Kiedy jeździmy po świecie z naszymi małymi dziećmi, zamiast próbować najróżniejszych rodzajów piwa lub wina, oglądamy zabawki. Czy są zupełnie inne? Często różnią się od tych, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Czasem jednak różni je tylko ludowy wzorek.
Nasze dziewczyny to uwielbiają: kolorowe, często banalnie zrobione zabaweczki, ciągle inne, ale ciągle też proste w obsłudze. Co kraj, to inne, kolorowe. Często przypominają nasze, polskie. Taki bączek na przykład. Jedna z najstarszych zabawek świata. Na odkrytych przez archeologów greckich wazach i mozaikach zachowały się wizerunki bawiących się ludzi. Ulubionymi akcesoriami gier i zabaw tego okresu znanymi do naszych czasów, były między innymi właśnie bączki. Dziś bawią się nimi dzieciaki w Brazylii, Polsce czy na wyspach Pacyfiku. Bączka wprawia się w ruch za pomocą naciśnięcia tłoka, bądź po prostu nim kręcąc. Może mieć ludowe wzorki, może być zrobiony z różnych materiałów – ale sens zabawy jest zawsze ten sam.
Tak samo jest z bierkami, które znały już germańskie plemiona dwa tysiące lat temu. Teraz bywają drewniane, plastikowe, a nawet metalowe, w zależności od miejsca na świecie. Dzieciaki ćwiczą dzięki nim zręczność, koncentrację i silną wolę. Często sposób zabawy i kształt zabawek wynika z tego, co dzieciaki mogą zdobyć w swojej okolicy. I tak w Hondurasie lalki są zrobione z wysuszonych i pofarbowanych liści kukurydzy, w Macedonii postacie robi się z drucików owiniętych materiałem, a w Indonezji lalki do teatru cieni – ze sztywnej bawolej skóry.
Do tego dochodzą motywy zwierzęce: kolory papug na wzorach ubrań lalek w Gwatemali (takim lalkom opowiada się o wszystkich swoich kłopotach, a potem chowa pod poduszkę i dzięki temu problemy są rozwiązywane) czy też drewniane kurki w Rosji. Czasem w zabawie ważne są wpływy kulturowe i polityczne: w Meksyku dzieciaki bawią się małymi Zapatystami (wojownikami, którzy zorganizowali na początku lat 90. powstanie w obronie praw tamtejszych Indian. W Rosji za to mamy słynne matrioszki (drewniana babka w babce).
Zabawki bywają nad wyraz pomysłowe. Tak jak jedna, którą nasza Hania przywiozła z Meksyku: kilka kawałków drewna, połączonych ze sobą gumkami, taki prosty „transformer”, który może się stać człowiekiem, jaguarem lub statkiem kosmicznym. Albo francuska metalowa „slinky”, u nas znana w kolorowej, plastikowej wersji, tak zwana leniwa sprężynka, która umie sama schodzić po schodach. Zasada w krajach, które zwiedziliśmy, jest jedna – im prościej, tym lepiej. Na przykład wszędzie znana jest zabawa w podrzucanie i zbieranie kilku małych przedmiotów: kamyczków albo szklanych kulek, głównie w basenie Morza Śródziemnego. Albo maleńkich woreczków z piaskiem lub ryżem: to w południowo-wschodniej Azji. W Polsce, w zależności od regionu ta gra ma kilka nazw: ciupy, hacele, sztole, krypcie, sztulki albo koble.
Jednak podczas naszych podróży odwiedziliśmy też miejsca, gdzie nawet takich zabawek dzieciaki nie mają. Pozostaje im zabawa z kilkunastoma braćmi i siostrami albo z zaprzyjaźnioną małpką z sąsiedniej dżungli.
Anna Alboth z mężem Thomasem, fotografikiem, i córeczkami: Hanią i Milą, podróżują po świecie i prowadzą blog Rodzina Bez Granic: www.thefamilywithoutborders.com