Mama często mu powtarza: „Grzesiu, będziesz lekarzem”. Odpowiada: „Nie, pisarzem”. Z marzeń mamy zostało tylko to, że Grzegorz Kasdepke pisze tak nieczytelnie, jak lekarze recepty. Jego marzenia natomiast spełniły się wszystkie. Dzień jest jednym z najpopularniejszych współczesnych bajkopisarzy w Polsce.
Rano
Nie ma dobrego dnia bez wolnego, leniwego poranka. – to święta zasada Grzegorza Kasdepke. I stara się jej trzymać. Wyjątkiem są dni, gdy jedzie na spotkania autorskie w szkołach czy bibliotekach. Wtedy musi wcześniej wstać, przygotować się. Czasem, gdy spotkania są w innym mieście, budzi się w hotelu. Nie przepada za tym. Obce zapachy, nie ten widok z okna. Pasją jest dom. Tak jak ten rodzinny w Białymstoku, który pamięta z najmłodszych lat. Trzypokoleniowa rodzina. Wspólne posiłki, zapach smażonych konfitur albo ciasta, które piekła babcia. Stara się choć odrobinę tamtego świata przenieść do mieszkania na warszawskiej Saskiej Kępie.
Kuchnia jest duża, przestronna. Szafki uginają się od słodyczy, konfitur i nalewek – większość z tych rzeczy to prezenty od czytelników Teraz na drewnianym stole lądują sery, chrupiące pieczywo, pomidory i kubek z gorącą kawą.
Kacper, siedemnastoletni syn, rezygnuje jednak z przysmaków przygotowanych przez ojca. Wybiera, jak zwykle, płatki z mlekiem. Zamieniają parę słów, Kacper pędzi do szkoły. Grzegorz zabiera się do pracy.
Przedpoudnie
„Dobrze, że wynaleziono komputery i przycisk delete”, oddycha z ulgą i znów poprawia napisane przed chwilą zdanie. No cóż, każdy tekst da się poprawić. A już jego z pewnością – tak twierdzi. Wykorzystuje więc możliwości komputera, choć z rozrzewnieniem wspomina początki pisania, gdy do dyspozycji miał tylko maszynę. Jakoś bardziej potrafił się wtedy zdyscyplinować. Nie musiał ciągle skreślać.
Często pytają go na spotkaniach autorskich, skąd bierze pomysły. A pomysły są wszędzie. Kiedy pisał bajkę o dziewczynce, która zaprzyjaźniła się z arbuzem – ten arbuz to przez Basię, jego chrześnicę. Kiedyś pokłóciła się z koleżankami ze szkoły: „Jak takie jesteście, to ja będę od dziś przyjaźnić się z arbuzem”, rzuciła ze złością. Po południu oznajmiła rodzicom, żeby koniecznie kupili jej ten duży owoc. Od tej pory zabierała go wszędzie – do kina, do filharmonii, w odwiedziny. „To mój przyjaciel”, mówiła.
Z kolei książki „Tylko bez całowania” i „Kocha, lubi, szanuje – czyli jeszcze o uczuciach” powstały, bo pewien pięciolatek wyznał, że chciałby przeczytać książkę o całowaniu.
Inna – „Horror, czyli skąd się biorą dzieci” – dlatego że na spotkaniu dzieciaki opowiadały, jak to niemowlęta kupuje się na Allegro.
Kasdepke czasem śmieje się, że umysł bajkopisarza jest jak siatka na pomysły. Patrzy na samolot i już wyobraża sobie historię o samolocie, który miał lęk wysokości. Już w czwartej klasie szkoły podstawowej wiedział, że będzie pisać. To raczej zabawne, bo jeszcze w drugiej z trudem udawało się go zmusić do czytania. Mama, humanistka, stosowała różne triki, żeby to zmienić: przerywała czytanie opowieści w najciekawszym momencie, usunęła z domu telewizor – nic nie pomagało. W pierwszej, drugiej klasie szkoły podstawowej miał same tróje. „Dość tego”, stwierdziła jedna z ciotek.