Minęło zaledwie kilka dni i moje dziecko zadzwoniło z obozu, błagając do słuchawki: ”Mamo, zabrałam za mało książek, więc doślij mi ze dwie, proszę!”. Jeszcze tego samego dnia paczka została nadana, a w niej, między innymi:
„Człowiek jaki jest, każdy widzi”, Marzena Matuszak, ilustracje Grażyna Rigall, Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2017.
Kolejna książka wyróżniona w I edycji międzynarodowego konkursu na projekt ilustrowanej książki dla dzieci JASNOWIDZE. Książka dowcipna, ale jakże zaskakująca. Oto za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami i górami, których wierzchołki giną w chmurach; na jednym z himalajskich szczytów jest hotel. Hotel ten prowadzi rodzina Yetich. Pani Yeti co rano budzi gości poranną piosenką, a pan Yeti przygotowuje dla wszystkich śniadanie. Tylko mała panna Yeti, zwana Ciekawską Yetinką, dociekliwie wypytuje gości o to, czy widzieli kiedyś człowieka, bo do wspomnianego hotelu żaden jeszcze nie dotarł. I właśnie od tego miejsca zaczyna się cudowna, dowcipna, zabawna, ale i bardzo zastanawiająca opowieść zwierząt o człowieku. O tym, jak nas widzą komary, myszy, jak sowy i wilki ( tu muszę wspomnieć o doskonałym zabiegu „bajki w bajce”!), jak koty, psy, jak małpki, rekiny czy papugi. O tym wszystkim, co w oczach zwierząt (i naszych) śmieszne i straszne, bo przecież… człowiek nie jada tylko ananasów, ale zjada przecież zwierzęta, oraz o pewnym niezwykłym spotkaniu w czasie śnieżnej burzy, jest ta książka. I choć wiem, że będzie to dla mojej córki koronny argument w sprawie wegetarianizmu, i tak jej ją wysłałam!
„Bajki filozoficzne. Opowieści mędrca Sofiosa”, Michel Piquemal, Wydawnictwo Muchomor, Warszawa 2016.
Dzieci filozofują. Nic w tym nowego! Są nawet teorie, że dziecko, rodząc się, ma w sobie całą mądrość świata, tylko musi ją zapomnieć, by dorastając, nauczyć się na nowo. „Bajki filozoficzne” to nie jest mała encyklopedia filozofii, ani historia filozofii dla dzieci, nie jest to też katalog największych myślicieli. To książka, dzięki której w prosty sposób nasze dzieci – niezależnie od wieku, są „zaproszone” do myślenia. Napisałam „niezależnie od wieku”, bo są to maleńkie, króciuteńkie bajeczki – ot, na jedną, czasem dwie strony. W tym bajkowym świecie doskonale odnajdą się przedszkolaki, jaki i dorastające dzieci. Oto bowiem poznajemy chłopca, który pewnego dnia, zmęczony znienawidzoną szkołą i edukacyjną presją, wywieraną przez rodziców, ucieka z domu. Wtedy niespodziewanie na swej wakacyjnej drodze spotyka nauczyciela Sofiosa i na plaży, razem z innymi uczniami, odbiera pierwszą lekcję filozofii. Nie bardzo wiedząc dlaczego, zostaje z tą grupką na dłużej, na całe trzy lata! „Bajki filozoficzne” są zapisem tej niezwykłej edukacji, która zgodnie z tradycją sokratejską polegała na nieustannym zadawaniu pytań. Sofios nie udzielał jednak odpowiedzi wprost, on opowiadał uczniom… bajki, zmuszając tym samym, by sami wyciągali z nich wnioski. A czego mają szansę nauczyć nasze dzieci od Sofiosa? Że nie istnieją rodzice doskonali; czym jest prawdziwe szlachectwo; po co 95-letni starzec rozpoczął naukę gry na skrzypcach, a także kim jest „obcy”. Ponadto o dobrych uczynkach, o szczęściu, o przeznaczeniu, o wartościach – słowem o tym wszystkim, co stanowi umiłowanie mądrości i istotę filozofowania. My dorośli odnajdujemy weń fundament całościowego zrozumienia świata; dzieci – drogowskaz na szczęśliwe, godne i mądre, WŁASNE życie. Nie tylko na wakacje – polecam!
„Gnat. Dolina, czyli równonoc wiosenna”, Jeff Smith, tłumaczenie Jacek Drewnowski, Wydawnictwo Egmont, Warszawa 2017.
Jestem z pokolenia „Tytusa, Romka i A’Tomka” i dlatego ogromnie się cieszę, że „Bone”, czyli właśnie „Gnat”, zawitał do Polski. Amerykańska seria komiksowa to ponad 50 numerów i pewnie tyleż samo nagród – od Russ Manning Award dla najbardziej obiecującego debiutanta, po wielokrotne nagrody Eisnera i Harveya. Nie bez powodu „Gnat” jest nazywany „najwybitniejszą powieścią graficzną wszech czasów” (za tygodnikiem „Time”). W pierwszym z trzech tomów poznajemy Chwata Gnata, który wygnany z rodzimego Gnatowa, wyrusza w świat. Nie wyrusza sam, bo oto w tę drogę po magicznych zakątkach ruszają z nim jego kuzyni – cwany Kant Gnat i niewydarzony Chichot Gnat. Przezabawne perypetie tej trójki białych humanoidalnych, łysych stworków oraz całej rzeszy innych postaci, wśród których obok smoków czy szczurostworów, nie brak i ludzi, to w skrócie fabuła komiksu. Smith świetnie stopniuje napięcie – jest nie tylko przezabawnie, czasem jest bowiem nastrojowo, a czasem nawet smutno. Jest śmiech, miłość, przyjaźń, a nawet trochę polityki. Dla młodszych i starszych. Ten komiks zyskał sobie taką popularność, że już wkrótce doczeka się nawet adaptacji filmowej i to w Wytwórni Warner Bros. Ja trzymam za to kciuki, a dopóki sama nie dowiem się wszystkiego na temat Zadry i jej tajemniczej babki, dopóty komiksu córce nie posyłam…
„Mity greckie dla dzieci w obrazkach”, Nikola Kucharska, Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 2017.
Choć ulubionych książek obrazkowych mamy już naprawdę sporo, to tę powitałam z nieskrywaną radością. Po pierwsze dlatego, że jestem niepoprawną fanką greckiej mitologii, a po drugie uważam, że jej znajomość jest absolutnym fundamentem dobrze wykształconego młodego człowieka.
Na początku jest świetne streszczenie mitów autorstwa Joanny Kończak. Raptem po kilkanaście zdań, ale w tych zdaniach udało się autorce spójnie i logicznie przedstawić takie meta-mity, jak: Stworzenie świata, Puszka Pandory, Dedal i Ikar, Demeter i Kora, Prometeusz, 12 prac Heraklesa, a do tego przedstawiła dzieciom Bogów greckich – Zeusa, Posejdona i Hadesa (czyli rzecz ad vocem, bo to o trójpodziale władzy). Po tym przybliżeniu każdemu z mitów przyglądamy się na „rozkładówce”. Mit po micie, punkt po punkcie (bardzo dobrze pomyślany zabieg z numeracją ilustracji) oglądamy i wczytujemy się w każdą historię. Ciekawe jest również rozwiązanie z kolorystyką, bo każdy mit ma inną identyfikację kolorystyczną. Dzięki takiej nieco komiksowej stylistyce nawet mniejsze dzieci doskonale połapią się w zawiłej, co tu kryć, mitologii. Ale może dzięki takiej książce Pandora nie będzie się kojarzyła tylko li wyłącznie z marką luksusowej biżuterii, a Reja z bohaterką Gwiezdnych Wojen. Wakacyjny must have!
„Dziwolągi”, Cristόbal Leόn i Cristina Sitja Rubio, Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2017.
Już kiedyś o tym pisałam, że absolutnie jestem zafascynowana faktem, że literatura dla dzieci jest tak bardzo „na czasie” i, że odpowiada na niemal każdy społeczny problem. Tak właśnie jest z „Dziwolągami”. Oto w pewne nudne lato, gdy zwierzęta objadały się na balu czekoladowym ciastem i tańczyły rumbę, salsę i cza-czę, tytułowe dziwolągi wycięły w pień wszystkie ich domy. Zostały tylko szkielety, a z czasem w lesie pojawiły się góry śmieci. Na nic zdało się tłumaczenie zwierząt, że drzewo = dom. Na szczęście pomógł sprytny plan i okrutni ludzie zrozumieli swój błąd. Czy i my wreszcie doczekamy się takiego zakończenia i będziemy mogli powiedzieć, że władze „w końcu zrozumiały”…? Bardzo tego pragnę dla siebie i swoich córek. Bo przecież te drzewa, lasy, puszcza to nasz wspólny dom. Jakim trzeba być dziwolągiem, by tego nie rozumieć???
PS. Tej książki nie posłałam dziecku na obóz, bo z dedykacją posyłam ją pewnemu ministrowi – w nadziei!
„Złota różdżka, czyli bajki dla niegrzecznych dzieci”, Heinrich Hoffmann, Wydawnictwo Egmont 2017.
Dziesięć wierszyków z legendarnego tomu „Der Struwwelpeter oder lustige Geschichten und drollige bilder” Heinricha Hoffmanna opatrzone wstępem Michała Rusinka.
„Złota różdżka” to, moim zdaniem, doskonała lektura na wakacje. Niech nas tylko nie zwiedzie tytuł! Nie będzie tu wróżek, magów, czarodziei, różdżek magicznych, kul szklanych i zaklęć. Tytułowa różdżka to bowiem zdrobnienie od rózgi – atrybutu XIX wiecznej pedagogiki. Z wierszyka na wierszyk poznajemy kolejnego, bardziej krnąbrnego bohatera. Poznajemy bohatera i jego przewinienie, czyli zbrodnię (najczęściej nieposłuszeństwa) i karę. O tak, nie ma jak kara! Kara w wierszykach jest tak wyolbrzymiona, że aż śmieszna. Tak więc los Konrada, Hani, Kacperka, Filipa czy Jacka może być dziś dla nas i naszych dzieci powodem do rozmów nie tyle o posłuszeństwie, co o zmianie w podejściu do wychowania dzieci. Lektura z przymrużeniem oka, ale niezwykle ważna, bo to klasyka niemieckojęzycznej literatury w zupełnie nowych adaptacjach: Anny Bańkowskiej, Karoliny Iwaszkiewicz, Zuzanny Naczyńskiej, Adama Pluszki i Marcina Wróbla.
Książka jest wspaniale wydana, przepięknie ilustrowana, może być doskonałą wakacyjną przygodą, ale i cudownym prezentem. Ja ofiarowałam ją obgryzającej paznokcie córce (sic!).
A na koniec coś dla malucha – może zmieści się jeszcze w walizce.
„Alicja w krainie czarów”, Alison Oliver i Jennifer Adams, Wydawnictwo FORMAT, Wrocław 2017.
Kolejna książeczka w serii „BabyLit” to dwujęzyczna (polsko-angielska) pozycja wprowadzająca nawet roczne dzieci w świat kolorów. A te kolory poznajemy z bohaterami książki Lewisa Carrolla. Od białego królika, Alicji w czarnych bucikach, po pomarańczowego kota, niebieską gąsienicę, różowe flamingi i Królową czerwonego serca, czyli Kier. Książka jest doskonale zaprojektowana, bardzo estetyczna, a ilustracje w takiej kolejności, że pozwalają nam, rodzicom, na niezależne od podpisów przy obrazkach, opowiadanie bajki. Mój maluch uwielbia tę książkę i zupełnie jak jej starsza siostra, zaśmiewa się na brzmienie słowa „Caterpillar”. Doskonała – nie tylko na wakacje!
Jesteśmy na półmetku wakacyjnej przygody. Póki co pogoda nas rozpieszcza, ale przygotuję jeszcze mały niezbędnik na wypadek nagłej zmiany frontu!
Do zobaczenia niebawem.