Trudne relacje z teściami bywają postrzegane jako przejaw jawnych lub ukrytych problemów małżeńskich. Ale ich źródło niekiedy tkwi zupełnie gdzie indziej…
Od ślubnych przygotowań przez święta, wakacje i styl życia po wychowywanie dzieci – sytuacji sprzyjających wzajemnemu ranieniu uczuć jest mnóstwo. Powodem mogą być również niespełnione tęsknoty oraz zawiedzione nadzieje, jakie poszczególni członkowie rodziny wiązali z poszerzeniem swojego kręgu. Nic dziwnego, że gabinety psychoterapeutów i internetowe fora dyskusyjne rozbrzmiewają skargami w rodzaju: „Teściowa do wszystkiego się wtrąca, rozpuszcza nam dzieciaki, nawet próbowała rozbić nasze małżeństwo!”. „Mój zięć to leń bez ambicji, nie szuka lepszej pracy ani nie pomaga w domu. Nie rozumiem, co moja córka w nim widzi”. „Oficjalnie zawsze jestem dla matki męża uprzejma, ale gdybym nie była w związku z jej synem, omijałabym ją z daleka!”.
Jak wskazują psychologowie i psychoterapeuci pracujący z rodzinami, przyczyn większości sporów należy jednak szukać „pod powierzchnią”. „Kłótnię może wywołać wszystko, co symbolizuje miłość, siłę oddziaływania lub status”, twierdzi dr Terri Apter z Newnham College w Cambridge, która od lat bada rodzinne relacje. Zdaniem psycholożki „konflikt zwykle pojawia się wtedy, gdy ktoś poczuje się skrytykowany, pominięty, zlekceważony”. Na poparcie tej tezy przytacza przykład teściowej składającej wizytę synowej. „Mimo że synowa ma prawo czuć się u siebie panią na włościach, to teściowa często oczekuje od niej automatycznego podporządkowania i szacunku, ponieważ na jej korzyść przemawia doświadczenie w takich sprawach jak wychowywanie dzieci czy prowadzenie domu. Wówczas pojawia się pytanie, kto tu tak naprawdę jest matką? Taką, do której należy ostatnie słowo w kwestiach opieki nad dziećmi, ich manier, a także rozmaitych prac domowych, w tym przyrządzania i podawania posiłków. Zdarza się, że teściowa staje się nadzorcą w domu synowej, co zaczyna budzić u tej drugiej zrozumiały niepokój, a nawet przerażenie”.
Ale problemy mogą pojawiać się jeszcze przed ślubem. Kiedy Leszek, uwielbiany jedynak, zaręczył się ze swoją dziewczyną, marzeniem Grażyny, jego matki, było jak najszybciej zaprzyjaźnić się z przyszłą synową i traktować ją jak rodzoną córkę. Po cichu liczyła też na odwzajemnienie uczuć, tak się jednak nie stało. „Agata pozostała wobec mnie zdystansowana”, żaliła się swojej terapeutce Grażyna. Dodatkowo zaczęły zmieniać się relacje z synem. Ich tradycją było wspólne obchodzenie wszystkich świąt, imienin i urodzin, jednak tuż po zaręczynach nastąpił pierwszy zgrzyt. Leszek zaznaczył bowiem, że kwestię odwiedzin w Boże Narodzenie zamierza najpierw omówić z narzeczoną. Grażyna przeżyła wstrząs: „Powtarzałam sobie, że właśnie tak to powinno wyglądać… ale zrobiło mi się przykro”. Wkrótce okazało się też, że Agata bez entuzjazmu odniosła się do ślubno-weselnych koncepcji swojej przyszłej teściowej. „Wiem, że Agatka ma kochających rodziców, ale ja też zaczęłam myśleć o niej jak o swoim dziecku. Poczułam się odtrącona, nic niewarta…”. Grażynę zabolało również to, że syn nie stanął wtedy po niczyjej stronie – powiedział wprost, że kocha je obie, ale nie zamierza się do niczego mieszać, bo powinny same jakoś się dogadać.