Ten felieton będzie o gołych babach, i to z dwóch powodów: po pierwsze, gołe baby są fajne, a po drugie, istnieją wyraźne związki pomiędzy gołymi babami a dziećmi. Gdyby jakiś nazbyt konserwatywny czytelnik Gagi wyrażał oburzenie, postaram się wykazać je (związki) w kolejnych tekstach – na razie jednak uznajmy, że moje naciągane tłumaczenie wystarczy.
A zresztą, po co ja w ogóle się tłumaczę?
Przecież Gagę czytają także mężczyźni! Mężczyźni, którym widok gołej baby zapewne nie jest niemiły, a podejrzewam, że i obcy nie jest (skoro stali się tatusiami). Panowie, ten felieton kieruję przede wszystkim do was. Solidarnie zaciśnijmy zęby, próbując przetrzymać najtrudniejsze tygodnie w roku – okres wakacyjnej kanikuły.
– Lato, udręka mężczyzn! – wyrwało się mojemu trzynastoletniemu (!) czytelnikowi na jednym z przedwakacyjnych spotkań.
Tak, chłopaku, wiem, co czujesz – patos był jak najbardziej na miejscu. Lato, czyli sezon zaciskania zębów, odwracania wzroku i zaszywania się na pustkowiu. Najlepiej tam, gdzie nie ma kobiet; gdzie nie rozproszy widok zwiewnych sukienek, nagich stóp, opalonych ramion, prześwitujących bluzek – gdzie żadna skryta za przeciwsłonecznymi okularami buzia nie wytrąci z równowagi swoją doskonałą obojętnością.
Wałściwie lato należałoby przesiedzieć w szafie
No, ale tatusiowie, w przeciwieństwie do trzynastolatków, nie mogą sobie na to pozwolić. Trzeba przecież gdzieś z dzieckiem pojechać. Tam zaś dokładnie to, co w poprzednim akapicie: zwiewne sukienki, nagie stopy, opalone ramiona, prześwitujące bluzki, skryte za okularami doskonale obojętne twarze – a wszystko to już przy śniadaniu. Potem będzie gorzej. Uda, pępki, brzuchy, piersi, pośladki; teraz doprawmy je słońcem i piaskiem, podlejmy wyobraźnią, pozwólmy zagotować się instynktowi… – oto przepis na drink SexCrazy on the beach.
Gdzie więc zabrać dziecko?
Najlepiej na plażę nudystów. Wyobraźnia nie ma tam zbyt dużo do roboty, a widok dumnie przechadzających się panów nudzi już po pierwszych minutach. Panie zazwyczaj leżą plackiem – i rzadko kiedy są podobne do wyłaniającej się z morskiej piany Afrodyty.
Gdy mój syn Kacper był jeszcze synkiem Kacperkiem, zabrałem go na pierwszą męską włóczęgę po greckich wyspach – my dwaj plus towarzystwo namiotu oraz plecaka. Pływaliśmy od portu do portu, nie wiedząc zazwyczaj, gdzie przenocujemy: w pensjonacie, na polu namiotowym, w ogrodzie poznanych przypadkowo ludzi czy po prostu na plaży.
Kiedy minął już pierwszy strach („Tato, gdzie my będziemy spać?!”), Kacper nie tylko oswoił się z naszym niefrasobliwym sposobem podróżowania, ale i bardzo go polubił; prosto z łodzi wędrowaliśmy do najmilej wyglądającej knajpki, a tam natychmiast wzbudzaliśmy ciekawość tubylców („A dokąd?”, „A dlaczego sami?”, „A gdzie mama?”, „A w ogóle to skąd?”, „Polska?!”, „Warzecha, Gmoch, futbol, hurraa!”).
Najczęściej, nim Kacper zdołał dopić sok, mieliśmy już zapewniony pokój albo piękny kawałek prywatnej nadmorskiej plaży – że o karafce wina nie wspomnę.
Tym sposobem znaleźliśmy się pewnego wieczoru na dzikim, bardzo polecanym kempingu w wioseczce Sougia na południu Krety; rozbiliśmy namiot tuż przy szumiącym morzu, potem kolacja i spać. Następnego dnia okazało się, że jesteśmy na plaży nudystów. Nietypowej, bo pełnej pięknych, młodych ludzi. Dopasowałem się strojem do otoczenia, co bardzo zirytowało Kacpra; sam siedział twardo w kąpielówkach i tłukł kamieniem grudy piachu – być może pomagało mu to rozładować napięcie. Jeżeli kiedykolwiek znajdą się Państwo na plaży w Sougii, proszę pamiętać, że jej drobniutki piaseczek to efekt tytanicznej pracy mego sfrustrowanego synka.
A właśnie, chodzą Państwo nago przy swoich dzieciach? Dopóki są małe, pewnie tak, ale później? Wspólny wypad do sauny? Spontaniczna kąpiel w jeziorze podczas wieczornego spaceru? A właściwie dlaczego nie? Skandynawom to jakoś nie przeszkadza; mają więcej niż zdrowe podejście do nagiego ciała i nie wyrastają na zboczeńców.
Niemcy także nie są zbyt pruderyjni. Kilka lat temu w miasteczku Ahlbeck (tuż obok Świnoujścia) widziałem obrazek, który nie tylko zapadł mi w pamięć, ale też uświadomił mi, jak bardzo mogą różnić się ludzie żyjący przy tej samej wprawdzie bałtyckiej plaży, lecz po drugiej stronie granicy.
Otóż nad morzem pojawiła się nagle prowadzona przez nauczycielkę klasa siedmio-ośmiolatków. Ku mojemu osłupieniu wszyscy rozebrali się do naga – pani nauczycielka także – i pobiegli skakać przez fale. Bez wstydliwego zakrywania się, durnego rechotu, histerii czy niezdrowej ekscytacji. Nie wyobrażam sobie, że analogiczny obrazek mógłbym zobaczyć w Świnoujściu.
Problem w tym, że nagość wcale nie kojarzy się nam z naturalnością; przeciwnie – uczymy dzieci, że powinny wstydzić się chodzenia z gołą pupą. Wystarczy, że czterolatka zadrze sukienkę podczas rodzinnego obiadku, a już ciotki i stryjenki dostają palpitacji serca. Dajmy spokój.
Weźmy z dzieckiem wspólny prysznic, pochlapmy się w wannie, pognajmy nago do basenu po wyjściu z sauny – sprawmy, że na widok dorosłych nagich ciał nasze dzieci nie skamienieją z wrażenia. Oczywiście, jeżeli ktoś z Szanownych Czytelników Gagi ma w domu dziewięcioletnie dziecko, które nigdy dotąd nie widziało nagiego rodzica, to lepiej, żeby tatuś nie rozbierał się nagle przy zszokowanej córeczce. Jeśli jednak Państwa dzieci są jeszcze naprawdę małe, to radzę dać sobie spokój z pruderią. Widok idącej z łazienki nagiej mamy będzie równie naturalny jak prababci w bamboszach.
Panowie, ciekawe, czy gdyby rodzice chodzili przy nas nago, łatwiej znosilibyśmy letnie tygodnie? Może nie musielibyśmy ukrywać się na pustkowiu? Ale cóż poradzić – musimy. Lato kiedyś jednak minie. Zrobi się chłodniej, kobiety nałożą ciepłe ciuchy i będzie można ze spokojem wrócić do miasta. Problem w tym, że rozbudzoną wyobraźnię trudno okiełznać. O czym doskonale wiedział Stanisław Jerzy Lec, pisząc: „Ach, co za męka! Dokoła same nagie kobiety, ubrane aż po szyję”.