Zimowy pobyt w dziecięcym hotelu okazuje się strzałem w dziesiątkę dzieci od rana w szkółce narciarskiej, później kino lub inne atrakcje. Za to rodzice, wolni od zamartwiania się o ich bezpieczeństwo, mogą poszaleć na stoku, popływać w basenie lub pójść na masaż. zjazdy i inne wspólne atrakcje. To właśnie największa zaleta hoteli stworzonych specjalnie dla rodzin z dziećmi.
W ferie zimowe przestajemy być patriotami i stawiamy na brak agresji na stokach, przystępne ceny, a przede wszystkim gwarantowany śnieg, o co trudno w naszych górskich miejscowościach. Przez ostatnie dwa lata próby nauczenia Tonia jazdy na nartach spełzły na niczym właśnie przez wiosenną pogodę w zimie. Wybieram Austrię głównie dlatego, że dziesięć lat temu w ciągu trzech dni nauczyłam się tam jeździć na nartach. Mam nadzieję, że Toniowi pójdzie podobnie. O idei rodzinnych hoteli słyszałam już dawno, jednak przerażały mnie wizje tłumów nieujarzmionych dzieciaków biegających bez opieki po hotelowych korytarzach, restauracjach, placach zabaw i basenach. I tu, muszę przyznać, spotkała mnie miła niespodzianka, a tydzień spędzony w Karyntii był niewątpliwie jednym z najbardziej relaksujących w moim życiu. Mimo sporej liczby dzieci. Dużych i małych, ale ujarzmionych w bardzo cywilizowany sposób.
Nad jeziorem Faaker
Położona po południowej stronie Alp słoneczna Karyntia co roku przyciąga coraz więcej Polaków. Nie dziwię się temu, kiedy już jestem na miejscu. Ponad 1000 km zróżnicowanych stoków: stromych ‒ dla doświadczonych narciarzy, i przyjaznych dzieciom, pozwalających rozkoszować się spokojną jazdą. Do tego śnieżna pogoda czasem aż do maja i pyszna, lekka kuchnia – połączenie wpływów włoskich i słoweńskich przyprawia o zawrót głowy. O Tonia dietę więc się nie boję, makaron i wursty ma zapewnione. W Karyntii, i w ogóle w Austrii, trudno znaleźć miejsce, które zazwyczaj kojarzy się nam z all inclusive: tłumami, pośpiechem, kiepską kuchnią. Tutaj prawie wszystkie hotele przypominają rodzinne, niewielkie pensjonaty, charakterystyczne dla małych narciarskich miejscowości. I pewnie taki bym wybrała, gdybym była pełną rodziną. Dla samotnej matki, która czasem chce pośmigać na czerwonej trasie, pobiegać na bieżni, pójść na masaż i jeszcze w wolnej chwili poczytać książkę, wyjazd z synkiem do „zwykłego” pensjonatu pozbawiłby mnie szansy na chwilę dla siebie. I to właśnie jest zaletą dziecięcych hoteli – czas tylko dla siebie i czas spędzony wspólnie, bez żadnych wyrzutów sumienia.
Pomys: dzieci dla dzieci
Wszystko zaczęło się w 1986 roku. Właściciel hotelu Gerhard Stroitz, zainspirowany pomysłem swoich synów Wolfganga i Christiana, postanowił przekształcić gospodarstwo agroturystyczne w pełen różnorodnych aktywności hotel dla dzieci – Gina’s Kinderhotel. ‒ Dla nich zwykłe gospodarstwo agroturystyczne było nudne. Woleli rozpalić ognisko i zbudować szałas w lesie ‒ mówi Stroitz. Jego partner biznesowy Siggi Neuschitzer od 25 lat prowadzi pierwszy w Europie hotel dla rodzin z dziećmi i niemowlętami w Trebesing, także w Karyntii. Pomysł zorganizowania pobytu dostosowanego do potrzeb małego dziecka uratował przed bankructwem hotel uzdrowiskowy, który odziedziczył po rodzicach. Dzisiaj obaj panowie są właścicielami marki Kinderhotels Europa. Co oferują te wyspecjalizowane hotele, czego nie znajdziemy w innych, też przecież często posiadających specjalne programy dla dzieci? Wiele z nich proponuje urlopy dla świeżo upieczonych rodziców, tzw. wakacje ze smoczkiem. Obiekty „baby perfect” mają w swojej ofercie wszelkie udogodnienia dla maluchów już od pierwszego tygodnia życia. Program „Narciarze w pieluszkach” to szkoły, w których nawet najmniejsze dzieci – już od dwóch lat! – uczą się jazdy na nartach. A w wolnych od nauki narciarstwa chwilach dzieci biegną do Freds Swim Academy, gdzie pod okiem profesjonalnego instruktora uczą się pływać. Czy to nie bajka?