KT: Znam parę, która taki układ zawarła. Już od dawna ze sobą nie sypiają, bo ona nie chce. Tam latami coś się działo, ale mają czworo dzieci i ona zaproponowała mu, żeby mimo wszystko żyli razem. Czy to dla dzieci jest okey?
JJ: Taka umowa też musi się opierać na jakichś zasadach, które doprowadzą tych ludzi do czegoś wspólnego. Oni nie mogą żyć obok siebie, oni muszą żyć ze sobą. Na to życie ze sobą powinni znaleźć jaką formułę. A poza tym to, co się będzie działo między nimi, przecież będzie obserwowane i wyczuwane przez dzieci. A zatem oni muszą sobie wypracować jakąś formę relacji, musi się pojawić coś, co ich łączy. Życie pod jednym dachem ze świadomością, że robimy to tylko dla dzieci, bo nic innego już nas nie łączy, może prowadzić do kolejnych konfliktów.
KT: Czy wchodząc w związki, myślimy, że zaspokoimy wszystkie swoje potrzeby?
JJ: Większość z nas najczęściej tak myśli. Potem okazuje się, że to było pobożne życzenie. Kryzysy małżeńskie pojawiają się między innymi z tego powodu, że po pewnym okresie okazuje się, że nasze wyobrażenia mają się nijak do rzeczywistości. W tej sytuacji ważne jest, żeby dwie osoby chciały coś zmienić. Czasem można zmienić taktykę. Zamiast wciąż upominać się o swoje – zastanowić się, skąd bierze się ten opór współmałżonka.
KT: Kiedy jedna z moich bohaterek zastanawiała się nad tym, czy odejść od męża, tak to argumentowała: jest dobry i mądry, bliski ideału, ale nie okazuje mi czułości. Nie chcę, żeby moje dziecko uczyło się, że tylko matka się przytula, jest czuła.
JJ: Brak czułych gestów można zastąpić inną formą bliskością na przykład troską. I nie chodzi o substytut, ale dostawanie tego, co jest nam potrzebne, ale w inny sposób niż ten, do którego przywykliśmy. Jeżeli tak się nie da, to czasami stajemy przed decyzją o zaakceptowaniu tego, czego mieć nie będziemy. Taka rezygnacja też jest sposobem rozwiązywania konfliktów. Ta kobieta może spróbować odpowiedzieć sobie, czy to, co dostaje od męża, jest w stanie jej zastąpić ten brak czułości, czy jej to wystarczy, by z nim być, choć nie jest tym, czego by sobie życzyła. Tak jest w każdym związku – coś się dostaje, a czegoś nie.
KT: Ale załóżmy, że ona już podjęła decyzję o rozwodzie. Może w ten sposób uczy dziecko podejmowania decyzji, zamykania pewnych etapów życia, odwagi.
JJ: Ma tysiące innych obszarów, w których może tego uczyć dziecko. Uważam, że nie należy uczyć dzieci podejmowania decyzji, odwag czy domykania, fundując im doświadczenie rozwodu.
KT: Dużo par przychodzi do pana z postanowieniem, że chcą się rozstać, ale potem, podczas terapii okazuje się, że to się da uratować?
JJ: Owszem, trafiają do mnie pary, które myślą o rozwodzie, a później okazuje się, że zmieniają swoje myślenie o sposobie rozwiązania swojego kryzysu.
KT: Nigdy nie jest tak, że myślą o rozwodzie?
JJ: Sama myśl o rozwodzie nie oznacza, że tak naprawdę chcemy rozstania. Dla wielu ludzi mówienie o rozwodzie jest komunikatem w kryzysie, który oznacza: „Mam dość, jestem zmęczony”. To jest często sposób komunikacji emocjonalnej, sygnał wysyłany po to, by wstrząsnąć drugą osobą.
KT: Jak wiele sytuacji – pozornie beznadziejnych – dałoby się rozwiązać u psychologa?
JJ: Terapia jest katalizatorem. Ktoś przychodzi ratować małżeństwo, a okazuje się, że to się kończy rozwodem. Takich przypadków w mojej praktyce jest mniej, ale to się zdarza. Separacja, która jest między małżonkami, zostaje obnażona, nazwana, wszystkie mechanizmy obronne przestają działać. I ludzie stają wobec kolejnego dylematu: „Jak się rozstać?”.
KT: Dzieci mają wpływ na taką decyzję?
JJ: Oczywiście. Posiadanie dzieci ma wpływ na ostateczną decyzję. Ja jestem przeciwnikiem ułatwiania ludziom rozwodzenia się, nie nieumożliwiana, ale ułatwiania. Dlatego że czasami na tej trudniejszej, dłuższej drodze mogą uruchomić się siły wewnętrzne, zewnętrzne, które sprawią, że małżeństwo da się posklejać.
KT: Od czego to zależy? Od mocy miłości? Systemu wartości? Religii? Charakteru?
JJ: Religia ma duże znaczenia. Ważny jest system wartości, którym kierują się w życiu te osoby. System, który jest oparty na konkretnych zasadach: odpowiedzialności za dziecko, uznania, że rodzina jest najważniejszą wartością, że wartością jest dawanie, a nie tylko branie.