„Dżingol bęc, dżingol bęc” – śpiewał uszczęśliwiony 5-latek wracając z tatą z placu z choinkami. Trzydziestoparoletni ojciec niósł okazałe drzewko jak trofeum. Tak samo, jak jego ojciec robił to przed laty. W wigilijne przedpołudnie będzie rodzinne ubieranie. Mama włączy christmas songi, chłopczyk odkurzy bombki, a lśniący, złoty czubek założy tata.
Dziś malec od „dżingol bęców” jest dorosły i na pytanie co mu najbardziej utkwiło w pamięci ze świąt dzieciństwa, opowiada:
– Uwielbiałem ubieranie choinki. Patrzyłem na tatę wspinającego się z tym czubkiem na taboret jak z misją specjalną i wyobrażałem sobie, że jest moim generałem. Ozdoby, które rozwieszałem na drzewku były moimi żołnierzami. Miałem swoją bombkową armię! Teraz z własnym synkiem robię to samo. Mamy bombki w kilku zestawach kolorystycznych, bo każdy kolor oznacza inną jednostkę. Z łańcuchów robimy szlaki przemarszów. Jest też miejsce na siedzibę generała. Oczywiście, na czubku!
Postanowiłam zapytać koleżanki i kolegów z pracy, co oni zapamiętali ze swych dziecięcych świąt. Odpowiedzi nie zawsze były radosne. Wyraźnie zaznaczył się też podział na wypowiedzi żeńskie i męskie. Panowie robili zdziwione oczy. Musieli się dłużej zastanowić, by wydobyć coś z czeluści pamięci. Panie, po sekundzie namysłu, mrużyły oczy i spoglądając w przestrzeń (nierzadko z anielskim wyrazem twarzy) snuły wspomnienia ochoczo.
A może Wy zechcecie podzielić się swoimi? Może w dzieciństwie robiliście coś, co teraz powtarzacie ze swoim dzieckiem? Może wasza prywatna tradycja zainspiruje innych rodziców? Wszyscy wiemy, że święta to pierniki, choinka, 12 potraw na stole i pasterka. Jednak gdzieś, w ten piękny, choć już bardzo utarty szlak, da się wpleść coś swojego, wyjątkowego i niepowtarzalnego.
Oto niektóre wypowiedzi moich koleżanek i kolegów.
Monika: Bardzo długo wierzyłam w świętego Mikołaja. Co prawda nie przychodził do nas osobiście, ale zawsze zostawiał prezenty pod choinką. Z siostrą czatowałyśmy na niego godzinami. W końcu ojciec odciągał nas do drugiego pokoju, abyśmy wyglądały przez okno, wypatrując magicznych sań. Gdy wracałyśmy do dużego pokoju, pod choinką leżała już sterta upominków.
Beata: Może powiem, co staje się tradycją w rodzinie, którą sama założyłam. Mam dwie córeczki i co tylko da się wykonać własnymi rękami, w tym ozdoby choinkowe, kalendarz adwentowy czy pieczenie chleba, robimy same.
Grzesiek: Nie powtarzam tego w swoim domu, ale mam takie wyraziste wspomnienie, które mnie kompletnie rozbraja. Gdy miałem kilka lat (to były lata 70-te), tato przyniósł w Wigilię skrzynkę pomarańczy! Nie mam pojęcia skąd ją wytrzasnął, towar przecież deficytowy. Radości z tych pomarańczy nie zapomnę!
Tomek: Święta, święta… Hmm, kojarzą mi się z kilometrami wyklejonych ręcznie łańcuchów z kolorowego papieru i zapachem kleju, którym byłem po tej „świątecznej harówce” umorusany od stóp do głowy. Z własnymi synami – nie kleję.
Ania: Rodzina uczyniła mnie specjalistką od strojenia choinki, a Wigilia odbywała się u cioci, do której musieliśmy dojechać. Tak więc zdarzało się, że już barszcz nalewano, a mała Ania jeszcze zawieszała aniołki na gałązkach. Bo nikt nie robił tego lepiej. Choinka spod moich rąk była zaczarowana!
Karolina: Święta dzieciństwa? Przekopane od góry do dołu, od ściany do ściany, mieszkanie na warszawskim Bródnie. Oczywiście w poszukiwaniu prezentów. A po Wigilii układanie puzzli. Jestem rocznik „83”, ty nie układałaś? Ja grałam z rodzicami w chińczyka…
Magda: Mam strasznie banalne te wspomnienia. Lubiłam np. pomagać w kuchni, ale przy tych prostych czynnościach, np. przy krojeniu warzyw na sałatkę. Za to z zimą kojarzy mi się, jak tata wcześnie rano zawoził mnie do przedszkola. Wychodziliśmy na ciche, ciemne i kompletnie jeszcze uśpione osiedle. Pod nogami skrzypiał nam świeżutki śnieg… Może nawet było to i w święta?
Joanna: W dzieciństwie miałam przedświąteczną padakę. Np. już miesiąc przed Wigilią robiłyśmy z koleżanką kalendarze z tektury i codziennie, z namaszczeniem, wykreślałyśmy z nich kolejny dzień zbliżający nas do Bożego Narodzenia.
Kasia: Uważam, że magią dziecięcych świąt są zawsze prezenty. Ja dostałam raz wymarzonego, buczącego misia. Na jego widok popłakałam się ze szczęścia, a miałam zaledwie pięć lat.
Święta, dzieciństwo, wspomnienia… Czasem niedobre, ale przeważnie jednak ciepłe, niezwykłe. Jedyne w swoim rodzaju.
Czekamy na Wasze!