Końcówka roku nakryła mnie pesymistycznym kocem utkanym z nieciekawych myśli i smutnych spostrzeżeń. W zasadzie wszystkie te myśli skupiały się wokół tak zwanego Aparatu Państwowego. Musiałem kilka razy wpaść z odwiedzinami do różnych urzędów. W moim przypadku, ilekroć czekam z urzędowym numerkiem w ręku na swoją kolej, czuję się jak w szkole przed sprawdzianem z chemii. To znaczy, że chęć i dobra wola są, ale nie ma za to jakiegokolwiek zrozumienia tematu.
Zaczęło się od wyrobienia paszportów dla dzieci. Po wypełnieniu tych wszystkich rubryczek poszedłem zapłacić. Podchodzę do kasy i orientuję się, że nie mam gotówki. Odruchowo wyjmuję kartę, ale pani w tej kasie (bardzo sympatyczna z resztą) mówi mi, że niestety, nie mogę zapłacić kartą, bo nie ma takiej możliwości. Zdziwiło mnie to i zapytałem, dlaczego. Skoro mają maszynki do pobierania odcisków palców, to przecież nie jest problem, żeby sprawić sobie też terminal, kartą można przecież płacić już nawet w taksówce. Okazało się, że to niemożliwe, ponieważ tutaj wypełnia się przekazy pocztowe. Pobiegłem więc do bankomatu i zaopatrzony w gotówkę znowu zabrałem się do wypełniania małych rubryczek. Jedna osoba to jeden przekaz, a każdy przekaz ma dodatkową opłatę, no, bo to w końcu jest przecież Przekaz. Sprytne, pomyślałem, w zasadzie ta sympatyczna pani w kasie pracuje w takim przypaszportowym oddziale pocztowym.
I się zaczęło: kolejne myśli i refleksje przypominały pasujące do siebie puzzle. Pomyślałem, że to w sumie logiczne. Listów się już nie wysyła, więc ta biedna poczta musi sobie jakoś radzić i pan Aparat Państwowy jej musi w tym pomagać. Jak już tak nad tą pocztą kontemplowałem, to kontemplacja owa skierowała mnie stronę awizo. Uwielbiam to słowo. Jeszcze bardziej uwielbiam ten przepis z dwukrotnym nieodebraniem: jeśli drugi raz nie odebrałeś awizo, to znaczy, że odebrałeś. Prawdopodobnie jest to proste i logiczne, bo w końcu ustawowe. Tyle, że kompletnie tego nie rozumiem, a to przecież stresujące, bo w oczach moich dzieci jestem tym, który rozumie (z tym awizo to w ogóle się czasem bardzo źle kończy. Jedna pani z Opola nie odebrała drugi raz i Aparat poprzez policję odebrał jej dzieci na jedną noc).
A tak w ogóle, to dlaczego ludzie z tego Aparatu muszą tak słać te listy? Przecież wszyscy mają e-maile. Nie dałoby się zrobić rządowego programu „PESELMAIL”?
Wypełniając te rubryczki, wyostrzyłem się jakoś na uciążliwą stronę codziennej egzystencji i powoli pochłaniała mnie aura pesymizmu. Może znacie Państwo ten stan: jedna czarna myśl przykleja się do drugiej i nie wiadomo, kiedy po głowie zaczyna nam biegać stado czarnych baranów. Przysłowiowa szklanka chociaż do połowy pełna, jest jednak do połowy pusta.
Aparat Państwowy rozlokował swoje dzieciątka (małe Aparaciki) po całej Polsce i wszyscy dyskutują o tej dziatwie fotoradarów. A jeszcze kolejne kiepskie wiadomości, kolejne przepisy i prognozy wieszczące, że rok 2013 będzie jeszcze cięższy od 2012. I tak dalej.
Suwak nastroju zjechał mi przy tym rozmyślaniu całkiem w dół i pewnie tkwiłbym w tym dole, gdyby nie to jedno zdanie: „To, co widzisz, jest tym, co otrzymujesz”. Trafiłem na nie, przeglądając nieaktualny już kalendarz. W odróżnieniu od kalendarza samo zdanie było jak najbardziej aktualne. Był to zapisany ślad po rozmowie z mądrym człowiekiem, którego bardzo cenię. Kolekcjonuję dobre rozmowy i czasem w tych szybkich czasach trafiam na takie zapisane ślady, skróty myślowe. Zwalniam wtedy przed nimi jak przed progiem zwalniającym na ulicy.
Usłyszałem więc od tego mądrego człowieka, że ponieważ człowiek nie jest w stanie dostrzec w pełnej ostrości wszystkiego, co w danej chwili widzi, więc natura wyposażyła go w niewidzialny obiektyw i tylko od tego człowieka zależy, na czym skupi swoją uwagę, gdzie będzie wyostrzał i jaki fragment rzeczywistości wybierze.
Jakieś prawo przyciągania musi istnieć i w tym kontekście zdanie tytułowe jest bardzo prawdziwe. Uświadomiłem sobie, że wpadłem w to nasze narodowe narzekactwo i to tak naprawdę na własne życzenie. Poniosłem z tego powodu straty. Prawdopodobnie gdzieś między kolejnym kolejkowym numerkiem a kolejną frustracją przegapiłem kilka szczerych uśmiechów moich dzieci. Dla mnie to strata olbrzymia.
Dobrze, że kiedyś zapisałem ślad. Dzięki niemu stado czarnych baranów odleciało do ciepłych krajów, a ja zacząłem pracować nad własnym „obiektywem”. Przeostrzyłem go na dolną, pełną część szklanki.
Tomasz Kot