KR: Chłopiec z piaskownicy ma siedem lat i idzie do szkoły. Co się z nim dzieje?
KK: W klasie ma panią wychowawczynię i ma przykazane, żeby siedzieć spokojnie. A tymczasem jakie jest stereotypowe wymaganie od mężczyzny? Żeby nie był spokojny. Mężczyzny ma być aktywny, przebojowy, ma walczyć o pozycję, dobrobyt rodziny. Nie twierdzę, że ten stereotyp jest dobry, ale jedno do drugiego nie pasuje.
Lekcje WF też są prowadzone przez panie. A czym jest taka lekcja? WF jest lekcją kontaktu z własnym ciałem. Po latach nie ma znaczenia, czy ktoś skoczył dalej, czy bliżej, tylko jaki ma kontakt ze swoją cielesnością. Od nauczyciela chłopiec powinien usłyszeć: „Słuchaj, masz ciało, możesz mieć z nim fajnie”. Tego nie nauczy go żadna kobieta.
KR: Na szczęście na historii chłopiec może zaszaleć. W swojej książce „Mężczyzna od podszewki” pisze pan, że nie ma bardziej seksistowskiej lekcji niż historia. Tym razem wobec dziewczynek.
KK: Historia nauczana w szkole esencjonalnie seksistowska, napisana przez mężczyzn o mężczyznach dla innych mężczyzn. To historia królów, która wpisuje się w budowanie wzorca macho. Jeżeli król był władcą sprawiedliwym, dobrym ojcem i mężem, ale niczego spektakularnego nie podbił, to historia o nim milczy. Jeżeli doprowadził Polskę do katastrofy, przegrał wojnę, sprowadził Krzyżaków do Polski, to trzeba się o nim uczyć. Dziewczynka, ucząc się historii, nie znajdzie dla siebie wzorca.
KR: Czyli chłopiec nasiąka w szkole przekonaniem, że tylko macho jest zauważalnym typem w świecie męskich kobiet.
KK: W pierwszej części podstawówki ostatnią rzeczą, jaka przyjdzie chłopcu do głowy, jest to, że chciałby zostać nauczycielem. On wie, że to nie jest miejsce dla mężczyzn, bo ich tam w ogóle nie ma. A jak są, to niewydarzeni. I koło się zamyka. A dziewczynce się w szkole podoba. Mówi: „Będę taka jak pani, chcę być nauczycielką”. Chłopcy się nie bawią w nauczycieli! Pani kupowała zeszyt i bawiła się, że to jest dziennik, prawda? [prawda! – przyp. KR]. A ja nie! Ja się w to nie bawiłem!
KR: Jeżeli spotykają w szkole mężczyzn, to są to, za przeproszeniem… mężczyźni pedagogiczni.
KK: Spotkałem się w szkolnym żargonie z takim powiedzeniem, wymyślonym przez kobiety nauczycielki. „Mężczyzna pedagogiczny”, czyli całkowicie niemęski, ale przez to pasujący do systemu edukacyjnego. Nie chcę powiedzieć, że wszyscy nauczyciele są tacy. Zdarzają się znakomici mężczyźni nauczyciele, których dzieci uwielbiają, ale jest ich za mało. Poza tym, co właśnie sobie uświadomiłem, kobiety nauczycielki, które tak mówią, nie szanują tych mężczyzn nauczycieli. Pogardzają nimi.
KR: Przypomniało mi się, że w trzeciej klasie podstawówki miałam szczęście mieć wychowawcę mężczyznę. Świeżo po studiach, wysoki, męski. Biegliśmy do niego, czepialiśmy się jego rąk. Wydaje mi się, że do żadnego nauczyciela dzieci się tak nie kleiły.
KK: Dziewczynkom też potrzeba pierwiastka męskiego, nie na zasadzie identyfikacji, tylko odmienności. Nie chciałbym być zrozumiany w ten sposób, że chłopcy mają beznadziejnie, a dziewczynki super – chodzi mi o to, że nasz system edukacyjny słabo reflektuje fakt, że są dwie płcie i wynikają z tego jakieś różnice. Przez jednostronność cierpią też dziewczynki. Widać to lekcjach opartych o widzenie przestrzenne. Na geometrii czy geografii dziewczynki inaczej widzą, a właściwie nic nie widzą. Mają trudniej w tej materii.
To, co się dzieje przy egzaminach językowych, też woła o pomstę do nieba. Szkoła lekceważy udowodnione badaniami naukowymi fakty, że statystycznie chłopcy zaczynają później mówić. Mają inny zakres słów i znają ich mniej niż dziewczynki. Testy językowe układane są przez kobiety na podstawie ich zasobu językowego, często bez refleksji o tym, że jest różnica płcią naznaczona. Dlatego w testach predyspozycji językowych do określonych szkół wygrywają od lat dziewczynki. I stąd w klasach językowych na 30 dziewcząt jest trzech chłopców.
KR: Aż boję się zapytać o to, co się dzieje w gimnazjum. Chociaż właściwie tam powinno się może dziać lepiej, bo następuje dojrzewanie.
KK: Szkoła zaczyna respektować odrębność płci. Z tym że ta głęboka refleksja kończy się tylko i wyłącznie na segregacji. Płciowej. Czyli oddzielne lekcje WF. Nadal chłopcy są oceniani przez kobiety, nadal szefami są kobiety i nadal system wymyślają głównie kobiety. Z punktu widzenie chłopca rozsądnie jest zbuntować się (nieświadomie) przeciwko tej trwającej przez wiele lat władzy kobiet. Niestety, jak się dogłębnie zbuntuje, to ma przechlapane. Jeżeli wie, że od jego wyników w gimnazjum zależy przyszłość w liceum, to się nie buntuje i męczy.
KR: Umordowany chłopiec doszedł do liceum…
KK: I tu jest już po zawodach. Nic złego zdarzyć się już nie może. Jeśli któryś z nich zostanie nauczycielem, to będzie to – na ogół – jego porażka życiowa. Podobnie jest z innymi zawodami, które spełniają funkcje opiekuńcze, które kulturowo przyznawane są matce. Mało jest lekarzy pediatrów, nie mówiąc już o pedagogach w poradniach pedagogicznych. Proszę sobie wyobrazić sytuację, która jest standardem. Chłopiec sprawia problemy w szkole, jest agresywny. Szkoła wysyła go do poradni. Trafia tam na panie mówiące mu, jak ma być dobry. To się nie może udać. Odwróćmy sytuację. Wyobraźmy sobie, że córkę samotnie wychowuje ojciec. Uważa on, że nie powinna się kontaktować z matką, bo jest ona nieodpowiedzialna. Posyła ukochaną córkę do szkoły, gdzie nauczycielami są sami mężczyźni. Okazuje się, że dziewczynka ma zaburzenia zachowania. Pan wychowawca radzi, że córkę należy zabrać do poradni. A w poradni jest dwóch mężczyzn. I trzeci dyrektor. Co pani na to?
KR: Że pachnie mi tu jakimś zboczeniem?
KK: Ale wyłączmy tutaj wszystkie wątki pedofilskie! Chodzi o mechanizm. O to, że jeżeli miałoby się coś takiego udać, to tylko wtedy, kiedy ktoś to dziecko spacyfikuje i pozbawi je tożsamości.