Bycie surowym, wymagającym rodzicem jest dziś niemodne. A jednocześnie nie bardzo wiadomo, jakie inne metody zastosować, żeby wpoić dziecku określone zasady. A jeśli my nie wiemy, to władzę przejmuje dziecko – mówi dr Aleksandra Piotrowska, psycholog rozwojowy z Uniwersytetu Warszawskiego.
Czy mali terroryści to dobre określenie dzieci, które dokonują czegoś na kształt zamachu stanu w swoich domach?
Mali terroryści lub sprawni wychowawcy…
Sprawnie sterujący swoimi rodzicami, tak?
Dokładnie. Jeśli kilkulatek ustawił sobie dorosłych tak, że nawet nie musi wrzeszczeć, bo wystarczy, że się naburmuszy, a rodzic już robi to, czego dzieciak sobie życzy, to chyba nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z zamianą ról w tym domu.
Dzieci terrorystami się rodzą czy stają?
Oczywiście, że stają. Żadne dziecko nie chce samo z siebie rządzić w swojej rodzinie. Najszczęśliwsze jest wtedy, gdy postrzega świat jako strukturę uporządkowaną i przewidywalną, gdzie każdy funkcjonuje zgodnie ze swoją rolą.
Jaką rolę powinien w tym świecie pełnić dorosły?
Przewodnika, który ustala i wyznacza granice. Kilkuletnie dziecko nie aspiruje do tego, by rozstrzygać, co jest dobre, a co złe. Prezentuje etap moralności heteronomicznej – w jego mniemaniu dobre jest to, co mamusia chwali. A jak mamusia nie wie albo wysyła sprzeczne komunikaty, to dziecko szuka własnej drogi.
Tak, ale bycie małym terrorystą jest w sumie wyczerpujące. Chyba nie każdy ma do tego predyspozycje. Są dzieci aktywne i mniej aktywne, lękowe i mniej lękowe.
To prawda, wiele zależy od osobowości. Dziecko dobrze znoszące sytuacje konfliktowe, napięcia, łatwiej wejdzie w taką rolę niż emocjonalny wrażliwiec. Terrorystą łatwiej może się też stać dziecko, które cechuje brak wytrwałości i nieumiejętność czekania. Pojawia się w nim jakaś idea i musi ją natychmiast wdrożyć w życie, za wszelką cenę. Ale mali terroryści to przede wszystkim dzieci zwyczajnie zagubione, nierozumiejące reguł rządzących rzeczywistością. A to wszystko jest konsekwencją tzw. nikłej wydolności wychowawczej rodziców.
To znaczy?
Czasem rodzice traktują dziecko w sposób bardzo zmienny, niekonsekwentny, w zależności choćby od tego, jak bardzo są zajęci swoimi sprawami. Raz przywiązują wagę do zakazów, bo mają spokojną głowę, tydzień później o tym nie pamiętają, bo chcą przede wszystkim, by dziecko dało im święty spokój. I w rezultacie wyrasta taka bida, która nie rozumie świata, więc na wszelki wypadek sama próbuje ten świat umeblować tak, by istniała w nim jakaś powtarzalność i stałość, przynajmniej z jego strony.
Bardzo często rodzice, którzy przychodzą do mnie na terapię z małym terrorystą, twierdzą, że on działa celowo, czyli traktują go jak małego dorosłego, jakby ta gra między nimi była równa.
Jak słyszę od dorosłego podejrzenie o złośliwe postępowanie ludzika, który ledwo człapie, to myślę sobie, że może naprawdę elementy psychologii rozwojowej powinno się wprowadzać w podstawówce.