Odważyłam się zapytać pewnego człowieka, czy w dzieciństwie usłyszał od swoich rodziców te proste i piękne słowa: „kocham cię, synku”.
Ów mężczyzna najpierw się obruszył. Po chwili namysłu, odpowiedział: „W moim rodzinnym domu nie potrzeba było takich stwierdzeń”.
Prawdopodobnie, gdybym go nie znała, jego odpowiedź wywarłaby na mnie duże wrażenie. Jakież to „romantyczne”! No tak – prawdziwa miłość nie potrzebuje słów.
Jednak, znam mojego rozmówcę od lat i wiem, jak bardzo boryka się z nieumiejętnością wyrażania uczuć. Jak niekiedy cierpią z tego powodu jego najbliżsi.
To nieprawda, że miłość nie potrzebuje słów.
Potrzebuje ich – bardzo wiele!
Dzieci pragną słyszeć, że są kochane, ważne, chciane, piękne. Pragną tego całym żarem swoich małych serc.
Język miłości nie wyraża się tylko w słowie „kocham”. To naturalne, że chcemy je zachować na szczególne okazje. „Zdzierane” po każdej rozmowie telefonicznej i pod każdym mejlem, staje się bardziej nawykiem niż wyznaniem, mającym swoją wagę.
Na szczęście, w języku miłości jest mnóstwo innych słów i wyrażeń, które możemy wypowiadać do swoich dzieci.
Lubię z tobą przebywać.
Uwielbiam, jak się śmiejesz.
Cieszę się, że jesteś.
Miło cię widzieć.
Sprawiłeś mi radość.
Jestem z ciebie dumny.
Z chęcią zrobię to z tobą.
Jesteś dobrym dzieckiem.
Dziękuję ci za…
Wspaniale się spisałeś.
Wierzę, że ci się uda… że potrafisz…
Jestem pod wrażeniem…
Nie mogę się doczekać spotkania z tobą.
Mój kochany, mądry synku.
Moja kochana, dzielna córeczko.
Ileż moglibyśmy jeszcze dopisać do tej listy!
Dlaczego więc tego nie robimy?
Co nas powstrzymuje, ogranicza, sznuruje nam usta i każe odwracać wzrok od dziecka w chwili, w której jedno nasze ciepłe i czułe słowo zadziałałoby niczym czarodziejska różdżka.
Dlaczego miewamy problem z językiem miłości?
Robiłam przed laty reportaż o samotnych matkach. Pewna kobieta opowiedziała mi o swoim dzieciństwie. Nie musiała, ale potrzebowała tego. Wraz z jej historią płynęły łzy, dużo łez.
W pewnej chwili oznajmiła:
– Kiedy wychowywałam jedyną córkę i chciałam powiedzieć jej dobre, budujące słowo, czułam w gardle wielką gulę. Jakby ktoś, dawno temu, zawiązał mi język na supeł.
Córka tej kobiety zginęła w wypadku samochodowym w wieku 28 lat. Przy grobie matka zapewnia ją o swojej miłości.
Ktoś…, kiedyś…, a może dziś sami dziergamy sobie na języku takie supełki?
Powód? Zawsze się znajdzie. Zmęczenie, zalatanie, nieuwaga, ignorancja…
Albo przekonanie, że „takie mówienie” jest sztuczne i głupie.
Czasami wymaga to od nas ogromnego, wewnętrznego wysiłku. Musimy się przełamywać, aby mówić dobre słowa.
Nasze dzieci czekają na słowa miłości. Potrzebują od nas dobrych, pozytywnych i wzmacniających KOMUNIKATÓW.
Rozwiążmy języki!