Wyobraź sobie, że próbujesz zrobić coś twórczego w pokoju pełnym różnych zakłóceń. Jest hałas, smród, oślepiające światło… Ktoś krzyczy, ktoś szarpie cię za rękaw… Tak właśnie czuje się dziecko próbujące nawiązać kontakt z własnym wnętrzem, gdy fundujemy mu emocjonalny rollercoster. Chcemy, by rozwijało swój potencjał? Super! W pierwszej kolejności zapewnijmy mu dobrą, trwałą rodzinę i – po prostu – beztroskie dzieciństwo.
Joanna Weyna. Jakie nasze zachowania i reakcje niszczą w dziecku jego naturalną, wrodzoną kreatywność?
Małgorzata Liszyk-Kozłowska, psychoterapeuta (www.maliko.com.pl). Mogłabym wymienić kilka takich zachowań, jednak w pierwszej kolejności pragnę zwrócić uwagę na co innego. Że wszystko: czy to kreatywność, zdolności i talenty dziecka, poczucie radości, wartości i sensu – rodzą się i rozwijają harmonijnie w rodzinie, w której panuje, nazwijmy to tak: porządek emocjonalny. Podstawowym zadaniem rodziny jest to, aby przetrwała i była dla dziecka miejscem bezpiecznym, stabilnym. My mamy dać dziecku dobrą rodzinę. Ze zdrową, pełną szacunku relacją między rodzicami. Musi panować w niej porządek, przede wszystkim – we wzajemnych relacjach, właśnie na rzecz dobrego i owocnego wychowania dziecka.
Dziecko dorastające w takiej rodzinie może zająć się sobą, swoją kreatywnością, dotrzeć do niej. Musi mieć wolną głowę. Kiedy rodzice kłócą się za ścianą, ono pozostaje w stanie napięcia, w stanie czuwania. Nawet, jeśli pochyla się nad blokiem i rysuje, w rzeczywistości jego uwaga jest przy kłócących się rodzicach. Nasłuchuje. Pryska poczucie beztroski i spokoju..
Czyli najpierw my, dorośli, musimy się ogarnąć?
Pracuję z dorosłymi podczas terapii. Widzę, jakim pokłosiem jest dla nich własne dzieciństwo. To tam wydarzyło się najwięcej. Utrwaliły się nawyki, które teraz dorosły przenosi w życie własnej rodziny. Uświadomienie sobie niewłaściwych zachowań jest pierwszym, ważnym krokiem ku uporządkowaniu życia i relacji. Jeśli bezmyślnie będziemy powtarzać niedobre zachowania i słowa swojemu dziecku (bo tak mówiła do nas i zachowywała się własna mama), pozostaniemy jak we mgle. Bezradni.
Prawidłowym podejściem do dziecka, tak, aby ono samo mogło dotrzeć do najgłębszych pokładów swojej kreatywności i, aby z radością z niej czerpało, jest, m.in., MOŻESZ PRÓBOWAĆ! Zachęcajmy dziecko do kolejnej próby. Rozlały się farbki? Nie szkodzi. Następnym razem rozłożymy więcej gazet na stole. Nie karćmy dziecka za to, że strąciło kubek i narobiło bałaganu. Ono właśnie się dowiedziało, jak łatwo można rozlać wodę. Jeśli postraszymy je karą za zrobienie bałaganu, nici z kreatywnego malowania! Dziecko może poczuć się spięte, wyhamowane.
Kreatywność rozkwita w stanie swobody. Jest doświadczaniem radości życia. Powinniśmy wspierać dziecko, tymczasem je gasimy, przytłaczamy krytyką, oceną, złością, zakazem…
Rodzice robią to bezwiednie. Nie mają złej woli…
Zgadza się. Dlatego tak zachęcam do życia w świadomości. Wiedza o sobie jest bardzo pomocna. Mamy np. tendencję do mówienia: „ładne chmurki namalowałeś, ale dlaczego są zielone?”. Albo: „ o, narysowałeś świnię, ale po co jej skrzydła?”. Rezolutne dziecko odpowie: „Bo to świnia latająca”, ale na pewno poczuje, że coś się mamie jednak nie spodobało. Jego naturalna kreatywność zostanie przygaszona.
Jeśli nie mamy wiedzy, samoświadomości, czym skutkują pewne komunikaty, nie zmienimy ich. Nie będziemy rozumieli, dlaczego nasze dziecko jest smutne i malowanie nie sprawia mu już takiej radości jak kiedyś. Mówienie „tak, ale…”, porównywanie do innych dzieci, a nawet dorosłych! (ja narysowałabym inaczej), to złe komunikaty.
Niby takie proste, a jednak…
Bo właśnie – nie jest proste. To cały proces pracy nad sobą. Nieraz bardzo długi. Ale warto podjąć trud, bo wyjdzie na dobre całej rodzinie. Rodzice wypowiadają pewne komunikaty w dobrej intencji. Uważają, że robią to dla dobra dziecka. Myślą, że jak dobije do średniej krajowej – to mu w zupełności wystarczy. Po co miałby się wychylać i ryzykować. To jest niebezpieczne. Tylko – czy dziecko jest wtedy szczęśliwe? Czy, w dorosłym życiu, żyje po swojemu, jakby sam tego dla siebie pragnął? Czy chcemy własnym dzieciom zafundować ten sam wewnętrzny „ból”, z którym my zmagamy się przez całe życie?
Powiedziała pani o dobrej rodzinie, jako warunku dla rozwoju kreatywności dziecka. O niedobrych komunikatach, które mogą tę kreatywność wyhamować. A czy mogą być szkodliwe pochwały?
Nie jesteśmy hodowcami czempionów. Naszym zadaniem jest wpierać dziecko w jego działaniu i dążeniach. Okazać mu uważność i pomoc, kiedy jej potrzebuje, a nie wbijać w próżność. Chwalmy dziecko za wykonany malunek, ale róbmy to z głową. Jak mądrzy rodzice. Powiedzmy: „Użyłeś ciekawych kolorów”, „Co nucisz? Ładnie!”, albo „Podoba mi się, że ta świnia lata”.
Słuchajmy, o co dziecku chodzi. Rodzice mają skłonność do takich dwóch zachowań: albo hamują, albo przewartościowują kreatywność swojego dziecka. W drugim wypadku polega to np. na chełpliwości. Chwalą się dzieckiem przed innymi. Ich ego woła: „Popatrzcie, jakimi jesteśmy fajnymi rodzicami!” Zastanówmy się, czy chcemy pomóc dziecku rozwinąć jego talent, czy ma posłużyć on nam samym, abyśmy poczuli się lepsi.
Niełatwo to wyważyć…
I pewnie nie zawsze się da, tak co do joty, oddzielić jedno od drugiego. Mamy prawo czuć dumę z sukcesów naszych dzieci. Czuć rozpierającą nas radość, którą pragniemy podzielić się z innymi. Nie ma w tym nic złego. Szkopuł w tym, aby pozostać otwartym, uważnym na dziecko. Wspierać go również wtedy, gdy idzie w innym kierunku, niż to sobie wyobrażalibyśmy. I cieszyć się z jego sukcesów. Tych małych, i tych dużych.