Nasza Mania okazała się najlepszym paszportem do serc Gruzinów. Dla nich dzieci stanowią centrum świata i coś na kształt własności wspólnej. Są hołubione i rozpieszczane. A wy, drodzy rodzice, możecie delektować się wspaniałą tbiliską starówką, pysznymi winami, targami pachnącymi świeżymi mandarynkami, a także wypuścić się w piękne kaukaskie góry.
– Gruzja? To tam rok temu była wojna? Dzieci nie wozi się w takie miejsca – powiedziała moja przyjaciółka. I zakończyła rozmowę. Nie zdążyłam jej wyjaśnić, że wojna toczyła się w Osetii Południowej, która odrywała się wtedy od Gruzji. Tam się nie wybieraliśmy. Naszym celem było pachnące mandarynkami Tbilisi z babuszkami sprzedającymi chleb na ulicach i gruzińskimi wąsatymi mężczyznami, którzy będą szczerzyć zęby na widok naszego dziecka. Jechaliśmy, żeby wznieść słynny toast, zjeść chaczapuri oraz zobaczyć koniec Europy i początek Azji.
Nad chmurami przy piersi
Po rozmowie z koleżanką śnią mi się czołgi i żołnierze. Może nam rzeczywiście odbiło z tym wyjazdem? Zasięgamy języka u pediatry. Mamy
mnóstwo wątpliwości. Czy możemy z trzymiesięcznym bobasem chodzić
po górach? Jak Marianna zniesie lot? Czy moja zmieniona dieta – bo karmię tylko piersią – nie wpłynie na nią negatywnie? – W czasie takiej podróży może się przydarzyć coś niebezpiecznego – ostrzega lekarka – ale jak muszą państwo jechać, to jest to najlepszy moment. Trzymiesięczne dziecko nie będzie miało problemów z brzuszkiem, bo je tylko mleko matki. Po zapakowaniu małej w chustę będziemy mogli spokojnie spacerować, nie martwiąc się, że napije się wody z kałuży czy że zacznie marudzić ze zmęczenia. Lekarka radzi też, żeby w czasie startu i lądowania samolotu przystawić bobasa do piersi – wtedy dziecku nie zatkają się uszka od zmiany ciśnienia. – Niemowlęta zazwyczaj bezproblemowo znoszą lot. Kiedy czują bliskość rodziców, jest im dobrze w każdych warunkach – przekonuje pani doktor. Wyposażeni w dobre rady i masę dziecięcych drobiazgów wyruszamy więc do kraju, w którym właśnie zaczynają pachnieć dojrzewające mandarynki. Podróż przebiega zaskakująco lekko. Tylko gdzieś nad Stambułem Marianna nie może zasnąć. Samolot wznosi się wyżej i wyżej w czarne niebo. Kiedy pilot zaczyna nadawać mało ważne komunikaty, wybudzona z półsnu Mania wpada w spazmatyczny płacz.
Nagle słyszymy nadchodzące jednocześnie ze wszystkich stron samolotu „Ciiiiiiiiiiiiiii”. Wszyscy pasażerowie czują się odpowiedzialni za dobre samopoczucie bobasa i pomagają nam go usypiać. Tak zaczyna się podróż do tej części świata, w której dzieci traktuje się jak dobro wspólne.
Wąsaci bruneci kontra Mania
Marianna ma trzy miesiące, podrapany nos i blond puszek na głowie. Kiedy chodzimy z nią ulicami Tbilisi, straganiarki wpychają nam cytrusy
i orzechy, których ona nie jest jeszcze w stanie uchwycić. Zjadamy je my. Na bazary właśnie docierają pierwsze dostawy mandarynek ze wschodu Gruzji. Jeszcze karłowate i półzielone, ale już słodkie i pachnące. Tbilisi to jeden wielki bazar. W stolicy Gruzji handluje się wszystkim i wszędzie. Na głównym dworcu kolejowym można kupić ząbek czosnku, naprzeciwko parlamentu – wełniane skarpety, a na głównej ulicy miasta – Rustaveli – wszystko, od pestek słonecznika (sprzedawanych na kieliszki) po antyki. Marianny nie interesują skarpety ani antyki. Za to chce brać do buzi ręce przechodniów, którzy zatrzymują się nad nią w zachwycie. Z każdym dniem protestujemy coraz mniej przeciwko dziergającym na ulicach skarpety babciom dotykającym wystające z chusty stopy naszego dziecka, wąsatym brunetom przesyłającym jej buziaki, tlenionym blondynom pokazującym w uśmiechu na jej widok złote uzębienie, sprzedawcom orzechów głaszczącym ją pieszczotliwie po nosku. Na dłuższą metę protestować się nie da, bo przyjechaliśmy do ludzi, którzy świat odbierają bardziej zmysłowo niż my. Granica między tym, co intymne, a tym, co społeczne, przebiega inaczej niż w naszej części świata. Pieszczotliwe dotykanie cudzego dziecka to dla nich wyraz sympatii i rodzaj powiedzenia: „Witajcie w Gruzji”. Albo to zaakceptujesz, albo cała Gruzja się na ciebie obrazi. Marianna zaakceptowała to od razu.