
Elizabeth Weil pisze o zjawisku patologizacji dzieci przez system edukacji. Jeśli dziecko nudzi się w szkole, wierci w ławce, zabiera głos nieproszone lub kwestionuje zasady wyznaczone przez nauczyciela, to zakłada się, że problem leży po stronie dziecka, nie placówki. Dzieci wysyłane są do specjalistów, którzy mają je skorygować.
Co dziesiąte dziecko w USA jest diagnozowane, na podstawie różnych objawów, w kierunku zespołu nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi (ADHD).
W Polsce odsetek stawianych diagnoz też wzrasta lawinowo. „Jeśli dzieci godzinami siedzą bez ruchu, wykonując nudną, biurową pracę, to chyba nic dziwnego, że zaczynają się wiercić” – mówi Robinson. „Nie mówię, że ADHD nie istnieje, tylko nie wierzę w epidemię” – dodaje.
Podobnie jest z zaburzeniami ze spektrum autyzmu. Już co setne dziecko dostaje taką diagnozę. W Polsce popularną jednostką chorobową jest obecnie Zespół Aspergera (całościowe zaburzenie rozwojowe obejmujące m.in. trudności w kontaktach społecznych, sztywność i powtarzalność zachowania, obsesyjne zainteresowania). W USA szczyt popularności ZA przypadał na lata 90.