Mieszkanie na poznańskich Ratajach ma dwa pokoje. W żółtym – hulajnoga, wózek, przytulanki i okolicznościowe wystawy na szafie. Królestwo dwuletniej Magdy. Drugi pokój, jak to w niewielkich mieszkaniach bywa, pełni wiele funkcji – jadalnia, sypialnia, komputerownia, telewizornia, salon. Rezydują w nim Marta i Ewelina. Trzy panie Marcinkowskie. Rodzina.
Kiedy mówię o Ewelinie, używam słowa „żona” – opowiada Marta. – Wszędzie: w pracy, wśród znajomych i rodziny. Czasami, w okolicznościach formalnych, pojawia się słowo „partnerka”. „Z szafy” wyszły dawno temu i nie ukrywają, że wspólnie wychowują dziecko. Nie do końca uświadamiały sobie, jak bardzo to nietypowe w Polsce. Udzieliły wywiadu i dały się sfotografować dla „Repliki”, pisma poświęconego problemom osób LGBT w Polsce. Razem z Gagą ich historia dociera do kolejnych czytelników. Czy nie obawiają się tego?
– A czego? – pyta Marta. – Żyjemy normalnie, nie zamierzamy się ukrywać. Nie krzyczymy: „Niech nas zobaczą”, ale nie chcemy też udawać, że jesteśmy kuzynkami czy przyjaciółkami, które przypadkiem zamieszkały razem. Tworzymy związek, mamy dziecko – to jest nasze życie.
Herstory
Magdę Marta urodziła ponad dwa lata temu. W Ewelinie zakochała się, kiedy córka miała kilka miesięcy. Trochę trwało, zanim stały się zgraną, trzyosobową drużyną. Ewelina powoli wchodziła w tę relację.
– Nie chciałam od razu zaangażować się i zakochać w dzieciaku – mówi. – Tym bardziej że wcześniej dzieci nie znałam. Sama nie planowałam potomstwa i nie bardzo się nad tym zastanawiałam. Nie wiedziałam, co z nami będzie. Ale od początku rozumiałam, że mam w pakiecie Martę z Magdą. Że wiążąc się z kobietą, buduję też relację z dziewczynką. Najpierw były wspólne spacery, wypady nad jeziorko, razem spędzany czas. Potem zamieszkały we trzy w mieszkaniu Eweliny. Ojciec Magdy nie utrzymuje z nią kontaktu. – Na początku Marta spędzała z Magdą znaczną część dnia, bo jeszcze nie pracowała. Ale już wtedy czasami ją karmiłam, przewijałam, bawiłam się. A potem Marta wróciła do pracy i coraz częściej zostawałyśmy same. Najbardziej bałam się, że nie dam rady, że mała będzie tęsknić, ale tak się nie stało. Wcześniej robiłam już te wszystkie rzeczy, tylko że zawsze Marta była obok – opowiada. Dzisiaj opiekę nad dziewczynką dzielą po połowie:
– Długo myślałam o sobie, że jestem kimś, kto po prostu opiekuje się Magdą. Pomaga w sprawach technicznych. Organizuje czas. Ociera łzy, kiedy płyną. Ostatnio zrozumiałam, że jestem jej rodzicem. Wychowuję ją, uczę różnych rzeczy. Mała mnie obserwuje i będzie kiedyś trochę taka jak ja. Żadna wcześniejsza relacja nie zmieniła życia Eweliny tak gwałtownie jak związek z Martą: – Wcześniej chciałam iść do kina – szłam, chciałam pograć w piłkę – też. Ktoś dzwonił i wyciągał mnie na piwo – mówiłam „jasne”, ktoś namawiał na wypad weekendowy – „oczywiście”. A teraz nic nie jest spontaniczne. Z dnia na dzień przestałam być niezależna. Chociaż miałam mniej obowiązków, mniej odpowiedzialności, nie buntuję się. Taka jest naturalna kolej rzeczy. Mamy dziecko, a z nim życie jest inne.
Dzień jak co dzień
Jak w każdej rodzinie, u Marcinkowskich także życie toczy się wokół Magdy. – Mamy fioła na jej punkcie – przyznaje Marta. Rano pobudka i zbieranie się z domu, trochę w pośpiechu, bo wiadomo – praca. Dziewczyny pracują w tej samej korporacji, ale w różnych działach, które mieszczą się w innych częściach miasta. Spotykają się dopiero wieczorem w domu. Starają się pracować na różne zmiany, żeby Magda jak najmniej czasu spędzała z nianią. Śniadanie i kolacja – zawsze we trzy przy stole. Rozmawiają, wstają dopiero wtedy, kiedy ostatnia osoba skończy posiłek. Z obiadami jest trudniej, ale próbują zorganizować dzień tak, żeby Magda zjadła go przynajmniej z jedną z nich. – Te posiłki są dla nas bardzo ważne – opowiada Marta. – Obie jesteśmy bez mam, chcemy pielęgnować własne zwyczaje, spędzać ze sobą dużo czasu.
Najwięcej wsparcia otrzymują od przyjaciółki mamy Marty:
– Nazywa nas córkami. Nie zadaje zbyt wielu pytań, nie trzeba jej nic tłumaczyć. Powtarza, że nas kocha i my to czujemy. Wspiera nas, możemy na nią liczyć. W każdy weekend zabiera Magdę na kilka godzin, a kiedy ostatnio musiałyśmy wyjechać na dwa dni, zaopiekowała się nią. Najpoważniejszy problem dotyczy babci Marty: – Powiedziała, że czeka na mnie zawsze. Ale bez Eweliny. No więc przestałam ją odwiedzać. Liczę na to, że w końcu zmieni zdanie. Poza tym Magdę otacza mnóstwo cioć i wujków. – Nasze rodzeństwo ma dzieci, znajomi też – wymienia Ewelina. – Są zaprzyjaźnione lesbijskie pary i singielki. Każde z tych środowisk jest dla naszej córki naturalne. Wszędzie czuje się swobodnie.