Mama czy babcia? Oto jest pytanie…
Janina: Dość wcześnie zostałam babcią, bo już w wieku 42 lat. Urodził się wówczas mój pierwszy wnuk Jasio. Oszalałam na jego punkcie. Robiłam przy nim dosłownie wszystko. Asystowałam nawet córce przy porodzie. Z perspektywy czasu (Jasio ma dziś 20 lat) widzę, że nie traktowałam go jak wnuka, a jak swoje trzecie dziecko, które zawsze chciałam mieć. Jasio był dla mnie jak własny syn – kiedy na spacerze zaglądano mi do wózka i słyszałam, że muszę być szczęśliwą mamą, mając tak śliczne dziecko, nie zaprzeczałam! Janek zaspokoił mój niewygaszony jeszcze instynkt macierzyński i przez wiele lat wspaniale czułam się w roli niby-mamy, niby-babci.
Dopiero gdy na świat przyszły córki mego syna, poczułam się jak babcia. Co to znaczy? Rozpieszczałam dziewczynki jak dziadowski bicz, ale nie byłam na ich wyłączność. Pomagałam w opiece, ale nie wyręczałam rodziców. Potrafiłam powiedzieć „nie”, gdy czułam, że nie mam siły czy ochoty zająć się nimi.
Prowadziło to do konfliktów między mną i moimi dziećmi, a także między nimi samymi. Syn wypominał mi, że gdy urodził się Jasio, poświęciłam się mu bez reszty, a gdy teraz na świecie są jego córki, mnie się już nie chce chcieć. Odbierał to jako niesprawiedliwość. Zarzucał mi, że zawsze byłam bardziej oddana córce niż jemu. Że widać to nawet po tym, jak traktuję Jasia, a jak jego dziewczynki. Kłócił się o to również z siostrą.
Pamiętam, jak kiedyś podsłuchałam ich rozmowę. Córka powiedziała wtedy do syna: „Wiesz, żałuję, że mama tak poświęciła się Jasiowi, bo teraz ja nie czuję się jego matką. Ty masz okazję tego uniknąć”.
Zrobiło mi się przykro na te słowa, choć z drugiej strony rozumiem ją. Jaś, choć ma już 20 lat, do mnie przychodzi obgadać ważne sprawy w swoim życiu czy wylizać się z emocjonalnych ran. Mam wrażenie, że własną mamę traktuje jak dobrą starszą siostrę, ale nie poważa jej tak jak mnie.