W Stanach rośnie pierwsze pokolenie, które jest bardziej chore i umrze w młodszym wieku niż rodzice. Po raz pierwszy w historii ludzkości obniża się przewidywana długość życia. Kiedy i dlaczego jedzenie z przyjemności stało się zagrożeniem i naszym wrogiem numer 1?
Jeden z niewielu upalnych dni tego roku nad polskim morzem. Obok mnie rodzina – mama, tata, 6-letni synek, i 3-letnia córeczka. Wszyscy, łącznie z najmłodszą latoroślą, otyli. Bardzo.
– Jesteś głodny?
– Tak – odpowiada mały.
– To kupimy ci loda – proponuje zadowolona mama.
Mogliby wziąć udział w castingu do filmowej wersji przygód Barbapapy, lecz to nie jest już wcale zabawne. Przechadzając się nadmorską promenadą, widzę ludzi, którzy odkrywają swój nadmiar. Wyszły na wolność schowane pod ubraniami brzuchy i wylewający się zewsząd tłuszcz. Grubi rodzice, grube dzieci. W nabywaniu kilogramów jesteśmy coraz lepsi. Na tle innych krajów Polska wypada gorzej niż przed kilku laty i już zajmuje jedno z najwyższych miejsc w UE. Otyłość i nadwaga są przyczyną wielu chorób przewlekłych (nadciśnienia, chorób serca, układu oddechowego, cukrzycy typu 2) oraz przedwczesnej śmierci (rocznie prawie 3 mln zgonów na świecie związane jest z otyłością). Ta przypadłość skraca życie 25-latka o 5 lat, a w Wlk. Brytanii nawet o 10 lat. W USA co trzecie dziecko ma nadwagę. Wygląda na to, że szybko to nadrobimy. ONZ donosi, że liczba osób borykających się z problemami wynikającymi z przekarmienia przerosła liczbę osób cierpiących z niedożywienia.To chyba dziś największy paradoks. Ile czasu nam zostało, żeby zrozumieć skalę zagrożenia?
Gdzie podziała się prawdziwa żywność?
Nadmierna ilość kilogramów to problem prawie połowy naszej społeczności. To ci, którzy prędzej czy później zapadną na jedną lub kilka z całej palety chorób cywilizacyjnych i co za tym idzie, prędzej umrą. To ci, którzy nie widzą przyczyny swoich problemów zdrowotnych w tym, co jedzą i czym karmią swoją rodzinę. To ci, którzy zmieniając styl życia, nie musieliby łykać tabletek rujnujących organizm czy poddawać się kosztownym i uciążliwym operacjom (by-passy, zmniejszenie objętości żołądka, pompy insulinowe etc.). Ale co z resztą, która też zachoruje? Bo otyłość to problem numer jeden, a kolejny to jakość jedzenia, w którym, krótko mówiąc, coraz mniej prawdziwego jedzenia. Przetworzone i opakowane w toksyczną folię produkty w naszym codziennym koszyku to najczęściej piorunująca mieszanka chemii i środków konserwujących. Ale to nasz koszyk, wszyscy jesteśmy wolni, nikt nam nie mówi, co mamy jeść. Wybór należy do nas, ale konsekwencje poniesie nasze dziecko. I my.