Trudno jest przejść przez życie, gdy się nie wie, jak funkcjonować wśród innych. Dlatego tak ważne jest obserwowanie, jak dziecko buduje relacje: czy jest mu łatwo, czy trudno.
Kończył się wrzesień, mijały cztery tygodnie, od kiedy mój wtedy trzyletni syn zaczął chodzić do przedszkola. Prawie wszystkie maluchy, wczepione w rodziców płakały przy porannym pożegnaniu. „Potem jest lepiej”, tłumaczyła przedszkolanka. Lepiej znaczyło nie tylko, że dzieci się uspokajają i schodzą z kolan pań. Znaczyło również, że zaczynają się razem bawić, rozmawiać, łączą się w mniejsze i większe grupy. I rzeczywiście, kilka miesięcy później utworzyły się pary przyjaciół. Było wiadomo, że Julka bawi się z Karoliną i Mają, Kamil z Kacprem. Ale nie wszystkie przedszkolaki znalazły bratnie dusze. Niektóre trzymały się z boku. Mój syn miał przyjaciela Michała. Zauważyłam, że cieszy się na poniedziałek, bo znów będą się z Michałem bawić w dinozaury. Natomiast gdy Michał chorował, Witek częściej mówił, że w przedszkolu było „średnio”, a rano szukał pretekstu, żeby zostać w domu. Zadawałam sobie miliony pytań: dlaczego przyjaźni się tylko ze spokojnym i delikatnym chłopcem, a nie na przykład z przebojowym Wojtkiem albo Frankiem? Zastanawiałam się też, czy to geny, czy kwestia wychowania, że jedne dzieci mają mnóstwo przyjaciół, inne mniej? W tym czasie znajome matki miały swoje dylematy. Jedna martwiła się, że jej czterolatek zaprzyjaźnił się z najbardziej niegrzecznym chłopcem w grupie, a co za tym idzie – przejął część negatywnych zachowań: zaczął kląć, stał się agresywny. Inna przejmowała się, że jej córeczka właściwie cały czas trzyma się na uboczu. „Czy ona ma jakiś problem?”, dopytywała przedszkolanek. Koleżanka, psycholog, pożyczyła mi wtedy książkę Judy Dunn „Przyjaźnie dzieci”. Książka przeszła potem przez niejedne ręce i pomogła wielu matkom. Jedne się uspokoiły, inne zrozumiały, że muszą trochę pomagać swoim dzieciom w nawiązywaniu kontaktów. Wszystkie wyniosłyśmy chyba jedną, najważniejszą lekcję. Jeśli nie zwrócimy uwagi na to, co się dzieje między dziećmi i ich przyjaciółmi, to nie zauważymy większości spraw, które je ekscytują, sprawiają przyjemność czy zasmucają. Co więcej, na własne życzenie ominiemy ważny aspekt ich życia, który wpływa na ich rozwój tak samo mocno, jak chociażby relacja z nami.
A gdzie jest Jaś?
Psychologowie rozwojowi i badacze długo bagatelizowali rolę przyjaciół w życiu kilkulatków. Koncentrowali się na ich relacjach z rodzicami albo z grupą rówieśników. A przyjaźń to coś, co łączy dwie osoby. Cechuje ją intymność, bycie razem, lubienie się, a później również lojalność i odpowiedzialność za drugiego człowieka. Dlatego uważano, że dzieci są w stanie się ze sobą przyjaźnić najwcześniej około ósmego roku życia. Okazuje się jednak, że nie. Judy Dunn przekonuje, że intymne więzi między dziećmi powstają dużo wcześniej. Oczywiście, na początku polegają przede wszystkim na obopólnej przyjemności czerpanej z kontaktu, na serdeczności, ale też – o dziwo – zrozumieniu drugiej osoby. Prekursorkami tego poglądu były dwie psychoanalityczki, Anna Freud i Dorothy Burlingham. Już podczas II wojny światowej prowadziły badania wśród mieszkańców domu dziecka w podlondyńskim Hampstead. Tak opisały jedną z relacji dzieci: „Reggie (20 miesięcy), Jeffrey (17 miesięcy) stali się wielkimi przyjaciółmi. Zawsze, gdy się spotkali, bawili się ze sobą i prawie nie zauważali, że obok są inne dzieci. Przyjaźń ta trwała już ponad dwa miesiące, gdy Reggie wyjechał i zamieszkał w innym domu. Jeffrey bardzo za nim tęsknił, po jego wyjeździe przestał się bawić i ssał kciuk częściej niż zwykle”. Obserwacje badaczek wykazały, że w pewnych okolicznościach niektóre dzieci, nawet zanim skończą dwa lata, nawiązują przyjacielskie relacje, szukają swojego towarzystwa, wolą przebywać z ulubionym kolegą niż z innymi dziećmi. Mali przyjaciele próbują pocieszać się i wspierać, wspólnie przeżywają radość. A gdy zostaną rozdzieleni, bardzo to przeżywają, są wręcz nieszczęśliwi. Warto jednak podkreślić, że tak wczesne przywiązanie okazują sobie dzieci samotne, pozbawione rodzin. Sama Anna Freud twierdziła, że w zwykłej rodzinie związki między dziećmi powstają dopiero wtedy, gdy zostanie ukształtowana trwała relacja dziecko–matka. Jednak samo odkrycie, że nawet dzieci, które nie ukończyły jeszcze dwóch lat, mają zdolność do wyrażania serdeczności i troski oraz potrafią się przywiązywać, było zaskakujące.
Nie chcę cię znać, koniec!
– Z jednej strony już kilkumiesięczne dziecko ma zdolność komunikacji: śmieje się do kogoś, łapie za rękę. Z drugiej jest egocentryczne. Wydaje mu się, że to ono jest całym światem – mówi psycholog rozwojowy Maja Targosz-Robbins. – Trzeci rok życia to czas, gdy dziecko zauważa, że inni potrafią zaspokajać jego potrzeby, sprawiają, że się cieszy, uśmiecha. Co więcej – dostrzega również, że samo też zaspokaja potrzeby innych. Tak w dziecku rodzi się świadomość społeczna. Większość z nas pamięta najbliższe koleżanki i kolegów z przedszkola przez całe życie, mimo że panuje powszechne przekonanie, iż te przyjaźnie nie są trwałe. Z tą obiegową opinią nie zgadza się Judy Dunn. Jej badania przeprowadzone w londyńskich przedszkolach przyniosły zaskakujący wynik – prawie 70 procent czterolatków przyjaźniło się z kimś już od dwóch lat, czyli przez połowę swojego życia. Warto jednak przy tym zauważyć, że dla małych dzieci przyjaźń często jest czymś w rodzaju karty przetargowej. Jeśli dorosłej kobiecie przyjaciółka odmówi spotkania, to raczej nie dojdzie między nimi z tego powodu do konfliktu, nie padną słowa: „Nie chcę cię znać, koniec”. A u dzieci takie zachowanie jest nagminne. Jeśli któreś nie chce brać udziału w zabawie, może zostać zaszantażowane: „Nie chcesz? To już nie jesteś naszą koleżanką”. Pierwsze przyjaźnie są więc trochę czarno-białe. Szczególnie widać to u dziewczynek. Kiedyś bardzo przejęłam się konfliktem między koleżankami syna. Trwało akurat jego przyjęcie urodzinowe. Dwie czterolatki – Julka i Magda – bardzo ostro się pokłóciły. Padały słowa: „Nigdy więcej się do ciebie nie odezwę”, „Nie będę się więcej się z tobą bawić. Jesteś kłamczuchą”. Do Julki dołączyła Weronika (trójkowe przyjaźnie między dziewczynkami pełne konfliktów to chyba też klasyka), która wyraźnie ją wsparła: „Tak, nie lubimy cię”. Dwa dni później dziewczynki znów nas odwiedziły i znów „ćwierkały” niczym papużki nierozłączki, jakby nic się nie stało. Miałam nawet spytać o ich spór, ale wspomniana już wcześniej koleżanka psycholog powiedziała. „Po co? One nawet nie pamiętają, że się pokłóciły”. Bardzo ważnym punktem dziecięcych przyjaźni jest wspólna zabawa. We wczesnych relacjach dzieci łączy naśladowanie świata dorosłych. Dziewczynki bawią się w dom, chłopcy w wojnę. Teoretycznie nie ma przy tym rozmowy o uczuciach, ale znana psycholog Ruth Griffiths już kilkadziesiąt lat temu zauważyła, że dzieci w zabawach odtwarzają problemy przeżywane w realnym życiu i tak naprawdę „przerabiają” je ze swoimi małymi przyjaciółmi. Zauważyła też, że głównymi tematami powtarzającymi się w tych zabawach są: zazdrość o rodzeństwo, władza rodziców, porzucenie, separacja, strata, narodziny rodzeństwa. Dlatego im wcześniej dziecko nawiązuje przyjaźnie tym lepiej. Dzięki przyjacielowi uniezależnia się od rodziców. Dowiaduje się, czym jest empatia, wrażliwość społeczna i altruizm. Bliskie relacje z kolegami i koleżankami to więcej okazji do tego, by kilkulatek dowiedział się, co czują i myślą inni. Takimi okazjami są zarówno zdarzenia przyjemne, jak i te niemiłe: zabawa, porozumienie, ale też konflikty, konieczność poradzenia sobie z problemami. Dziecko w wieku pięciu, siedmiu lat zdolne już jest do pertraktacji. Zamiast upierać się przy swoim lub grozić innym – proponują ugodę („To może obie będziemy królowymi? W tej części plaży będzie moje królestwo, w tamtej twoje”) albo w ogóle ustępują („Okey, ostatnio ja uciekałam przed potworem, to teraz ja nim będę”). Co ciekawe, dzieci chętniej ustępują przyjaciołom niż rodzeństwu i rodzicom. Dzieci znacznie lepiej rozwijają się, jeśli mają koło siebie bliską osobę. To również ma znaczenie w kształceniu, bo problemy związane z logiką, matematyką albo zagadnienia naukowe kilkulatkowie rozwiązują lepiej, gdy pracują w parze z przyjacielem niż z kimś, z kim nie są w bliskiej relacji. Już od najmłodszych lat posiadanie przyjaciół podwyższa samoocenę, wpływa na poczucie zadowolenia.
Nie martw się, ja też tak miałam
Dorośli wiedzą, że obecność przyjaciela, któremu można się zwierzać, z którym można rozmawiać o problemach, jest zbawienna. Możliwość wygadania się, uzyskania porady, jest ważna szczególnie w przyjaźniach kobiecych. Czy podobnie jest z przyjaźniami dziecięcymi? W tej kwestii badania nie są jednoznaczne. Większość z nich wskazuje na to, że zwierzać się rówieśnikom zaczynają dopiero dzieci w wieku szkolnym. Kiedyś moja rozwodząca się przyjaciółka usłyszała rozmowę ośmioletniej córki Mai z koleżanką, której rodzice też się rozwiedli. Maja żaliła się: „Ja to już chyba nie będę miała taty, on w ogóle nie dzwoni”. A koleżanka odpowiedziała: „Nie martw się, mój tata też się nie odzywał, ale teraz zabiera mnie do siebie w każdą niedzielę”. Po tej krótkiej wymianie zdań dziewczynki przestały analizować sytuację i zaczęły się bawić. Według Judy Dunn, dzieci bardzo często pomagają sobie i przyjaciołom właśnie przez odwracanie uwagi od problemów. W jednym z badań pytano dziesięciolatków, jak radzą sobie w sytuacjach stresowych – na przykład podczas pobytu w szpitalu czy na koloniach. Większość z nich odpowiadała, że albo ucieka w świat wyobraźni, albo stara się odwrócić uwagę od nieprzyjemnego zdarzenia przez zabawę lub zajmowanie się przyjemnymi rzeczami. Łatwiej mają dzieci, które od najmłodszych lat uczone są werbalizowania uczuć i emocji. Potrafią powiedzieć: „Jest mi źle, niedobrze”, i wiedzą, że dostaną wsparcie od mamy, taty. Dzięki temu uczą się, jak ważne w relacji jest mówienie o sobie, dawanie, a także oczekiwanie pomocy.